Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pią 15:26, 10 Maj 2024

Opowieśc bez tutyłu

 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Asthanel
Lost Bastard



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a co ci do tego? ^^
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 3:58, 21 Lis 2009    Temat postu: Opowieśc bez tutyłu

Wczesnojesienne niebo kontrastowało chłodnym błękitem z rudymi liśćmi. Powietrze miało zapach zroszonej ziemi i koszonej trawy. Anne odetchnęła głęboko i położyła się na szorstkiej trawie, niedaleko Nicolasa. Uśmiechnęła się do siebie. Lubiła takie jesienne, ciepłe popołudnia, zwłaszcza spędzane w towarzystwie przyjaciół. Było jej dobrze. Chłonęła całą sobą to blade niebo, jaskrawe słońce i przede wszystkim, świadomość, że tuż obok niej leży ktoś, z kim może się podzielić swoimi odczuciami. Czasem zastanawiała się, na czym polega prawdziwa przyjaźń. Nigdy nie znalazła odpowiedzi, a mimo to wiedziała, że obok niej leży istota – z którą los połączył ją przedziwnymi zbiegami okoliczności. Osoba, którą przecież nigdy mogłaby nie spotkać. Ale spotkała, ponad rok temu. Osoba której dusza była inna od jej własnej – a która była jej bliższa niż sama sobie. Osoba, którą mogła bez wahania nazwać przyjacielem. I teraz właśnie całą sobą chłonęła to szczęście, które jest udziałem wszystkich przyjaciół. Szczęście błogiego spokoju i nie martwienia się o cały świat, szczęście świadomości, że można być dla kogoś.
- Co byś zrobiła, gdybym umarł? – zdawkowe pytanie zawisło w powietrzu jak dokuczliwa osa. Anne miała wrażenie, jakby spokojna taflę jej duszy zmącił nagle ostry sztylet. Poczuła silny niepokój. Odpowiedziała szczerze, nadal będąc w lekkim szoku. Dlaczego zadaje takie pytania?
- Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić – rzeczywiście nie potrafiła.
- Wyobraź sobie, że wstajesz rano, powiedzmy, po imprezie – ciągnął dalej Nicolas z całkowitym spokojem – i zauważasz, że siedzę przy stoliku, z opuszczona głową. Mówisz cos do mnie, a ja nie odpowiadam. Co byś zrobiła?
Anne zastanowiła się trochę próbując wyobrazić sobie sytuację i przy okazji nie pozwolić zdenerwowaniu wypełznąć na wierzch. Rozmawiają tylko hipotetycznie, prawda?
- Nie wiem... zaczęłabym krzyczeć, chyba próbowałabym kogoś zawołać... Nie, nie... nie wyobrażam sobie tego...
I pewnie starałabym za wszelka cenę przekonać się, że to wszystko tylko zły sen. A potem prawda by mnie zabiła, jak sądzę. Lecz tego już nie dodała. Niebo już się nie liczyło. Tylko niepokój.
- To zabawne – Nicolas zaśmiał się cichutko, i zrobił pauzę – Krótka chwila, nagły, przeszywający całe ciało ból, a potem już nic...
- Przestań! – wykrzyknęła zakrywając uszy dłońmi i odwracając się do niego tyłem – Nie mów takich rzeczy! Przestań.
Nie był w stanie zrozumieć co czuła, kiedy mówił o swojej śmierci w taki sposób. A ona nie chciała tego czuć.
Nicolas zaśmiał się ponownie, ale już nic nie powiedział.
Już chwilę potem rozmawiali swobodnie na bardziej spokojne tematy i śmiali się głośno. Anne doszła do wniosku, że Nicolas ja jednak kiedyś zabije: albo śmiechem, albo w inny, mniej radosny sposób.
W końcu poczuli, ze limit śmiechu na dzień dzisiejszy się wyczerpał (choć często przekraczali limity) i oboje nagle się uspokoili i spoważnieli. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, ale Anne wcale nie miała ochoty wracać do domu. Tu na trawie, było jej całkiem dobrze. Zaczęli rozmawiać o rodzeństwie w ogólności. Przyjaciele to rodzina która wybieramy sobie sami. Tak, niewątpliwie znalazła brata, cóż z tego, że nie byli spokrewnieni. Akurat w tej kwestii to nie miało żadnego znaczenia.
- Przytul się, jeśli chcesz, my sweetie.
Zamarła, a zaraz potem poczuła jak zalewa ja fala ciepła. Była tak szczęśliwa, ze mogłaby dotknąć gwiazd nie wysilając się zbytnio. Jak to możliwe? Zawsze bała się go dotknąć, wiedziała, ze nie lubi kontaktu fizycznego. Zawsze cieszyła się, kiedy choćby przez przypadek, mogła go dotknąć. A tu, nagle, taka wylewność...? Uśmiechnęła się w duchu szeroko i przytuliła nieśmiało do ramienia przyjaciela, delikatnie, jakby miał się zaraz rozwiać na wietrze, jak sen.
- Wygodnie ci? – zapytała opierając głowę o jego ramię. Jej twarz owionął ciepły oddech. Nie przeszkadzało jej to, ani trochę.
Potwierdził mruknięciem.
Zamknęła oczy i wciągnęła w nozdrza bardzo dobrze znana woń jego ubrań.



______________________________

Opowiadanie jest pisane dla samego pisania, wydarzenia prawdopodobnie nie będą chronologiczne, są to po prostu luźne scenki z życia bohaterów, bez żadnej myśli przewodniej czy konkluzji. Mam nadzieję, że nie zbijecie mnie za bardzo i będę w stanie pisać kolejne scenki
Endżojujcie!
[/u]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Saphira
Niewolnik Duszy



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wędrująca,jak wiatr
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 13:29, 21 Lis 2009    Temat postu:

widzę odzew na moją prośbę i ogromnie mnie to cieszy. Jest dobrze. Nie zauważyłam jakichś poważniejszych błędów, czy choćby usterek. Brawo, Asthi;)

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Saphira dnia Sob 13:30, 21 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Asthanel
Lost Bastard



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a co ci do tego? ^^
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 20:21, 12 Gru 2009    Temat postu:

Uporczywe brzęczenie budzika wyrwało ja z płytkiego snu. Odruchowo sięgnęła pod poduszkę i wyłączyła alarm. Chwilę jeszcze marudziła pod kołdrą, zanim w końcu zdecydowała się wstać. Rutynowe czynności, szybkie śniadanie, łyk kawy. Kilka minut spędzonych przed lustrem na wymyślenie fryzury na dzisiaj. Zdecydowała się w końcu na warkocz. Zawsze może potem go łatwo przerobić na koński ogon... Złapała już spakowana torbę i żywym krokiem wyszła na miasto. Na uczelnię piechota miała około dwudziestu minut drogi, ale nie chciało jej się zdzierać butów. Pojechała miejskim...
Przekroczyła drzwi niezbyt reprezentacyjnego budynku Wyższej Akademii Humanistycznej dwadzieścia minut przed zajęciami, ale Anne lubiła być tutaj wcześniej. Nicolas zawsze przybywał przed czasem i witał ją przed salą uśmiechem .
- Hello, my sweetie! – zarzucił wesoło. Był dzisiaj w dobrym humorze, co automatycznie podniosło nastrój Anne o kilka następnych stopni. Zaraz potem zaczął z zapałem relacjonować jej wczorajsze popołudnie, rozmowę z kumplem i swój sen. W wyniku tego raportu Anne musiała przysiąść na parapecie, by nie upaść ze śmiechu. Poszli jeszcze razem do automatu z batonikami, rzucając na przemian skojarzenia na temat mijanych ludzi i zanosząc się śmiechem. Pod salą stawili się punktualnie zagryzając Marsy.
Podczas wykładu robili to, co zwykle – zabawiali się wyłapywaniem w wypowiedzi profesora wszelkich poszlak (niekoniecznie prawdziwych) pasujących do stworzonej przez nich spiskowej teorii ludzkości głoszącej, jakoby ów profesor był zagorzałym yaoistą. Nikogo w grupie już nie dziwiło, że oboje równocześnie reagują chichotem na rzeczy, które wcale nie wydają się zabawne... Cóż, przywykli.
W końcu Nicolas zaczął coś tam mazać na końcu zeszytu, zaniechując totalnie robienie notatek. Ann nie chciała mu przeszkadzać, wiedziała, że tego nie lubił. Ukradkiem zerkała na rysunek. Hmm.... chyba będzie z tego jakiś elegancki pan w kapeluszu... Ach tak, oczywiście, ma w ręku broń... Ktoś leży... pewnie jego ofiara. Czyli znowu tematy mafijne...
Anne zajęła się więc obserwowaniem ruchów jego dłoni. Uwielbiała to robić. W ogóle, uwielbiała go obserwować. Jego skupienie, kiedy coś rysował, lekko ściągnięte brwi, linie kreślone tuż nad powierzchnia kartki, kiedy przymierzał się do rozpoczęcia rysunku. Błękitne oczy o intensywnej barwie utkwione w kartce, brązowe włosy lekko opadające na twarz, delikatnie pochylona sylwetka... Anne musiała przyznać, że jest piękny. Och tak, uważała, że jest przystojny. I zdawała sobie sprawę, że go kocha, cała sobą. Ale jednocześnie nie wzbudzał w niej pożądania, nigdy tak na niego nie spojrzała. Widziała tylko piękne dzieło sztuki utworzone przez naturę, o nienagannych rysach twarzy i cudownych oczach. Jego ciało widziała zawsze tylko oczami artysty, który ocenia. Kochała jednak jego wnętrze nieporównywalnie mocno, i myśl, że on czuje to samo wobec niej, choć nie potrafi tego pokazać, sprawiła, że w tym jednym momencie stała się najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Poczuła wtedy, że nic jej już nie brakuje. Zaśmiała się cicho do swoich myśli, chłonąc całą sobą jego obecność. Popatrzył na nią z ukosa, ściągając brwi.
- Z czego się cieszysz?
- Nie, nic takiego, rysuj dalej...
I niech jej tylko ktoś spróbuje wmówić, że miłość platoniczna nie istnieje...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Asthanel dnia Sob 20:32, 12 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Saphira
Niewolnik Duszy



Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 407
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: wędrująca,jak wiatr
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 19:36, 14 Gru 2009    Temat postu:

coraz lepiej, nie znajduję błędów. Bdb w szkolnej skali

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Czw 22:04, 08 Wrz 2011    Temat postu:

Super! Mi tez bardzo się podoba:)
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin