Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pon 18:45, 20 Maj 2024

Samotna Wędrówka
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Śro 16:12, 05 Wrz 2007    Temat postu: Samotna Wędrówka

WItajcie ! Jestem nowy ! Mam na imię Bartek i od razu z mostu chciałbym wam przedstawić początek mojej książki.
Chyba się nie gniewacie, że tak od razu z mostu? A więc, zapraszam fanów do czytania początku mojej twórczej książki...


Zagadka

Był piękny wrześniowy poranek. Król Marlhome postanowił jak co rokuodbyć wizytę w Yonnaru, głównym ośrodku szkolenia piechoty Kirhu Fenhy. Miasto to składa się z baraków i budynków koszarowych.
Król krainy Kirhu Fenha, Marlhome, był wysokim, szczupłym oraz barczystym mężczyzną. Wręcz emanowała z niego siła oraz odwaga. Na bystrej twarzy wypiętrzyły się przeżyte lata. Włosy długie, lokowane sięgały mu do ramion. Oczy bystre, brązowe, z których można było wywnioskować jego wiek. Żylaste ręce, efekt wieloletnich prac w kuźni.
Władca wyruszył z Mir’aedu wczesnym przedpołudniem wraz z kilkudziesięcioma najlepszymi żołnierzami. Połowa z nich miała długie, ręcznie robione łuki z drzewa cisowego, pełen kołczan strzał oraz miecz. Druga połowa miała włócznie, miecz oraz tarcze. Ich zbroje mieniły się srebrem w świetle słońca, a zrobione były krzatowymi rękoma, które były mocniejsze od tych, które robią ludzie.
Szli niecałe dwie godziny, gdy na ich oczach pojawił się jeźdźiec na białym rumaku. Cały był zalany krwią. W jednej ręce, kurczowo, trzymał miecz. Włosy krótkie. Gdy jego wierny rumak dojechał do króla, to ten zobaczył, iż człowiek, który jechał na koniu nie żyje. Jeden z żołnierzy otrzymał rozkaz przeszukania jeźdźca i w jego torbie znalazł zawinięty i zapieczętowany zwój. Przekazał władcy, a ten go przeczytał :
„Królu,
przesyłam mojego zwiadowcę z prośbą o wsparcie militarne bądź radę. Od niedawna, z lasu obok, a jest to Faren'hu, w nocy, niewiadomo co wychodzi i atakuje moją straż, która jest wystawiana na noc. Próbowaliśmy nawiązać kontakt z obcymi, poprzez pułapkę, jednak Ci byli sprytniejsi. Było ich kilka razy więcej i otoczyli moją „małą” armię, którą wysłałem do lasu. Dowiedziałem się o tym od jedynej osoby jaka przeżyła tę masakrę. Nie wiem co mam robić. Proszę o szybką odpowiedź, bo inaczej nas wszystkich wybiją !
Ronnan”
Król długo się nie zastanawiał. Wydał rozkazy, aby jeden z żołnierzy pobiegł do zamku, a drugi zaś wprzódy na zwiady. Uformował szyk i ruszyli. Z początku szło im nieźle, jednak żołnierze odziani w tak ciężkie zbroje długo nie wytrzymali.
Dzień chylił się ku końcowi, podczas gdy mieli już za sobą kilka mil drogi. Rozpalili ogniska oraz wystawili wartę. Noc była gwieździsta oraz bardzo spokojna. Nigdzie nie było nic słychać ani widać, prócz kilku przebiegających saren bądź lisów.
Z pierwszym świtaniem zgasili ogniska, oraz zatarli ślady swojego pobytu i ruszyli dalej.
Maszerowali kilka godzin po czym zobaczyli Zagajnik. Z daleka odpychał swym wyglądem. Z czasem jak dochodzili, lasek wydawał się coraz bardziej groźny, jakby coś czyhało na przyjezdnych. Nikt nie odzywał się słowem. Wjeżdżając do lasku, każdy rozglądał się na boki. Dęby spuszczały swe gałęzie, jak dziecko żądne zabawki. Po pewnym odcinku drogi, drzewa stawały się coraz wyższe, w niczym nie przypominających, tych, które widzieli na początku. Ścieżka stała się węższa i po piętnastu minutach musieli iść gęsiego. Droga, którą szli, była zrobiona z kamienia. Dobrze utrzymana, zrobiona przed wieloma wiekami. W lesie panował gęstniejący mrok, gdyż przez kotarę drzew, nie mogło przebić się słońce.
Minęło pół godziny żmudnego marszu, gdy natrafili na małą polankę. Postanowili utworzyć tutaj pierwszy tego dnia obóz. Mimo, iż słońce wreszcie zajrzało przez gęstą kotarę drzew, to żołnierzom Marlhome’a nie dodało to otuchy. Wciąż rozglądali się na wszystkie strony w obawie przed nagłym atakiem. Po kilkunastu minutach, postanowili ruszyć dalej. Kiedy ponownie zagłębili się w lasek, droga stała się jeszcze bardziej węższa, jednak gruba warstwa drzew, nie pozwoliła dostać się tutaj promieniom słońca. Ścieżka stała się bardziej zaniedbana, niż z początku. Kamień, z którego zrobiony był szlak, niegdyś pięknie prezentował się w tutejszym zagajniku, lecz teraz był popękany, brakowało niektórych kamieni i w ten sposób stracił na uroku. W miejsce braków powstały dziury, w których stała rzadko wysychająca woda.
W ten sposób morale żołnierzy diametralnie spadły. Nikt nie chciał iść dalej, jednak każdy bał się wyrazić to na głos. Wtem, z każdej strony żołnierze usłyszeli mrożące krew w żyłach ryki. Potrwało to moment, po czym nagle ucichło, co jeszcze bardziej spotęgowało strach żołnierzy. Równie nagle, króla i jego poddanych, doszedł odgłos orających o ziemie kopyt...


Powrót Do Przeszłości

Ashran stał na pagórku i wpatrywał się we wschodzące słońce na horyzoncie. Myślał o swej przeszłości. Niegdyś był jednym z najlepszych najemników, którzy zabijali na zamówienie. Wykonywał zlecenia prawie na każdego, jednak na ludzi bardzo rzadko. Prędzej, nim zaczął zabijać za pieniądze, służył w Doborowej armii - Szóstej Piechoty Yonnaru. Następnie, gdy ogłoszono go zdrajcą, udał się na wygnanie i podróżował po świecie zabijając najokropniejsze bestie. Zabijał tylko gdy musiał, bądź gdy wpadł w zasadzkę. Nie lubił tego, jednak by żyć, musiał to robić.
Jednak teraz, gdy wspominał te dawne czasy robiło mu się niedobrze.
Mieszkał w starym domku, na skraju lasu Shakz'bun. Utrzymywał kontakty z elfami. W zamian za pomoc, którą w miarę swoich możliwości udzielał tym pięknym stworzeniom, król Worrak obdarzył go, z pomocą smoków nieśmiertelnością. Wraz z nastającymi walkami w Fyt’hii, krainie gdy niegdyś był jeden władca, smoki postanowiły opuścić te tereny. Pewnego dnia wzleciały i nigdy nie wróciły, a ich nową siedzibą została wyspa na morzu Sanskim.
Były najemnik miał długie opadające włosy, które miały kolor brązowy. Na twarzy, aż trzy blizny, zadane najprawdopodobniej przez klingę. Bardzo żylaste ręce, które posiadały siłę trzy razy większą, niż zwykły człowiek. Lata przeżyte na pustkowiach, na tyle się wypiętrzyły na jego twarzy, iż nieśmiertelność dana przez elfów, nie mogła tego zaćmić. Jeżeli elfy kogoś obdarowują nieśmiertelnością, to także „dają” urodę jaką one same posiadają.
Powróćmy do naszego bohatera. Mieszkał tam parę ładnych lat i prawie codziennie przebywał w gościnie u króla elfów. Za życia śmiertelnika miał o wiele więcej mrocznych przygód, niż to opisałem na początku, jednak to się nie pojawi w tej opowieści.
Pewnego słonecznego popołudnia (a było to piątego listopada) stał na wzgórzu. Poprzednie dwa dni spędził u króla Worraka, gdyż odbywał się coroczny Festiwal Odrodzenia Elfiego. Był to jeden z najbardziej cenionych festiwali, jeśli nie najbardziej. W ten czas wszyscy się bawili, pili i jedli. Oczywiście co to byłaby za zabawa bez smoków. Na to otóż święto specjalnie zlatywały się wszystkie smoki. Ogółem wstał tego dnia na kacu. A jego sposób na kaca, to dużo pić wody źródlanej. Miał jej pod dostatkiem, ponieważ niedaleko płynął malutki strumyczek.
Tego jednak dnia miał zamiar się wybrać do Mir’aedu dowiedzieć się czy wiadomo coś więcej w sprawie króla. Został porwany. Na ten czas rządy w królestwie sprawował jego zastępca - Hransog. Znany jest ze swojej porywczości, jednak pod nieobecność króla dobrze sobie radzi.
Ashran obliczał około dwóch, może trzech dni wolnej jazdy konno. Oczywiście jeżeli pokazałby się bez żadnego przebranie, to od razu by go rozpoznano i wsadzono do więzienia, przez zakaz poruszania się swobodnie po Kirhu Fenhie. Jednak z powodu zasług, z których zasłynął w całym królestwie, dostał od króla zgodę na poruszanie się po jego terenach, jednak nie może zostać dłużej w jednym mieście niż dwa dni. Prawie nigdy nie ruszał się ze swojego domu, jednak z powodu porwania króla, którego bardzo cenił, to co 2-3 tygodnie zjawiał się w Mir’aedzie.
Postanowił wyjechać o świtaniu dnia 7 listopada.
Dwa dni później, gdy jeszcze było ciemno Ashran wstał i osiodłał konia. Zabrał wszystkie zapasy, które miały starczyć mu na sześć dni. Napoił konia, gdyż dzieli ich jeden dzień jazdy konno, od wody pitnej. Sprawdził czy wszystko zabrał i wyjechał.
Pierwszego dnia nic się nie działo. Jechał cały dzień pięknymi, zielonymi łąkami, na których nic się nie pasło. Pod wieczór znalazł malutki zagajniczek. Rozbił obóz, upolował jelonka i poszedł spać.
Następnego dnia z rana dojechał do pierwszego źródła wody. Była to rzeka Fitha.
W promieniach słonecznych wylegiwał się przez godzinę. Ruszył wzdłuż rzeki szukając mostu, przez który mógłby się przedostać na drugą stronę. Podczas jazdy słyszał szum wody, który stopniowo się nasialał. Dojechał do mizernie wyglądającego mostu, jednak był to jedyny w okolicy, przez który mógł przedostać się na drugą stronę, a nie miał czasu szukać innej przeprawy. Wjeżdżając na mostek, jego koń zachwiał się lekko. Chwilę trwało zanim rumak złapał równowagę. Gdy wjechał na drugi brzeg poczuł wielką ulgę.
Słońce zaszło i zaczęło się zbierać na deszcz. Jechał następne dwie godziny bez większych przeszkód. Mijając pierwszy dom od wyjazdu, który wyjątkowo różnił się od innych znanych mu budowli, zerknął w jego stronę i zobaczył w oknie dziwnie wyglądającą osobę, która bacznie mu się przyglądała, jednak gdy spróbował jej się lepiej przyjrzeć, owa osoba zniknęła. Zatrzymał się i zastanawiał czy nie podejść i zobaczyć kto to był, jednak szybko zaniechał tego pomysłu. Budynek ten odpychał wyglądem. Wysoki, nawet bardzo wysoki, gdzie dach był pokryty dziurawą strzechą. W oknach wisiała postrzępiona świńska skóra. Na drzwiach widoczny był upływ lat, a ślady po siekierach wskazywały na to, że gospodarz nie był faworytem dawnych mieszkańców tych okolic.
Mijając sam dom, usłyszał jeszcze jakiś krzyk dobywając się ze środka, jednak nie zwrócił na to większej uwagi. Jechał i podziwiał pięknie wyglądające pola, w których wiele było różnorakich kolorów. Szary, zielony, brązowy i wiele, wiele innych, które mieszały się w jednolity, złoty kolor. Ilekroć Ashran spojrzał za siebie widział ten dziwny dom, a na „ogródku”, jeśli tak to można nazwać, stała postać. Wysoka (przynajmniej tak mu się wydawało), odziana w łachmany, których strzępy targane przez wiatr przedstawiały żałosny widok. Z daleka wydawać się mogło, że to zjawa na tle majaczącego domu. Owa osoba podniosła rękę w geście pożegnania.
Dojechał do Mir’aedu w spokoju. Nie było więcej „zjaw”, ani żadnych nieoczekiwanych postojów.
Przed miastem roiło się od kupców, chłopów, żołnierzy, rzemieślników, grabarzy, rolników, żebraków itd. Zszedł z konia i wmieszał się w tłum, by go nie rozpoznano. Brama do miasta, wysoka na dziesięć łokci, otwierana dwustronnie, z nieznanego surowca. Miasto było otoczone grubym murem kamiennym, gdzie co dwadzieścia łokci znajdowała się wieża wysoka na piętnaście-dwadzieścia łokci. Z niej łucznicy mieli zasięg nawet do dwustu metrów. Po obu stronach bramy, stali dwaj strażnicy. Chudszy, a zarazem wyższy, oraz grubszy i niższy. Obaj przyglądali się każdemu z byka, w lśniących zbrojach, które wyglądały na solidne, u boku miecz, zaś na plecach tarcza. Mieli za zadanie sprawdzić każdego wchodzącego do miasta.
Gdy przyszła kolej na Ashrana, to ten zasłonił jeszcze mocniej twarz chustą i podszedł do chudszego. Spojrzeli sobie w oczy. Były najemnik miał wrażenie, iż żołnierz rozpoznaje go. Odwrócił głowę w drugą stronę.
- Skąd przybywasz i w jakim celu ?
- Przybywam z daleka i muszę uzupełnić zapasy, gdyż przede mną jeszcze daleka droga - odparł.
- Taak... Czego potrzebujesz ? - spytał po dłuższej chwili żołnierz.
Szukając szybkiej odpowiedzi, Ashran palnął głupstwo :
- A co cię to obchodzi ?
- Uuu... Wiesz, że mogę Cię teraz nie wpuścić do miasta, ponieważ, po pierwsze - nie dałeś jasnej odpowiedzi na moje pytanie, a po drugie - obraziłeś mnie.
- Przepraszam, zapomniałem gdzie jestem - odparł lekko zdenerwowany.
- Tak więc pytam jeszcze raz, czego potrzebujesz ?
- Głównie żywność.
- Hmm... Tak więc tylko po to przyjechałeś??? - po dłuższej przerwie dodał - Mam nieodparte wrażenie, że skądś Cię znam... Yhm...
- Być może kiedyś mnie już tutaj widziałeś. - sprytnie odparł.
- Nie wydaje mi się, jednak nie mam innego wyjścia. Proszę, wchodź!
Wchodząc do miasta miał wrażenie jakby wpadł w pustkę, gdzie znajdowały się tylko budynki. Budowane były z myślą o obronie miasta. Usytuowane tak, aby pełniły funkcje obronne. Wchodząc w ścieżki między budynkami nie ma żadnych szans na przeżycie. Wieże miały zasięg z jednego końca miasta na drugi, tak więc jakby jedna wieża na zachodzie by zawaliła, to wspiera ją wschodnia. W razie pożaru, na trzy budynki przypadał wielki zbiornik z wodą. Na murach roiło się od znakomitych strzelców. Daleko na wprost jak strzelił, od strony bramy, stała potężna rezydencja. Z tej pozycji wyglądała bardzo niewyraźnie, jednak Ashran wiedział co to za budynek. Jest to rezydencja króla, który teraz sprawuje władzę nad Mir’aedem oraz nad całą włością, którą ma we władzy, czyli nad Kirhu Fenhą.
Stał przez chwilę przypatrując się tejże budowli, jednak on miał inny cel własnej podróży. Była to knajpa, można by ją nawet nazwać „speluną”, ponieważ przychodziły tam same największe szumowiny miasta. Jednak właśnie tam Ashran mógł dowiedzieć się najwięcej. Tak więc wszedł w prawą alejkę od strony bramy i szedł tak na wprost z dziesięć minut. Następnie skręcił w lewo i zobaczył mały, bardzo zaniedbany budynek z wielką tabliczką nad drzwiami, gdzie gościł napis : „U Menela”, co idealnie odzwierciedlało obraz owej knajpy.
Wszedł do środka i momentalnie odór, który z niej się wydobył, odepchnął Ashrana na metr. Przemógł się i ruszył naprzód. Na początku nic nie mógł dojrzeć, ponieważ wszędzie było gęsto od dymu z fajek, które ciągle gościły w gębach tutejszych gości. W środku panował chaos. Stoliki - porozwalane - krzesła niby poukładane wokół nich, jednak w ogóle bez ładu. Bar, jeśli można to tak nazwać, cały brudny, zaś blat , na którym spoczywały kufle, rozwalony, zapewne od uderzeń pięściami. W prawym rogu od wejścia tłukło się dwóch meneli. W lewym rogu trwała zawzięta kłótnia przy grze w karty. Przeszedł obojętnie obok tych wydarzeń i znalazł się naprzeciw barmana.
- Był tu dzisiaj Jahner ? - zapytał grzecznie.
- Nie, bo co ? - odparł zbyt natarczywie barman.
- Ponieważ chciałbym z nim porozmawiać - odparł Ashran wciąż zachowując spokój.
- No to se chyba nie pogadasz, a teraz daj mi spokój, bo mam sporo roboty.
I odszedł zostawiając Ashrana z własnymi myślami.
Usiadł przy barze i obserwował co się dzieje w pubie. Wszędzie trwały kłótnie, hałasy, śmiechy, odgłosy tłuczonego szkła. Po chwili namysłu postanowił poszukać przyjaciela u niego w domu, jednak rzadko on tam przebywa.
Gdy był już przy wyjściu, usłyszał ochrypły głos, który wymawiał jego imię. Spojrzał za siebie i zobaczył Jahnera. Przywitali się i po krótkiej wymianie zdań postanowili porozmawiać na zewnątrz.
Po tym jak wyszli, pierwszy przemówił Ashran :
- Co tam u Ciebie stary przyjacielu ?
- Niestety to, co było. Ciężko o pracę, pieniądze i co tylko. Jednak opowiadaj co tam u Ciebie?
- Nic się nie zmieniło, oprócz przybywających lat, które i tak nie zdają się postarzać mnie. Wszystkie ważne sprawy pozałatwiałem i przybyłem najszybciej jak mogłem. Słuchaj, wiadomo coś nowego w sprawie króla ?
- Tak. Wiadomo kto Go porwał. Możesz nie uwierzyć, ale były to Minotaury, te stwory z Gór Błękitnych, skąd nie ruszały się od ponad stu lat i znowu wyszły na świat. Jest to jedna z najgorszych wieści jakie słyszałem w przeciągu kilku lat. Mogły siedzieć w tych swoich jaskiniach...
- Spokojnie, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, iż prędzej czy później znowu pojawią się wśród nas - uspokoił go Ashran. - Wiadomo, gdzie Go zabrały ? - zapytał po dłuższej przerwie.
- Na sto procent nie wiem, jednak podobno tę masakrę przeżył jeden z żołnierzy eskortujących króla i zdołał uciec. Prawdopodobnie mieszka On w Sura'namie, ale nie jestem tego pewien. Wedle moich informacji zaprowadziły Go do Wuru'da... Pewnie znowu są na łaskach tego niegodziwca Norrhy... Jakbym go dorwał, to bym mu pokazał... Gdybym tylko nie był taki stary, to bym dosiadł konia i ruszył w poszukiwaniu króla...
Pożegnali się i rozstali. Ostatnie słowa Jahnera przemówiły do Ashrana. I tak nie mam co robić tam u mnie, to może ruszę w poszukiwanie króla, pomyślał Ashran. Jednak na razie muszę pojechać do Worraka i dowiedzieć się czy mi pomoże, dokończył myśl Ashran.
Noc postanowił spędzić w dość dobrej gospodzie o nazwie "U Korsarza".
Na następny dzień wyruszył z miasta o świtaniu. Postanowił obrać taką samą drogę, jaką przyjechał.
Jechał w spokoju trzy godziny. Zbliżał się właśnie do malutkiego zagajniczka, który składał się zaledwie z kilku drzewek. Kiedy przjeżdżał, zza jednego z drzew wyleciał ork, który trzymał w ręce łuk. Bez chwili zastanowienia wystrzelił pierwszą strzałę. Ashran ledwo co zdążył się uchylić. Skoczył z konia i rzucił się na orka. Chwycił go za ręke i jednym ruchem obalił na ziemię. Z pochwy, którą stwór miał przyczepioną do pasa, wyciągnął miecz i gdy miał mu zadać śmiertelny cios, nagle coś ugodziło go w ramię. Spojrzał w kierunku zagajniczka , a tam stało około dziesięciu orków, z łukami w rękach. Chwilę się zastanawiał. Zrobił szybki krok w prawo i właśnie tam poleciały wszystkie strzały. To dało mu chwilę czasu na uczieczkę. Szybkim krokiem podbiegł do konia, wskoczył na niego i ruszył. Kilka strzał świstnęło mu nad głową oraz obok ramienia. Zdołał uciec, jednak ból w ramieniu nie pozwolił mu się skupić. Co to było ? - zadawał sobie to pytanie, jednak nie mógł znaleźć odpowiedzi.
Pospieszył konia i teraz już pędem gnali przez pustkowia.
Postanowił zatrzymać się w pierwszym lepszym domu jaki spotka, gdyż ból dokuczał mu niezmiernie. Pech chciał, iż pierwszym napotkanym budynkiem była owa rudera, którą mijał w drodze do Mir'aedu. Zatrzymał się przed wejściem. Chata nie miała drzwi, tylko kawałek drewna, który te drzwi zastępował. Zapukał i czekał. Niestety nikt nie otwierał, więc postanowił wejść. Wszedł do środka i od razu się przestraszył. Na podłodze leżały kawałki martwych zwierząt, na ścianach "trofea" z łbów ludzi, zaś zamiast stołu był kawałek pnia. Łóżka nigdzie nie było widać. Schody prowadzące na górę podziurawione, w kilku kawałkach. Wszędzie smród zgnilizny. Postanowił zbadać dom. Wyciągnął ze spodni miecz, który ukradł orkowi i ruszył na górę. Gdy wchodził na pierwszy stopień, to ten zgrzytnął i prawie się rozpadł. Doszedł na górę i się rozejrzał. Korytarz - bardzo długi - prowadził tylko w lewo. Poszedł tam i badał każdy pokój. W pierwszym można było przypuścić, iż jest to łazienka. Na środku wielki otwór. Nigdzie nie było widać kranu lub wanny. A smród był jeszcze gorszy niż na dole. W drugim pokoju było pusto. Zaś w trzecim, to co zobaczył, przeraziło go. Na środku pokoju stała wielka trumna. Zamknięta, jednak Ashran z ciekawości musiał ją otworzyć. Podszedł po cichu i otwarł klapę. Trumna nie była pusta. W środku leżał najprawdziwszy Licz. Wyglądem przypominał człowieka, jednak zawsze cały jest blady jak trup. Wysoki, jednak tak chudy, że kości widać, żywi się wyłącznie zwierzątami oraz padliną. Każdy licz, jest czarnoksiężnikiem, który utracił duszę, jednak był kiedyś człowiekiem. Brak oczu (przynajmniej tak się wydaje) jest wstanie przerazić najmężniejszego człowieka oraz elfa. Ashran ledwo co opanował krzyk zdumienia, jak i zdziwienia. Najszybciej, ale i najciszej jak mógł zamknął trumnę i zszedł na dół. Szybkim tempem dosiadł konia i ruszył. Tysiące myśli przeszło głowę byłego najmnika. Skąd on tu się wziął ? Dlaczego się tutaj pojawił ? Po co ? Jest sam, czy z kimś? Te pytanie i jeszcze wiele innych bez odpowiedzi zadał sobie podczas jazdy Ashran.
Jechał bardzo szybko, jednak dziwne zajścia tego dnia nie pozwalały mu się skupić. Gnał przez kotlinki, dolinki, pastwiska, pola, dzikie bezdroża i nim się spostrzegł znalazł się już w domu. Konia odprowadził do stajenki, rozpakował się i ruszył w stronę Shakz'bun. Wchodząc do lasu nie czuł strachu, ponieważ był do niego przyzwyczajony i często tu bywał, z racji wizyt u króla elfów, Worraka. Jednak ktoś, kto tu nigdy nie był, mógł nabawić się strachu. Nie był to zwykły las. Drzewa olbrzymie, których wierzchołki prawie dotykały chmur, jednak jest to tylko taka fatamorgana, którą przeżywa każdy obcy. Na każdym drzewie wyryte znaki, pewnie dla komunikacji między mieszkańcami tego lasu. Kółka, kwadraty, prostokąty, trapezy, romby, kreski, kropki zsynchronizowane w pewne wzorki. Idąc ścieżkami, nikt nie ma prawa zgubić się, jednak jeśli tylko raz zboczy się z wyznaczonej ścieżki, można już nigdy nie ujrzeć słońca.Drzewa, niby ludzie, są wstanie się poruszać.
Szedł piętnaście minut i już zaczynał wchodzić w tereny, gdzie mieszkały elfy. Prawie, że urosły przed nim pierwsze budynki królestwa Worraka. Domki, usytuowane na drzewach, a wchodziło sie do nich, po pięknych marmurowych schodach. Z zewnątrz wyglądały nadzwyczajnie. Okienka podzielone na trzy części. Zamiast firanek, zwisały złote frędzle, które jak na nie się spojrzy, mieniły się srebrem. Dach zrobiony z dębu, jednak coś sprawiało, że wyglądał jak jeden wielki diament. Cudownie mienił się , a każdy kto to zobaczył, nie mógł oderwać od niego oczu, co działo się za każdy razem z Ashranem, gdy to ujrzał. Wszystkie budynki wyglądały prawie tak samo , z wyjątkiem jednego - pałacu władcy. Potężna rezydencja, niczym zamek. Ogromna brama, zrobiona z najczystszego złota. Cała zdobiona klejnotami, wydobywanymi w Górach Grozy. Budynek wysoki na dwadzieścia pięć łokci, a szeroki na sto. Malutka fosa wokół pałacu. Od bramy był mały mościk, przez któy można było dostać się do środka. Była to jedyna budowla w tym lesie, która nie znajdowała się na drzewie.
Przeszedł przez most do bramy, gdzie zatrzymało go dwóch strażników.
- Witaj Ashran ! Dawno CIę tutaj nie było. - wtem żołnierz zobaczył ranę na ramieniu - Co Ci się stało w ręke ? - zapytał.
- Szkoda gadać, muszę jak najszybciej zobaczyć się z królem. Na pewno dowiesz się od niego przyjacielu, co zaszło.
Wszedł do pałacu. W środku był długi hol. Dywan, po którym szedł, był zrobiony z najlepszego jedwabiu, jaki można dostać w Fyt'hii. Sufit pomalowany na biało, zaś ściany na seledynowo. Pełno obrazów rozmieszczonych co kilka centymetrów. Nigdy Ahsran nie doszedł do tego, kogo te postacie i krajobrazy przedstawiały.
Szybkim krokiem ruszył ku wejściu, które znajdowało się zaraz na przeciwko bramy. Przy drzwiach - także zrobionych ze złota - stał strażnik. Bez wahania wpuścił go do komnaty. Król i jego żona czekali już na niego.
- Witaj Ashranie ! Dostałem od Libaela wiadomość, iż jesteś przy bramie. Opowiadaj szybko co się stało ? - przywitał go król.
Jak on tak szybko dowiedział się, że jestem? - pomyślał Ashran, a potem opowiedział całą historię od początku do końca, nie pomijając żadnego szczegółu.
- Doprawdy, dziwne rzeczy zaczynają dziać sę na tym świecie. Tak jak przewidywałem, Norrha powrócił, przejął Wuru'da i zaczyna najmować armię... Minotaury, orkowie, licze... Najbardziej mnie dziwi ta opowieść o Liczu. Zadaję sobie te same pytania, co ty i nie mogę znaleźć odpwiedzi... One prawie nigdy nie wychodzą ze swoich jaskiń, no, chyba, że jest takaś bardzo ważna sprawa... Zostań u nas na noc, zaraz wezwę kogoś, aby opatrzył twoją ranę. Mam nadzieję, iż strzała nie była zatruta - ostatnie zdanie powiedział szeptem, aby nikt nie usłyszał.
Gdy Ashran odchodził, Worrak podbiegł do niego i powiedział :
- I jeszcze jedno, zastanów się nad tym "ratowaniem" króla, nie odnajdziesz go sam.
- Ale ja chcę go odnaleźć ! To dzięki niemu mogę chociaż przez kilka dni przebywać w mieście, bez kary chłosty ! Nie, nie opuszczę go w potrzebie! Choćbym mia zginąć, odnajdę go !
I tak nachmurzony odszedł.
Nie minęło dziesięć minut, gdy do jego pokoju przyszedł uzdrowiciel. Odkaził i przemył ranę. Okazało się, iż strzała nie była zatruta. Po wyjściu lekarza, Ashran zaczął zastanawiać się nad słowami króla elfów. Może on ma rację? Może nie powinienem ruszać sam w drogę? - odzywała się mądrzejsza część Ashrana. Co?! Nie, musisz ruszać ! Pamiętasz jak byłeś najemnikiem? Nikt Ci nie pomagał, a jakoś dawałeś sobie radę ! - zaraz odpowiedziała mu porywcza część osobowości.
Mimo mocnego postanowienia miał pewne wątpliwości. A jak zginę, nim go odnajdę? Już w jedną pułapkę prawie wpadłem... A to były tylko głupie orki... Skąd one się tu wzięły? - znowu tysiące pytań przewinęło się przez głowę Ashrana.
Tej nocy nie zasnął. Wstał i zobaczył, iż na jego półce znajdują się świeże rzeczy. Co one tutaj robią? Pzecież nie spałem całą noc, więc nikt nie mógł tutaj wejść... Jednak elfy, to magiczne stworzenia. - pomyślał Ashran.
Pokój był dość duży. Ściany puste, koloru zielonego. Od wejścia, po prawej, stała szafa. Na wprost zaś było okienko. W samym oknie mieściła się tylko głowa. Na lewo od wyrwy, stało łóżko. Zaś z drugiej strony wejście do łazienki. Malutka półeczka stała jeszcze przy łóżku.
Wszedł do łazienki. Umywalka, ubikacja (wielki otwór), oraz wanna, oto było wyposażenie każdej łazienki. Pokoje zresztą też wyglądały tak samo. Umył się, ubrał, co zajęło mu pietnaście minut. Nie wyspany poszedł do sali gościnnej, gdzie zawsze sam jadł śniadanie. Tam jednak czekał już niego Worrak. Zdziwiony były najemnik zasiadł do stołu. Elf poczekał, aż Ashran zje.
- Przemyślałem wczorajsze twoje słowa i ułożyłem sobie wszystko w całość. Pokrótce Ci ją objaśnię. Tak jak mówiłem juz wcześniej, Norrha wrócił. I zbiera armię. Ma Minotaurów na swe usługi. Są to informacje potwierdzone, ponieważ wrócili moi zwiadowcy. Wszędzie te bestie się panoszą. Licze... To one są na przeszpiegach. Ten, jeden, którego spotkałeś, jest szpiegiem, który umie się zamienić w człowieka. Nie wiem jak, ale nauczyły się dawnego, zapomnianego już zaklęcia - odzwierciedlenia. To niestety jest pewne. Norrha wie już dostatecznie dużo i co najgorsze, ma waszego króla, tak więc jest gotowy uderzyć. Jak już pewnie się domyśliłeś, orki też są na jego wezwanie. Jednakże nie będą one brały udziału w otwartej walce, tylko tak jak w twoim przypadku, będą atakować z zaskoczenia. Myślę, że w przeciągu kilku tygodni można spodziewać się wojny. Nie wiem tylko co z Kryglami. Nigdzie ich nie ma, wszędzie spokój, praktycznie jakby wymarły, co jest niemożliwe. Mam nadzieję, iż chociaż one poszły po rozum do głowy i nie nabrały się na jego ohydne kłamstwa. Jednak wszystko wyjaśni się w swoim czasie...
Ashran spokojnie przetrawił słowa króla i rzekł :
- A czy wy nam pomożecie w tej wojnie?
- Ciężko jest mi coś teraz powiedzieć. Wysłałem już posłańców do wszystkich znanych mi królów i władców elfickich oraz jeden pojechał do Hransoga, z zapytaniem , co zamierza zrobić z nadchodzącą wojną - odparł spokojnie.
- A wiadomości o Kryglach są pewne?
- Raczej tak, jeśli wierzyć moim zwiadowcom. Jeden przebywał w Puszczy Wan Hora. Trzech zaś wysłałem do Lasów Nerorskich, gdzie mieszkają Krygle.
- A co sądzisz o mojej podróży po tych wszystkich przemyśleniach ? - od razu zadał pytanie, które dręczyło go najbardziej.
- Taak, tutaj moje zdanie uległo zmianie. Po tym co się dowiedziałem, myślę że możesz, a nawet musisz ruszyć w drogę, bo Hransog nie da rady sobie bez takich pomocników jak ty. Ale ostrzegam! Nie masz za dużo czasu ! Wspomogę Cię jak tylko będę mógł. I w tym momencie otrzymujesz moje błogosławieństwo...
- Jednak nie wiem czemu, ale dalej mam wątpliwości. CO się stanie jak mnie złapią ? Zabiją ? A jeśli Marlhome już nie żyje ? - zapytał ze zrezygnowaniem Ashran
- Być może on już nie żyje, jednak mimo wszystko musisz ruszyć ! Nie ma chwili do stracenia. Wróg już działa i lada chwila zaatakuje. Moi wysłannicy postarają się w moim imieniu nakłonić resztę elfów do pomocy, oraz Hransoga do tego, aby ruszył pierwszy ! Myślałem też, żeby jednego posłańca wysłać do władcy krasnoludów z Gór Grozy, Roin'a. Ale zaniechałem tego. Szkoda, że nie ma ze mną mojego brata...
- Przykro mi, Worraku. Ja już muszę powoli ruszać do domu. Jutro wyjeżdżam. Wpadniesz do mnie przed wyjazdem?
- Tak, wpadnę. A teraz idź już. Szykuj się. Narazie
I Ashran ruszył w stronę domu...


Obeznanie


Przeszedł przez las w mgnieniu oka. Gdy podchodził do drzwi, zobaczył, że są one lekko uchylone. Spojrzał w kierunku stajenki. Konia nie było, a ona była spalona. Wziął jakąś belkę, która stała obok drzwi i wszedł. Wszystko było porozwalane. Krzesła i stół zniszczone. Widać było, że po łóżku ktoś skakał. Półki rozwalone, a ich zawartość porozrzucana po całym domu. Zamiast okna, pozostała pusta wyrwa. Postanowił iść na górę. Gdy wchodził , nagle coś go zaatkowało od tyłu. Instynktownie nachylił się przed ciosem. Nad jego głową śmignął miecz. Szybko obrócił się i uderzył z belki. Stwór ztoczył się po schodach, jednak zaraz wstał. Teraz patrzyli sobie w oczy. Ashran rozpoznał tę twarz. To ork. Były najemnik nie czekał, aż bestia pierwsza zaatakuje. Zeskoczył ze schodów i zamachnął się, jednak jego ręka chybiła, gdyż stwór odskoczył do tyłu. Teraz on przejął władzę. Dźgnął mieczem prosto w brzuch. Normalny człowiek nie zdążył by odparować takiego ciosu, jednak Ashran belką, którą dzierżył w prawej ręce, odbił klingę, a lewą dłoń zacisnął w pięść i rombnął orka w twarz. Stwór legł na ziemię. Były najemnik podniósł miecz i podszedł do niego. Przyłożył mu klingę do gardła i przemówił :
- Co ty tutaj robisz? Skąd się wziąłeś ? Dla kogo pracujesz i czy jesteś sam ? Mów, bo rozpłatam Ci gardło !
- Nie, proszę, kazali mi tu przyjść, spalić stajnie, konia wypuścić lub zabić, zrobić demolkę w domu, a na końcu Ciebie wykończyć - odparł basowo-ochrypłym głosem ork.
- Kto Ci kazał tu przyjść ?! I dlaczego akurat mnie zabić?! - zdenerwował się Ashran
- Mój pan, Khuk, to on rozkazał mi tu przyjść. Podobno zagrażasz nam. Tak mu kazał nasz Guru - ostatnie zdanie wypowiedział, jakby był dumny z tego.
- A kim jest ten wasz Guru ?
- Nie wiem
Mimo nacisków, ork nie powiedział kim jest ich mistrz.
Ashran pomógł mu wstać , obrócił się do niego tyłem, jednak tylko na chwilę. Wtem wziął szybkim tempem obrócił się na pięcie i odciął orkowie łeb. Krew zabruzgała ściany, a jego głowa swistnęła i upadła na ziemię.
Tak kończą Ci, którzy kłamią - pomyślał Ashran
Rozpoczął sprzątanie bałaganu, który zrobił ork. Półki naprawił, jedno, dobre krzesło zostawił, resztę zaś wziął na opał. W wyrwie, która pozostała po oknie, umieścił trzy belki. Stół posklejał. Spojrzał na martwe ciało orka. Łeb wrzucił do kubła, zaś resztę ciała zarzucił na ramię. Niedaleko stajenki, spalił nędzne ciało. Wszystko pochował do naprawionych półek i się położył. Rozmyślał o podróży. Jaką obrać drogę ? Ruszyć najpierw do Mir'aedu, czy od razu na Wuru'da ? Może zwrócę się o pomoc do tego krasnoluda ? Wszystko wyjaśni się jutro...







---------------------------------------------------------------------------




Opisy stworów, występujących w mojej powieści.


LICZE - czernoksiężnik, przynajmniej w mniemaniu ludzi oraz elfów. Niegdyś byli ludźmi, jednak pod wpływem władzy jaką mogli osiągnąć, zaczęli stosować środki, które zamieniły ich w Licze. Stracili także duszę, wyglądają jak zombi. Ciało ich (jeśli tak to można nazwać) składa się głównie z kości i cienkiej warstwy skóry. Ukrywają je pod długim płaszczem, na głowie mają "koronę", zdobioną diamentami oraz innym kamieniami szlachetnymi. Całą swą moc mają zaklętą w laskac, które ciągle trzymają ze sobą. Jedynie elfy i smoki są w stanie stawić im czoło. Smoki i Licze nienawidzą się. Ścierają się tylko w ostateczności. Nie mają sojuszników, jednak za zapłatą są w stanie służyć każdemu, kto reprezentuje zło. Nie wierzą w nic, oprócz bogactw i władzy. Kochają je, jak i nienawidzą. Została ich garstka w Fyt'hii.

MINOTAURY - Potężni wojownicy z Gór Błękitnych. Na głowie potężne rogi, oburącz chwytają za swe topory. Walczą tylko i wyłącznie w większych grupach. Na mordzie mają potężny, podłużny "nos" zakończony wielkim kolczykiem. Zamiast palcy u łap, mają trzy, wyglądające jak krótkie miecze, szpony. Siłą oraz wysokością przewyższają ludzi. Mają wyostrzony węch oraz słuch. Niestety, ale nie są zbyt mądre. Najbardziej na świecie nienawidzą krasnoludów i zawsze jak się spotkają, to dochodzi do walki. Powodem tych starć , jest wygnanie w zamierzchłych czasów, minotaurów do Gór Błękitnych, z Gór Grozy. Nikt nie wie , skąd przybył minotaury. Wierzą w jednego Boga - Ros'aa - co w języku ludzi znaczy "Pierwszy". Nie mają samic, dlatego każda istota żyjąca dziwi się jak oni się rozmnażają.

KRYGLE - Wysoki jak rosły mężczyzna, silniejszy niż Minotaur. Mają okrągłe oczy, wielki spiczasty nos, oraz bardzo długie języki, które pokazują przy każdej okazji spotkania ludzi (u Krygla jest to wywołanie przeciwnika na pojedynek).
Przybyły wraz z pierwszymi ludźmi i zamieszkały w Lasach Nerorskich. Na początku Krygle nikomu nie wadziły, jednak z czasem, jak ich liczba rosła, to zaczęli być bardziej natarczywi wobec innych ras mieszkających w Fyt'hii. Wtedy właśnie, wódz Minotaurów przybył do wodza Krygli i zawarli jeden wielki Pakt przeciwko Ludziom i Krasnoludom. Zaczęły się walki i w miarę upływu lat, coraz większe tereny zostały podbite przez te stwory. Nadeszła jednak niespodziewana pomoc dla ludzi i krasnoludów. Wtem, smoki i elfy im pomogły i wygnały na długie wieki Krygle do lasów Nerorskich, a Minotaury w Góry Grozy, z których i tak wygnali ich krasnoludzi w Góry Błękitne.
Wierzą w jednego Boga - Jyrish'a - którego wg. ich wierzeń zabił człowiek. Ich Bóg władał ogniem, wodą, piorunami, wiatrem i wszystkimi innymi żywiołami. Samice Krygli mają wąsy i brodę, a samce tych cech nie posiadają.[/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pią 20:53, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Podoba mi się tytuł, czuję w nim nutkę melancholii.
Przeczytałam "Zagadkę" i powiem Ci, że odniosłam wrażenie, że ani razu nie sprawdziłeś tego, co napisałeś. Pełno jest błędów.

Cytat:
jak co rokuodbyć


...co roku odbyć...

Cytat:
Połowa z nich miała długie, ręcznie robione łuki z drzewa cisowego, pełen kołczan strzał oraz miecz


Chyba lepiej będzie brzmiało: ...pełne kołczany strzał oraz miecze...

Cytat:
Druga połowa miała włócznie, miecz oraz tarcze


...miecze... Bo wygląda jakby oni wszyscy mieli do swej dyspozycji jeden miecz na spółkę.

Cytat:
Ich zbroje mieniły się srebrem w świetle słońca, a zrobione były krzatowymi rękoma, które były mocniejsze od tych, które robią ludzie.


Wow... Wyszło ci fajne zdanie, bo z niego wynika, że krzatowe (a może skrzatowe?) ręce są mocniejsze od ludzkich...
Może lepiej będzie tak: ...Ich zbroje mieniły się srebrem w świetle słońca. Były mocniejsze od tych, które robią ludzie, bowiem wykonane były przez skrzatów.... Czy jakoś tak.

Cytat:
gdy na ich oczach pojawił się jeźdźiec na białym rumaku


...gdy ich oczu ukazał się...

Cytat:
Włosy krótkie.


Hmm jakoś to zdanie mi zgrzyta i nie pasuje. Może ...włosy miał krótkie... i dodaj coś jeszcze o jego wyglądzie.

Cytat:
Gdy jego wierny rumak dojechał do króla, to ten zobaczył, iż człowiek, który jechał na koniu nie żyje.


Ekhem, po pierwsze konie nie jeżdżą, a chodzą, kłusują czy galopują.
Namieszałeś w tym zdaniu...
...Gdy rumak podszedł bliżej, król ujrzał, iż jeździec, siedzący na koniu, nie żyje...

Cytat:
niewiadomo co wychodzi


Rozbawiłeś mnie tym zdaniem. Trzymajmy styl. Opowiadanie nie jest gwarą czy rozmową podwórkową.
...nieznany nam stwór...
...tajemnicza istota...
itp itd Jeżeli czytasz wiele książek fantasy, będziesz z pewnością wiedział, czym to zastąpić.

Cytat:
i atakuje moją straż, która jest wystawiana na noc.


...nocną straż...

Cytat:
Próbowaliśmy nawiązać kontakt z obcymi, poprzez pułapkę, jednak Ci byli sprytniejsi.


Odkąd to nawiązuje się z kimś kontakt poprzez pułapkę? Logika!

Cytat:
Z początku szło im nieźle, jednak żołnierze odziani w tak ciężkie zbroje długo nie wytrzymali.


To co z nich za żołnierze, którzy nie potrafią wytrzymać jednego dnia w ciężkiej zbroi?

Cytat:
Dęby spuszczały swe gałęzie, jak dziecko żądne zabawki


Wow, świetne zdanie, piękna metafora <wstaje by poklaskać>.

Cytat:

Po pewnym odcinku drogi, drzewa stawały się coraz wyższe, w niczym nie przypominających, tych, które widzieli na początku.


...niczym nie przypominające, tych...


Ogólnie pomysł nie jest zły, mnie zaciekawiłeś. Przeczytałam narazie tylko "Zagadkę" z braku czasu, ale zapewniam, że przeczytam resztę. Zanim się za nią zabiorę, proponuję Ci byś sam przeczytał całość uważnie i po poprawiał błędy. Bo one strasznie w oczy się rzucają i cały tekst nimi zgrzyta. Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć Wesoly
Pozdrawiam.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 21:01, 07 Wrz 2007    Temat postu:

No więc dziękuje za poprawienie błędów. To mi pomaga, jak i mobilizuje. Jednak czytałem go dziesiątki razy, i mnóstwo wniosłem poprawek. Jednak może nie zauważyłaś - jak się samemu czyta swoje dzieło, to nie wyłapie się błędów, które się zrobiło. Dlatego daję innym do czytania, aby oni mi w tym pomagali. Dziękuje, że mi pomogłaś. Niektóre zdania nie wyszły, ale poczytaj dalej, może coś wyłapiesz. Myślę że pomysł dobry. Zobaczymy co z teg wyniknie. Jednak te wszystkie błędy, które pozaznaczałaś, zostały by zlikwidowane, przez osobę, która by nad tą książką pracowała w wydawnictwie. Tak, mam zamiar dać do jakiegoś wydawnictwa, które zgodzi się ją wydrukować (tę książkę). Ale najpierw ją skończę, a później się pomyśli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pią 21:11, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Akka_Quar'c napisał:
Jednak może nie zauważyłaś - jak się samemu czyta swoje dzieło, to nie wyłapie się błędów, które się zrobiło.


Nie zgodzę się z tym. Sama piszę książkę i za każdym razem jak szukam błędów to znajduję. Po prostu nie daj się ponieść treści, a tylko szukaj - słowo za słowem.

Hmm w wydawnictwie owszem i skorygują, ale jak redaktor, co decyduje o tym wydać czy nie wydać Twoją książkę, zobaczy takie błędy, to nie wiem czy to do nie zniechęci. Obecnie wybić się na rynek jest bardzo ciężko, a dotego jak to jest Twoja pierwsza książka i Twe nazwisko jest nieznane... Trzeba więc dążyć do doskonałości i nie zwalać poprawiania błędów na kogoś tam w wydawnictwie.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pią 23:11, 07 Wrz 2007    Temat postu:

Ech, teraz narzekasz (za co dziękuję), a co by było gdybyś zobaczyła pierwszą wersję, tak zwaną beta*. Fatalna, chociaż były fajne przejawki Mruga Jak będę mieć czas, to pozmieniam:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 13:44, 08 Wrz 2007    Temat postu:

Ależ ja zawsze narzekam Mruga Ale nie powiedziałam przecież, że jest beznadziejnie, bo nie jest. Tylko uważnie przeczytaj kilka razy. Jak będę miała czas to przejrzę resztę.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Sob 20:24, 08 Wrz 2007    Temat postu:

dobrze Mruga

czytał ktoś jeszcze moją zaczętą powieść oprócz Arianny ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Nie 20:09, 09 Wrz 2007    Temat postu:

Cytat:
Na to otóż święto specjalnie zlatywały się wszystkie smoki. Ogółem wstał tego dnia na kacu.


Kto? Przydałby się też akapit.

Cytat:
Jednak z powodu zasług, z których zasłynął w całym królestwie, dostał od króla zgodę na poruszanie się po jego terenach, jednak nie może zostać dłużej w jednym mieście niż dwa dni. Prawie nigdy nie ruszał się ze swojego domu, jednak z powodu porwania króla...


Powtórzenia.

Cytat:
gdyż dzieli ich jeden dzień jazdy konno, od wody pitnej.


Ten przecinek raczej nie jest potrzebny.

Cytat:
Wjeżdżając na mostek, jego koń zachwiał się lekko. (...) Gdy wjechał na drugi brzeg poczuł wielką ulgę.


KONIE NIE JEŻDŻĄ Uwaga

Cytat:
a na „ogródku”, jeśli tak to można nazwać, stała postać


w?

Cytat:
wpadł w pustkę, gdzie znajdowały się tylko budynki.


Ale jak coś jest już w pustce to to już nie jest pustka, nieprawdaż?

Cytat:
Budowane były z myślą o obronie miasta. Usytuowane tak, aby pełniły funkcje obronne.


Powtórzenia.

____________________

Wybacz ale dalej nie dałam rady. Nie podoba mi się i zaczęłam przysypiać.
Główny bohater wydaje się ideałem. Po za tym masz problem z opisami i lecisz, lub wprost pędzisz przez tą opowieść. W dwóch zdaniach mija Ci kilka dni itp.
Prócz ćwiczenia pisania, które radziałam Ci już wcześniej, polecam Ci forum literackie. Gdy wrzucisz tam swoje opowiadanie(dział "tu wrzuć tekst do zweryfikowania") oni poprawią Ci wszystkie błędy i powiedzą czy coś ewentualnie jest nie tak. To profesionalne forum i wielu rzeczy można się tam nauczyć. Do tego pełno tam jest informacji o wydaniu książki. A po za tym udziela się tam sam A. Pilipiuk.

[link widoczny dla zalogowanych]

Przemówiłam... Mruga
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Nie 21:16, 09 Wrz 2007    Temat postu:

tą wypowiedzią nie zachęciłaś mnie do dalszego pisania Mruga Skoro fabuła się nie podoba, to lepszej już nie wymyślę.

Pozdro!

P.S. w tym dziale na forum literackim, mam założyć nowy temat czy gdzieś to wkleić?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Opiekun
Administrator



Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Sir


PostWysłany: Pon 6:42, 10 Wrz 2007    Temat postu: Porady

Akka, to nie jest tak, ze kazdy z nas ma zachwalac Twoje opowiadanie i wynosic je pod niebiosa, zebys pisal dalej? Zalezy Ci na tym? W takim razie ostra krytyka nie powinna Cie zrazic do pisania a jedynie zachecic. Musisz byc na to przygotowany gdyz w przyszlosci po wydaniu ksiazki np. synna Fabryka Slow nie zostawi na Tobie suchej nitki.

A ksiazka poki co jest mierna i jesli nie bedziesz nad tym pracowal to nic lepszego z niej nie wyjdzie. Skoro masz tate nauczyciela i jesli zyjesz z nim w zgodzie to korzystaj z jego wiedzy!

Na poczatek polecam Ci duzo czytac, czytac i jeszcze raz czytac. Nie tylko literature fantasy ale kazda literature. Najlepiej kanon lektur. W ten sposob szybko i latwo nauczysz sie nowych slow(Poszerzysz swoj "slownik"), nauczysz sie ortografii i stylistyki(o ile uwaznie czytasz ksiazki). Zreszta, ksiazki poszerza Twoje horyzonty. Dlatego zanim wezniesz sie za pisanie... Czytaj, czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj!

No i przyokazji odsylam Cie do eseju, slynnej tolkienistom, Agnieszki "Achiki" Szady.

[link widoczny dla zalogowanych]

Oraz innych poradnikow...

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 7:18, 10 Wrz 2007    Temat postu:

Akka_Quar'c napisał:

P.S. w tym dziale na forum literackim, mam założyć nowy temat czy gdzieś to wkleić?


Tak, załóż tam nowy temat pt "Samotna Wędrówka". Ale za nim co kolwiem na forum napiszesz musisz udzielić się w dziale, gdzie wszyscy się przedstwawiają, bo taki jest regulamin - najpierw mówisz coś o sobie, a dopiero później udzielasz się na forum.

Posłuchaj, na tam tym forum dałam 3 moje opowiadania. 2 zostały zjechane tak, że aż mnie ciarki przeszły. Trzecie (Kawiarnia) no można powiedzieć, że mniej zjechali. Ale czy ja rezygnuję z pisania? Nie. Trzeba ćwiczyć. Nie da się tak od razu napisać dzieła nad dziełami.

Powodzenia.

EDIT: No nie... <poszła się powiesić> Powiedz mi, mój drogi, po kiego grzyba ja się męczyłam i traciłam swój, jakże cenny, czas na poprawianie błędów w kawałku Twej twórczości, jak Ty dając książkę na pisarskie forum nawet nie raczyłeś poprawić tych błędów? Nie po to ślęczałam nad tym teksetem i czytałam go po 3 razy żeby to tak poprostu zostało olane... <zła i zbulwersowana>
Ale spokojnie, to Twoja sprawa. Nie chcesz się uczyć pisać to nie.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 13:58, 10 Wrz 2007    Temat postu:

hehe, Arianno uspokój się Mruga Zaraz zbulwersowana i zła Jezyk Nie zdążyłem wnieść żadnych poprawek, bo póki co nie mam na to czasu ! Poprostu, to jest powód. Po drugie... Opiekunie, nie, nie będę kończył z pisaniem, z tego powodu, bo ktoś mnie zjechał. Nie. To nie jest powód, nawet wręcz przeciwnie, to mnie mobilizuje. Czytam dużo książek, jednak nie przeczytam lektury, która mnie nie kręci. Poprsotu nic z niej nie wyniosę. A napisałem, że mnie Arianno zniechęciłaś do dalszego pisania, bo fabuła jest do kitu. Nie zmienie jej. Wiele tygodni pracy poszła by na marne, a są osoby, którym to się podoba. Skoro Tobie nie prypadła do gustu, to nie czytaj dalej.

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 15:19, 10 Wrz 2007    Temat postu:

Mnie nie odepchnęła sama fabuła, styl pisania mnie odrzucił, nie piszesz gładko, jakby się lało mleko. A fabuła cóż... Nie doczytałam, może jak doczytam to mnie wciągnie. Who knows...
A wściekam się, bo moja praca poszła na marne. Ja również piszę książkę i jest już jej spory kawałek. I jak mi ktoś pokaże choć jeden błąd to od razu lece go poprawić, natychmiast. A tu poprostu niepotrzebnie się zaangarzowałam. Cóż, bywa...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Akka_Quar'c
Niebiańskie Wspomnienie



Dołączył: 02 Wrz 2007
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 16:03, 10 Wrz 2007    Temat postu:

Arianna napisał:

A wściekam się, bo moja praca poszła na marne. jak mi ktoś pokaże choć jeden błąd to od razu lece go poprawić, natychmiast. A tu poprostu niepotrzebnie się zaangarzowałam. Cóż, bywa...


Nie, Twoja praca nie poszła na marne. Nie miałem kiedy zajrzeć do książki i wprowadzić zmiany. A możesz mi wierzyć, poprawki wniosę i to te, które ty zaznaczyłaś , bo doceniam Twoje zaangażowanie. Naprawdę. I jeszcze raz za to dziękuję :* Myślę, że w piątek wkleję poprawki, TWOJE poprawki Mruga

Pozdro!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 20:01, 10 Wrz 2007    Temat postu:

(po przeczytaniu opinii na temat Twej książki na weryfikatorium) Przepraszam, czy Ty uważałeś, że to ja Cię zjechałam? Jak tamto przeczytałam (no dziewczyna ma zadatki na kabareciarza, bo w pewnych momentach to aż płakałam ze śmiechu) uważam, że ja Cię po główce paluszkiem puknęłam tylko, a ona walnęła patelnią...
I tak to jest w życiu.... Ćwicz, mój drogi, ćwicz i jeszcze raz ćwicz.

Pozdrawiam.
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin