Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pią 6:40, 10 Maj 2024

"Ciag dalszy dziejow Śródziemia"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Wto 14:56, 12 Sie 2008    Temat postu:

Megi napisał:
Arianna, witaj w klubie fanek Wikipedii MrugaWesoly


Nie jestem jej fanka. W Wikipedii jest bardzo dużo błędów, dlatego nie radzę z niej korzystać. A mam takie przezwisko, bo w dowodzie mam na imię Wiktoria Mruga
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Wto 15:27, 12 Sie 2008    Temat postu:

Aha Mruga Ja tam czesto z niej korzystam i nie wylapalam duzo bledow, ale jesli chodzi o ksiazki to lepiej chyba sie nia nie kierowac...

Ale... doszly mnie rozne newsy ze nie mozecie sie doczekac IV Wesoly Mr. Green niestety cały rozdział nie jest jeszcze ukończony, ale znaczna jego czesc jest juz w Wordzie i okolo połowa jest juz poprawiona z literowek itp. i postanowilam ta poprawiona czesc Wam zapodac.... ciekawe jak ja ocenicie ;>? Oto ona:

IV
Górska podróż

Kolejnego wieczora Gadofr, Arcelir, Meron, Doromur i Krestir stanęli u wejścia do przełęczy.
- Cóż, chyba ich jeszcze nie ma.- rzucił Krestir.
- No raczej.- odpowiedział Arcelir, rozglądając się ze smutną miną po okolicy.
- Nic dziwnego: odbili zaraz po tym, jak postanowiliśmy, że się rozdzielamy. Nie wiadomo czy i kiedy zgubili oddział. Założę się, że będziemy musieli poczekać na nich, co najmniej jeden dzień. A teraz najlepsze, co możemy zrobić, to rozbić obóz. – stwierdził fachowo Gadofr, który pod nieobecność Elizera przejął obowiązki dowodzącego.
- Racja, padam już z nóg- wtrącił Doromur zabierając się za rozkładanie jednego z namiotów.
Po półgodzinie wojownicy rozpalili ognisko i zjedli skromną kolację a następnie wpakowali się do swych namiotów i szybko posnęli.

***

- Wspaniale! Teraz trzeba jak najszybciej dotrzeć do Przełęczy.- stwierdził Elizer.- I miałaś rację: rzeczywiście cię nie doceniałem, a już na pewno niesprawiedliwie oceniałem twoją… wyobraźnię.
- Dzięki, tylko na drugi raz proszę o trochę więcej zaufania.
Arnona uśmiechnęła się do przyjaciela, odgarniając włosy, które figlarnie opadły na twarz.
- Nie ma sprawy. W końcu gdyby nie ty, pewnie nadal siedzieliby nam na ogonie.- powiedział i mocno ją przytulił. Jechali wzdłuż zboczy gór mile gawędząc, aż do południa.- Czas coś zjeść, nie sadzisz?
- Tak, jestem już strasznie głodna. Spróbuje coś ugotować.- odpowiedziała dziewczyna.
- To ja zajmę się końmi.
Po chwili oboje pałaszowali ze smakiem ulubioną zupę grochową.
- Proszę, proszę. Nigdy bym nie przypuszczał, że nasza księżniczka…- przerwał, bo w chwili, gdy wypowiadał ostatnie słowo, już leciał w jego stronę groszek z zupy przyjaciółki-… dobra, dobra,…że nasza Arnona ma taki talent kulinarny. Tak może być?
- Może.- księżniczka spojrzała na niego z początku spod długiej, bujnej grzywki, jednak po chwili szybko podniosła głowę. – I dzięki. Elizer….
- Tak?
- A co cię tak naszło na komplementy, co?
- Tak po prostu. Często je mowie…
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Przecież znamy się od dziecka. I taka ilość miłych słów w przeciągu kilku minut wcale nie jest do ciebie podobna. Wiec, o co chodzi?
- Daj spokój. Nie ma o czym gadać.
- Elizer… nie bądź świnia… przecież widzę, że coś się dzieje. A może ty masz gorączkę?- i już miała wyciągać rękę by dotknąć jego czoła, gdy ja powstrzymał.
- Nie, gorączki na pewno nie mam i nie majaczę. Po prostu…- przerwał i umilkł.
- Po prostu, co? Wyduś to w końcu z siebie!
W tej chwili usłyszeli tętent kopyt.
- Masz ci los! Kładź się!- Elizer padł na ziemie, pociągając za sobą Arnone. I przy okazji wylał resztki zupy. Po chwili odgłos końskich kopyt ucichł. Elizer podniósł głowę.
- Poszli sobie?- spytała szeptem Arnona.
- Tak, chyba tak.- odpowiedział Elizer, wstając powoli.- Ale trzeba stąd ruszać, i to czym prędzej.
- Ilu ich było?- Arnona również podniosła się z ziemi.
- Nie widziałem. Ale sądząc po hałasie i tumanie, jaki zrobili, było ich spokojnie z pięćdziesięciu.
- Ładnie. Moment, a może to byli ci, co ruszyli za resztą?
- Możliwe. W takim razie chłopaki ich zgubili. To nie mógł być powrót z owocnych poszukiwań. Wracali zbyt późno.
- To dobrze.- uśmiechnęła się. – Tylko, na co my czekamy? Reszta pewnie już się wspina do Halern Trutin!
Wskoczyli na konie. Pędzili dość szybko, ponbieważ chcieli nadrobić stracony poprzednio czas.

***

Gadofr obudził się wcześnie i wyjrzał z namiotu. Po Arnonie i Elizerze wciąż nie było ani śladu.
„Zaczynam się martwić. Coś musiało się stać. Na razie jednak przygotuję coś do jedzenia.” – pomyślał i zabrał się do szykowania śniadania. Wkrótce obudzili się pozostali towarzysze wędrówki, zwabieni zapachem jedzenia.
- Elizer i Arnona jeszcze nie przybyli?- zapytał znowu Krestir.
- Jak widzisz nie.- odpowiedział Arcelir, który w wyraźnie złym humorze.
- Wyparowali jak źródła pustyni.- wtrącił Doromur. Reszta spojrzała na niego dziwnie.
- Oby nie. Ale myślę, że kilkoro z nas powinno wyruszyć na poszukiwania.- stwierdził Gadofr, a reszta mu przytaknęła.
- Ja jadę na pewno. Denerwuje mnie to bezczynne czekanie.- rzekł Arcelir.
- Dobrze pojedziesz ty, Meron i Krestir. Ja z Doromurem zostaniemy w obozie.
- Zgadzam się. Chętnie tu zostanę i jeszcze się prześpię- wtrącił się Doromur.


***

- Ale jestem głodna. – powiedziała Arnona. Jechali już dobrych kilka godzin.- Jak stoimy z zapasami?
- Kiepsko. Ale ciii… tam chyba jest tam czyjś obóz.
- To może coś zwędzimy?
- Niezła myśl.
Zsiedli z koni i zaczęli się podkradać jak mogli najciszej. Jednak kiepsko im szło, ponieważ wkrótce usłyszeli:
- Hej, kto tam się skrada?!! Proszę, proszę! To nasza księżniczka i jej dzielny obrońca!
- Szybko na konie!!! –wrzasnął Elizer. Arnonie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Po chwili pogoń zaczęła się od nowa. Tym razem już bezpośrednio do Halern Trutin. Konie Arnony i Elizera zaczęły powoli opadać z sił, wiec biegły coraz wolniej. Dystans zaczął się systematycznie zmniejszać…
- Oni nas złapią!- wrzasnęła w panice Arnona, oglądając się do tyłu. Wjechali w las. Ten sam, w którym dwie noce wcześniej grupa Gadofra zgubiła pogoń.
- Nie, dopóki my mamy tu coś do powiedzenia!!! – rozległo się zawołanie, a z drzew na żołnierzy króla poleciał grad strzał. Zdezorientowani rycerze nie wiedzieli, kto i skąd dopuścił się ataku na nich. I właśnie na to czekali Arcelir, Meron i Krestir. Natychmiast spuścili się z drzew na linach strącając przy okazji trzech żołnierzy z koni. Sami zajęli ich miejsce. Po chwili rozgorzała walka. Elizer i Arnona również dobyli mieczy. Szczególnie dobrze radziła sobie księżniczka, wzbudzając ogólny podziw. Pozostali również dobrze sobie radzili w potyczce, jednak rycerze Arthomora stawiali zacięty opór. Szczęk broni trwał dobre dwie godziny, ale w końcu wygrali przyjaciele Arnony. Na szczęście nikt nie został ranny ani nie zginął, nie licząc żołnierzy króla, którzy leżeli bez ducha na ziemi.
- Jak dobrze was widzieć! Macie coś do jedzenia? – rzekła Arnona zaraz po bitwie.
- Proszę, a ja myślałem, że tylko Doromur jest przez cały czas głodny!- stwierdził Meron, wywołując śmiech u pobratymców.
- Jedzenie mamy w obozie w Halern Trutin. Zapraszamy!- powiedział Arcelir, któremu wrócił dobry humor.
- W takim razie chętnie skorzystamy z zaproszenia, prawda Elizerze?
- Oczywiście. Też jestem głodny. Nie słyszycie jak burczy mi w brzuchu?

***

- Nareszcie jesteście! Martwiliśmy się już o was.- przywitał ich serdecznie Gadofr, gdy przybyli do obozu.
- Witajcie! Mieliśmy mała bitwę po drodze.- rzekł Meron.
- Co? I mnie tam nie było?- odparł głośno Doromur. Na te słowa Gadofr, Arcelir, Meron i Krestir wybuchnęli donośnym śmiechem, a Elizer i Arnona spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Przecież sam chciałeś zostać.- powiedział Meron.
- A skąd miałem wiedzieć, że będzie bitwa?
- Rzeczywiście, nie mogłeś przypuszczać. A ja myślę ze nasi wojownicy Są zmęczeni i głodni, wiec zapraszam na kolacje!- rzekł Gadofr.
Kolacja była syta, gdyż Doromurowi i Gadofrowi udało się upolować dwa króliki. Od razu po kolacji położyli się spać, bo każdy był potwornie zmęczony.


Nooo, to by było na razie na tyle. Rozdział już na finishu wiec II czesc bedzie za niedługo... bedzie sie tam dzialo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 15:45, 12 Sie 2008    Temat postu:

... hm... wątek miłosny się pogłębia... Jezyk w każdym razie wszyscy są już w kupie, to dobrze... Wesoly nie mam żadnych zastrzeżeń, poza jednym zdaniem... Jezyk

Megi napisał:
Na szczęście nikt nie został ranny ani nie zginął, nie licząc żołnierzy króla, którzy leżeli bez ducha na ziemi.

... nikt ogólnie, czy nikt z drużyny?... Jezyk bo jeśli nikt ogólnie, to "bez ducha" temu zaprzecza, a jeśli nikt z drużyny, to jak dla mnie tego tam brakuje... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Wto 16:30, 12 Sie 2008    Temat postu:

Nikt z druzyny, Illu... co do ran, to sie nie martw... krew bedzie ale walce z wrogiem nr1 w mojej ksiazce...ale to jeszcze nie teraz, na razie Arna i spolka wedruja w błogiej nieświadomości, tego co ich czeka za górami. A czeka ich zarówno wrog nr1, jak i pewna DUUUUŻA MIŁA NIESPODZIANKA z resztą, Was też czeka Jezyk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 20:04, 12 Sie 2008    Temat postu:

... tajemnicza jesteś z tą niespodzianką... Wesoly
... hm... pewnie się okaże, że Sauron powrócił i czyha tuż za progiem... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 20:47, 13 Sie 2008    Temat postu:

Nie... gdy wymyślałam fabułę książki zastanawiałam się nad tym, ale nie...ale nie powiem o kogo chodzi... mam jednak dobrą wiadomość rozdział IV, skończony. Teraz czekają go poprawki i poznacie drugą część górskich przygód Arny i jej drużyny. Na razie zaczynam pisać V rozdział, w którym zaczną się powoli odkrywać niektóre niespodzianki. Na razie mogę zdradzić jedynie tytuł: ,,Popiół jak lód".

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 20:25, 30 Sie 2008    Temat postu:

Przepraszam za opóźnienie spowodowane wyjazdem... Embarassed dzis obiecana II cz. "Górskiej Podróży". Mam nadzieję, że wam się spodoba. To zapraszam do lektury:

Było już upalne popołudnie, gdy cała drużyna sprawnie szła w górę ścieżki wzdłuż jednego ze zboczy, czasami tylko wiatr przynosił orzewienie, przy okazji bawiąc się ich włosami.
- Jak na tą porę roku pogoda jest całkiem, całkiem.- odezwał się Krestir.
- Zgadzam się. Myślałem, że będzie gorzej.- powiedział Gadofr.
- Przestańcie. Jeszcze coś wykraczecie.- rzekł Doromur i znowu spotkały go dziwne spojrzenia towarzyszy.- Och, miałem na myśli, że może przez takie gadanie coś jeszcze nadciągnąć.
- Jeśli już to nie przez nasze gadanie. Myślę, że w tej sprawie będzie miał więcej do powiedzenia wiatr.
- Naprawdę tak uważasz, Gadofrze? Pogoda jest przecież piękna. –wtrąciła się Arnona, która szła za nim.
- Tak. Ale w górach pogoda jest naprawdę nieprzewidywalna.
W tym samym momencie drużyna weszła na turnie. Wysokie szczyty gór piętrzyły się dookoła, a na drodze leżały jeszcze resztki śniegu po ostatniej zimie.
Góry Północy nie były jeszcze dobrze zbadane. Zwłaszcza zbocza po stronie Forodwaith. Ludzie Arnoru bali się zapuszczać w te okolice. Istniały jedynie pojedyncze przekazy o tych górach. Właśnie nimi kierowała się Arnona, gdy wybierała trasę wyprawy. Ani ona, ani żaden z członków drużyny nie miała pojęcia, co ich spotka w górach, a także później w Forodwaith. O tej krainie wiedzieli jedynie, że jest wiecznie skuta lodem, a przynajmniej tak było napisane w starych księgach, które znalazła księżniczka w Królewskiej Bibliotece.
Tymczasem ścieżka stawała się coraz to węższa. Zanim się spostrzegli, musieli iść bokiem, przyklejeni to jednego ze zboczy, gdyż z drugiej strony swą paszcze rozwierało głębokie urwisko, tylko czekające na kolejną ofiarę.
- Uważajcie, tu śnieg nie zdążył jeszcze do końca stopnieć. Może być ślisko!- ostrzegł ich Gadofr, który pierwszy zdecydował się na wejście na długą półkę, którą biegła dalej ścieżka. Za nim podążali Arcelir, Meron, Doromur, Krestir, Arnona, a Elizer zamykał pochód.
Dochodzili już do końca tego niebezpiecznego fragmentu trasy, gdy nagle z tyłów dał się słyszeć przerażony krzyk księżniczki:
- Pomo..!!!
- Mam cię!- krzyknął Elizer, łapiąc rękę Arnony w ostatniej chwili. Reszta drużyny obejrzała się w ich kierunku. – Złap mnie drugą ręką! Szybko!
- Ale…- Arnona patrzyła z przerażeniem w dół urwiska. Tymczasem uścisk Elizera stawał się coraz mniej pewny
- Łap! Inaczej zaraz mi się wyślizgniesz!- ten argument przekonał dziewczynę. W ostatniej chwili złapała przyjaciela. Ten natychmiast podciągnął ją na ścieżkę.
- Dzięki…- powiedziała z wyraźną ulgą.
- Nie ma za co. Ale wylewniej to mi podziękujesz później- powiedział, gdy tylko zorientował się, że Arnona zamierza go uściskać.- Z resztą, to był mój obowiązek.
- Elizerze…- zaczęła delikatnie, w końcu on przed chwilą uratował jej życie.
- Zarówno jako poddanego… jak i przyjaciela.- odpowiedział szybko, patrząc jej głęboko w oczy i uśmiechając się.
- Dobra, dobra. Pogadacie sobie później, jak zrobimy jakiś postój.- rzekł poważnie Arcelir, przerywając im.
Ruszyli dalej. Zeszli w końcu z powrotem na trochę szerszą ścieżkę. Pech jednak nie przestawał ich prześladować. Z północy zaczął wiać zimniejszy i bardziej porywisty wiatr, który wkrótce naniósł ciężkie, burzowe chmury. Stawało się coraz ciemniej. Nagle, bez żadnych ostrzeżeń rozpętało się prawdziwe, burzowe piekło. Chmury otworzyły swoje podwoje. Z nieba zaczęło lać się strumieniami, a mocny, przenikliwie mroźny wiatr tylko potęgował uczucie chłodu oraz skutecznie utrudniał marsz. Błyskawice sprawiały, że pomimo chylącego się już dnia i ciemnych chmur wciąż było jasno, a potężne grzmoty niemalże ogłuszały wędrowców. Cała drużyna już po kilku minutach była cała przemoczona, w dodatku musieli iść zgięci w pół, bo wiatr wcale nie zamierzał słabnąć, wręcz na odwrót z każdą kolejna minutą przybierał na sile. Na domiar złego w najbliższej okolicy nie mogli znaleźć żadnego schronienia. Choćby wystającej półki skalnej.
- Musimy znaleźć jakieś schronienie! I to szybko! Ja już dłużej nie dam rady!- zawołała Arnona, próbując przekrzyczeć huk grzmotów.
- Ale tu nic nie znajdziemy!!! Gładka ściana!- wrzasnął Elizer.
- Idziemy dalej!!! Jak tylko znajdziemy jakąś jaskinie, wchodzimy do niej!- odkrzyknął Gadofr.
W tym momencie drużyna wyszła zza zakrętu, ledwie jednak wyłonili się zza zbocza podmuch pędzącego powietrza uderzył w nich z podwójną mocą. Z trudem utrzymali się na nogach, nawet Elizer, najpostawniejszy z całej siódemki. Nagle w powietrzu zabrzmiał głos Gadofra:
- Patrzcie!!! Tam daleko widać w drugim zboczu jakąś ciemniejszą plamę!!! Pewnie to jaskinia!
Wszyscy przyśpieszyli kroku, na tyle, ile pozwoliła im szalejąca wichura. Po pół godzinie na dobra sprawę dotarli do jaskini. Pojawił się jednak kolejny problem. Pomiędzy nimi a utęsknionym schronieniem zdążył powstać wartki potok. Przy jaskini natomiast nie było ani jednego drzewa, ani wystającej skały o które można by było zaczepić linę.
- Pięknie jesteśmy tak blisko, a przez głupi potok nie możemy się przedostać do jaskini!- powiedział Meron. On też miał dość tej burzy.
Nagle oślepiło ich światło dość blisko przelatującej błyskawicy. Wszyscy w momencie padli na mokrą ziemię. Tymczasem błyskawica trafiła w pobliskie drzewo i odłamała jeden z większych konarów, który wpadł prosto do strumienia. Konar był jednakże na tyle duży, że zablokował się pomiędzy dwoma dość stromymi brzegami potoku. Gdy drużyna podniosła się z błota, zobaczyła naturalną kładkę na drugą stronę potoku. Zrozumieli się bez słów. Ruszyli w stronę złamanego konaru i zaczęli się przeprawiać. Wszystko szło gładko do momentu, aż na kładkę wkroczył ostatni członek drużyny, Doromur. Udało mu się już dotrzeć do połowy konaru, gdy wiatr ponownie uderzył. Zachwiało zarówno kładką jak i znajdującym się na niej Doromurem.
- Oooooo!!! Zaraz spa…- nie dokończył. W tej chwili poślizgnął się i wpadłby do wartkiego strumienia, gdyby w ostatniej chwili nie złapał go Arcelir i nie wciągnął na brzeg.
- W porządku?!
- Tak! Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
Po tej przygodzie wszyscy schronili się do suchej jaskini.
- Myślicie, że ktoś w niej mieszka?- spytała z niepokojem księżniczka.
- Raczej nie. – z wnętrza pieczary dobiegł ją głos Gadofra, który zdążył się już zapuści w głąb pieczary, aby zbadać, czy jest bezpieczna.
- Szkoda, że nie możemy rozpalić ogniska.- rzekł Meron, któremu burza najwyraźniej opuścił dobry humor.
- Niestety, nie da rady.- wtrącił Elizer.
- O! Właśnie! O mało, co nie zapomniałam ci podziękować za uratowanie mi życia! – wykrzyknęła Arnona i zanim Elizer zdążył się zorientować, co się dzieje, przyjaciółka już wisiała mu na szyi, przy okazji nie omieszkając pocałować go w policzek oraz obdarzyć szerokim i serdecznym uśmiechem. - No, jakby mój brat się dowiedział to by miał niemały problem, za kogo mnie wydać! Za ciebie czy za Arcelira?- i spojrzała przekornie na młodzieńca siedzącego pod przeciwległa ścianą. Nie widziała jednak jego twarzy, gdyż pozostawała schowana w cieniu. Nie mogła zobaczyć, że jest ona cała czerwona ze złości. Natomiast w głowie cały czas bił się z myślami:
„Jak ona mogła po tym wszystkim, co przeszliśmy w puszczy go pocałować? Jego, a nie mnie?!… Ale w końcu on jej uratował życie… ale jego nie było, gdy ją atakował niedźwiedź! I wtedy… ona… mnie… nie pocałowała… a teraz… teraz…”
- Arcelirze, wszystko w porządku?- głos księżniczki wyrwał go z toku myśli.
- Tak, w jak najlepszym.- odpowiedział zdawkowo.
- Cieszę się. – odpowiedziała z uśmiechem, odgarniając kosmyk mokrych włosów.
- Po prostu… mi aż tak nie dziękowałaś jak odnalazłem cię w lesie! A przecież niedźwiedź mógł wrocić, nie wspomnę, że mogli cię znaleźć ludzie Arthomora!
- Ależ…- zaczęła Arnona, lecz Elizer jej przerwał.
- Arcelirze daj spokój zachowujesz się jak dziecko, po drugie…
- Słucham?! Zachowuję się jak jakiś bachor?!- krzyknął Arcelir wyciągając miecz. Elizer również to uczynił:
- Nie chce się z tobą pojedynkować, ale jeśli mnie do tego zmusisz…
Tego dla księżniczki było za wiele. W chwili, gdy Arcelir już miał zadać pierwszy cios, Arnona porwała Doromurowi miecz i w momencie stanęła pomięczy mężczyznami, przystawiając im oręże swoje i Doromura do gardeł.
- Macie schować natychmiast miecze do pochew!
- Ale…- zaczął Elizer.
- Obaj!- zmierzyła przyjaciela groźnym spojrzeniem. Nie żartowała.
- Dla ciebie wszystko.- odparł Arcelir i zgodnie z rozkazem księżniczki schował broń. Elizer uczynił to samo. Widząc to, Arnona również opuściła miecze:
- Nie chcę tu mieć żadnych sprzeczek ani tym bardziej pojedynków. Jasne?!- spojrzała na przyjaciół, zatrzymując swój wzrok na Elizerze i Arcelirze.
- Jasne.- odpowiedzieli chórem obaj.
- To dobrze.
Zapanowała niezręczna cisza, którą po chwili przerwał Doromur:
- Może zjemy jakąś małą kolację?
Wszyscy przystali na ten pomysł. Po dłuższej chwili zajadali ze smakiem suchary, zabrane jeszcze z domu Lirtira.
- Wiecie co? Ja się chyba położę spać.- powiedziała Arnona i ziewnęła.
- Nie ma sprawy. Ale myślę, że dobrze będzie jak ktoś stanie na warcie. Tak na wszelki wypadek.- rzekł Gadofr.
- To ja wezmę pierwszą wachtę.- powiedział Arcelir i poszedł w stronę wejścia do jaskini, nie czekając na odpowiedź. Reszta ułożyła się do snu.

***

Minęła godzina. Arcelir wciąż stał na warcie. Obserwował jak spadające krople deszczu wpadają do rwącego strumienia. Huk gromów i spływającej wody ogłuszał. Jednak to mu nie przeszkadzało. Był pogrążony we własnych myślach. Bił się z nimi od chwili, gdy Arnona pocałowała Elizera i zadała pytanie: „Za ciebie czy za Arcelira?” Od chwili, gdy przed polowaniem o mało nie powiedział jej, że ją kocha, myślał że ona czuje do niego coś więcej. Że odwzajemnia, to co on do niej czuje. W momencie gdy pocałowała jego, czar prysł niczym mydlana bańka, a przynajmniej pojawiły się w głowie Arcelira poważne wątpliwości:
„Może ona się ze mną tylko tak bawiła? A tamten taniec, tamten uścisk nic nie znaczyły? Może ona traktuje mnie tylko jak przyjaciela, jak Merona, Gadofra, Doromura? A Elizer? Przecież oni znają się od dziecka… nic dziwnego, że łączy ich wieź… bardzo silna więź… ale jak silna? I co ona naprawdę do mnie czuje?”- obrócił się i spojrzał na spokojnie śpiącą przyjaciółkę. „ Co ja mam o tobie myśleć, Arnono, co ty do mnie czujesz?”
Kotłujące się w głowie pytania bez odpowiedzi w końcu zaczęły go męczyć. Obudził Doromura.
- Co jest?- zapytał zaspany wojownik.
- Przejmiesz wartę?
- Dobra. – ziewnął Doromur i pomaszerował w stronę wyjścia. Arcelir tymczasem położył się i szybko zasnął.

***

Rankiem wszystkich obudziła Arnona.
- Mam złe wieści. Burza wciąż szaleje w najlepsze. W dodatku strumień przybrał i wkrótce wystąpi z brzegów. Konar też trzyma się na słowo honoru.
- Niedobrze. Od strumienia dzieli nas jedynie wąska ścieżka. Po śniadaniu trzeba będzie pójść dalej. – stwierdził z poważną miną Elizer.
- Chyba sobie kpisz? Wczoraj sam ledwo trzymałeś się na nogach, a teraz chcesz mi powiedzieć, że mamy ruszać dalej? Przecież nawałnica zrobiła się jeszcze gorsza od wczorajszej!- zaprotestował Meron.
- Słuchaj! Jak chcesz mieszkać w jeziorze, proszę bardzo! Możesz zostać!
- Obawiam się, że mimo wszystko lepiej będzie posłuchać Elizera.- wtrącił Arcelir. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Jeszcze wczoraj chciał walczyć z Elizerem. Jednak Arcelir nie przejął się tym. Ciągnał dalej: - Potok za parę godzin zamieni się w rzekę. Później możemy nie wydostać się z jaskini. Konar w każdej chwili może spłynąć z nurtem. Meronie, ty również masz rację. Pogoda jest paskudniejsza niż wczoraj. Będzie ciężko, ale innego wyboru nie mamy.
Skromne śniadanie zjedli w milczeniu. Każdy w myślach szykował się na kilkugodzinny marsz w koszmarnej nawałnicy. Po półgodzinie byli już gotowi, by ponownie stawić czoła szalejącemu żywiołowi.
Tym razem wszyscy bezpiecznie przeszli przez śliski konar. Mieli niebywałe szczęście. Parę chwil potem ujrzeli jak konar spływa wraz z wartkim nurtem burzowej rzeki. Nawałnica jednak nie dawała za wygraną. Deszcz wciąż zacinał im prosto w twarze, a zimne potężny wiatr nie przestawał dokuczać. Pomimo to nikt nie narzekał. Wiedzieli, że nie mieli wyboru. Szli wciąż pod górę. Robiło się coraz zimniej. Próbowali zakryć się szczelniej pelerynami, jednak nic to nie pomagało. Mało tego, przez burzę pomylili szlaki i teraz zamiast iść doliną musieli wspinać się aż na szczyt, a później z niego zejść. Szli tak już parę ładnych godzin. W końcu dotarli na szczyt. Był zupełnie nie osłonięty. Huk grzmotów i szalejącego wiatru jeszcze bardziej się wzmógł.
- Szybko!!! Musimy zejść ze szczytu!!!- Elizer krzyczał najgłośniej jak mógł, jednak do uszu przyjaciół dobiegł jedynie jego przytłumiony dźwięk. Musieli uważać bo schodzili teraz w dół. Każdy nieostrożny krok mógł skończyć się tragicznie. Kamienna ścieżka była wyjątkowo śliska. Udało im się jednak bezpiecznie zejść z turni. Po pewnym czasie znowu zobaczyli jakąś jaskinie. Jednomyślnie skierowali się w jej stronę. Po dotarciu do suchej pieczary Arnona, Meron i Doromur padli na ziemię. Pozostali również ciężko dyszeli po przebytej drodze. Dopiero po dłuższej chwili odezwał się Elizer. Był najmniej zmęczony.
- Psia pogoda. Przygotuje kolacje. Chyba jest już pod wieczór. Przyznam wam się, że straciłem rachubę czasu.
- My też.- odparł Gadofr.- Ale chyba masz rację. Powinno się już wkrótce ściemniać.
- Kolacja gotowa, ale jest niezwykle skromna.
- Dobre i to.
Arnona, Meron i Doromur podnieśli się z ziemi i szybko zjedli suchary przydzielone przez Elizera.
- Stawiamy wartę?- spytał Arcelir.
- Ale idziesz jako pierwszy. Ja jestem wy – czer – pa - na – powiedziała księżniczka i szybko ułożyła się do snu. Reszta uśmiechnęła się pod nosem. Mimo, iż tego nie mówili każdy z nich był pod wrażeniem, jak sobie radziła. Jak zaciskała zęby. Przez całą drogę usłyszeli jedynie raz jak narzekała. Większość kobiet nie dała by rady takiemu wyzwaniu. Ona podołała. Żaden z nich nie odważył się zaprotestować, kiedy od razu poszła spać.

Koniec rozdziału IV. CDN w V rozdziale "Popiół jak lód"(w trakcie przeklikiwania do Worda), w którym poznacie stworzenia zamieszkujące forodwaiskie zbocz Gór Północnych, samej krainy Forodwaith, znaczenie tytułu rozdziału a także dowiecie się kim jest wróg Arnony i jej drużyny, dlaczego jest taki groźny, a także rozwiąże się zagadka zmian klimatycznych w Śródziemiu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 22:01, 30 Sie 2008    Temat postu:

... no, no... Jezyk mały trójkącik miłosny... Wesoly
... rozdział bardzo ciekawy, ale wydaje mi się, że za duże szczęście ma ta drużyna... Jezyk osobiście bardziej pomęczyłbym bohaterów... Jezyk w końcu to autor ciągnie za sznurki... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Nie 11:17, 31 Sie 2008    Temat postu:

No, prosze a inni twierdzą, że to ja za bardzo ich męczę.... Jezyk Hehe... tak nawiasem mówiąc ta scenka na kłodzie z Doromurem to był moment mojego wahania czy go zostawić czy nie... ale postanowiłam jednak, że zostanie.... lubie ta postać....ale tak jak obicałam w pierwszym, zbliżającym się pierwszym starciu z wrogiem nr1, poleje się krew...co z tego wyniknie sama dokładnie nie wiem...maybe bedziecie musieli się z kimś pożegnać ? Ale tak jak napisałam nie wiem co z tego wyniknie...jak się podobała, chyba już trochę tradycyjna przygoda z burzą w górach ? Jeśli chodzi o "zwiedzenie" korzeni Gór Północnych to nie martwcie się również jest przewidziane...ale nie teraz...ale być będzie...na 99% Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 9:50, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Postanowiłam, trochę inaczej podzielić najbliższe rozdziały... co było baaardzo brzemienne w skutkach, albowiem:
UWAGA Uwaga Dobra wiadomość Uwaga UWAGA Uwaga
Rozdział V pt. "Popiół jak lód" został wklikany do Worda Uwaga Uwaga Uwaga
To oznacza, że czeka teraz go jedynie tzw. kosmetyka(orty, inty...może troche jeszcze pozmieniam kwestie dialogowe, ale to tylko może...)

Więc jutro, najpóźniej pojutrze będziecie mogli się cieszyć kolejnym rozdziałem...w między czasie zacznę już powoli przeklikiwać VI, ale tytułu wam w tym poście nie zdradzę, bo... za bardzo nawiązuje do fabuły rozdziału V...przynajmniej w zamysłach autorki Jezyk Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Wto 15:30, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Ha... tym razem obietnicy dotrzymam Uwaga Oto przed Wami... pierwszy z niespodziewankowy rozdział. Więc nie przedłużając: ZAPRASZAM DO LEKTURY I WYPOWIADNIA SIĘ O NIM Uwaga Uwaga :

V
Popiół jak lód


Następnego dnia znowu obudziła ich Arnona. Tym razem radośniejszą wieścią:
- Nareszcie przestało padać! A śniadanie – spojrzała z powątpiewaniem na rozdzielone porcje sucharów – już na was czeka.
- Miło usłyszeć z rana dobrą wiadomość. I coś zjeść. Nawet zwykłego suchara. – rzekł Doromur i zabrał się do spożywania swojej porcji.
- To, co, po śniadaniu ruszamy? – spytał Krestir.
- Tak. Czas wyjść z tych gór. Mam ich serdecznie dość.- zadecydował Elizer.
- Nie tylko ty.- rzuciła Arnona i zaczęła pakować swoje rzeczy.
Po pewnym czasie drużyna maszerowała już w dół górskim szlakiem przez las. Ten jednak nagle w pewnym momencie się urwał. Grupa przyjaciół stanęła nad kolejnym urwiskiem. Stąd roztaczał się widok na całe Forodwaith. Arnona opisywała towarzyszom tę krainę jako skutą lodem, bezkresną pustynię. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy ich oczom ukazała się pustynia… popiołu. Jedynym wyjątkiem były okolice wielkiej rzeki, która przecinała krainę jak błękitna wstęga. Jej źródła znajdowały się po przeciwległej stronie krainy, u stóp samotnej góry.
- Co tu się stało? – Meron zadał pytanie, które wszystkim cisnęło się na usta.
- Nie wiem, ale zamierzam się tego dowiedzieć. Bo założę się o co chcecie, że dzięki temu od lat nie było w Śródziemiu łagodnej zimy i lata. – odpowiedziała Arnona i ruszyła ścieżką prowadzącą wzdłuż urwiska, lecz stale opadającą w dół.

***

Wysoko w Górach Północy, tuż pod szczytem Drun Mruzin na niedostępnej półce skalnej znajdowało się gniazdo szarych, górskich sokołów. Jest to rasa nie znana ludom Śródziemia, gdyż zamieszkuje ona forodwaiskie zbocza Gór Północnych. Szare sokoły są wielkimi, drapieżnymi ptakami, jedynie trochę mniejsze od orłów, zamieszkujących Śródziemie, natomiast bardzo różnią się usposobieniem. O ile orły chętnie pomagają ludziom, o tyle sokoły traktują ich jako wyśmienity przysmak. Dwa sokoły, których to gniazdo było domem, wcale nie stanowiły wśród innych wyjątku. Jeden z nich dostrzegł w dole siedem poruszających się punkcików, zmierzających w dół ścieżki.
- Któż to? Czyżby ludzie?
- Na moje stare oko tak.- odpowiedział mu drugi, starszy.- Już długo nie widziałem ich tutaj. Ale wiem, że są smakowitym i dużym kąskiem. – i nie czekając na młodszego rozpostarł olbrzymie skrzydła i wzbił się w przestworza. Drugi z sokołów zachęcony słowami swego towarzysza ruszył za nim. Po krótkiej chwili krążyli już nad grupką wędrowców.
- Ty bierzesz samiczkę, grubego i najstarszego samca, ja resztę.- zakomenderował starszy i już nurkował w powietrzu po Elizera, Arcelira, Merona i Krestira. Nie minęło kilka minut, gdy oba sokoły wracały do gniazda w swoich szponach trzymając całą drużynę.
- Hej! Wypuście nas!- wrzeszczał Meron, wierzgając w powietrzu nogami. Reszta mu wtórowała.
- Na pewno? Ziemia jest dość daleko. Po drugie, nawet jeśli byście przeżyli, to i tak daleko nie uciekniecie. W Forodwaith jest gorszy od nas.
Drużyna umilkła. Sokół mówił prawdę, gdyby ich puściły czekałoby ich długie spadanie i śmiertelna ciemność. Musieli czekać aż sokoły same ich opuszczą. Nie rozumieli jednak ostatniego zdania. Nie mieli odwagi spytać, czym albo kim jest ten „gorszy”. Po chwili sokoły wypuściły ich ze swoich szponów wprost do miękkiego gniazda.
Jednakże sokoły nie wylądowały, lecz poleciały dalej.
- Pięknie. Co teraz?- spytał Meron.
- Nie wiem.- odparł Elizer. Spojrzał w dół. Nie było szans, aby spróbować ucieczki. Trzeba było czekać na rozwój wydarzeń i liczyć na to, że sokoły nie zjedzą ich od razu, lecz przeniosą w inne, bardziej sprzyjające ucieczce miejsce.

***

Ptaki powróciły dopiero późnym popołudniem, nadlatując z zachodu.
- Dobrze. Teraz zabierzemy was na wielką… ucztę. Będziecie na niej głównym daniem.- powiedział stary sokół i wzbił się w powietrze. Zrobił koło i złapał po raz wtóry naszych przyjaciół. Młodszy ptak zrobił dokładnie to samo. Lecieli z dobre dwie godziny, kiedy drużyna mogła znów poczuć stały grunt pod stopami.
- To są ludzie, o których ci wspominałem, o nasz królu.- rzekł stary sokół, pokazując skrzydłem na grupę przyjaciół i skłaniając łeb.
- Rozumiem. –odpowiedział władca sokołów i zmierzył wzrokiem każdego z ludzi.
- Uwolnij nas! Nic przecież nie zrobiliśmy twoim sokołom!- krzyknęła Arnona.
Sokoli król zwrócił uwagę na księżniczkę.
- A kimże ty jesteś, że odzywasz się w imieniu swych towarzyszy i bez mojego pozwolenia?
- Jestem Arnona, księżniczka Arnoru, który leży po drugiej stronie gór.- powiedziała z dumą, patrząc prosto w oczy rozmówcy.
- Ach, tak. A więc dlaczegóż jako księżniczka prosisz mnie, abym darował wam życie i puścił wolno? Przecież jako dobry władca, muszę dbać o swych poddanych. A takich smakołyków nie mieliśmy okazji jeść od bardzo dawna.
Księżniczka spuściła głowę. Czuła się winna tej całej sytuacji. Nie zauważyła wzroku Arcelira, który stał obok. Byłoby jej na pewno o wiele lżej.
- Przenieść ich na niższą skałkę. Ucztę rozpoczniemy tradycyjnie o północy.- rozkazał król sokołów. Tym razem dwa inne sokoły przetransportowały drużynę na półkę, na której miały oczekiwać na rozpoczęcie uczty. Po chwili zostali sami.
- Nic nie widać. Pewnie nawet nie warto ryzykować. – powiedział Meron wychylając się lekko za krawędź półki.
- Bo może nie trzeba spuszczać głowy, lecz ją podnieść.- rzekł cicho Gadofr i wskazał na wystającą półkę parę metrów od tej, na której się znajdowali.
- Doskonale. Tylko jak się tam dostać?
- Mamy przecież linę…- odparł Gadofr i już zarzucał linę na wystający głaz.
Po kilku minutach wszyscy znajdowali się już na półce i schodzili pośpiesznie w dół, starając się robić jak najmniej hałasu. Całe zejście na szarą pustynię poszło im wyjątkowo gładko. Jedyną złą wiadomością, był fakt, że słońce już pokazywało się nad horyzontem. A więc sokoły mogły już wyruszyć na ich poszukiwania. Po chwili usłyszeli znajomy, złowrogi odgłos. To były one.
- Musimy się gdzieś ukryć!
- Tam jest jakaś półka! Szybko pod nią!- gdy tylko drużyna znalazła się pod skałą w niedalekiej odległości zobaczyli cień ptaka. Po chwili dołączył do niego kolejny i kolejny. Znajdowali się w opłakanym położeniu. Stali pod małą półką skalną, ledwo zasłaniającą drużynę przed bystrymi oczami latających drapieżców. Nie było nawet miejsca by się ruszyć. A co dopiero wyciągnąć łuki. Nagle usłyszeli świst strzały. Za chwilę ujrzeli ciało jednego z sokołów leżące bez ruchu na ziemi. Spojrzeli po sobie. Pozostałe cienie nadal krążyły nad drużyną, czekając, czy przypadkiem któraś z ofiar się nie wychyli. Po chwili usłyszeli następny świst i kolejny z napastników już nie żył. Tym razem pozostałe dostrzegły niebezpieczeństwo i odleciały, a drużyna mogła wyjść spod skałki i podziękować, temu który ich ocalił.
- A to dlatego takie zbiorowisko sokołów. Normalnie by się tyle tutaj nie znalazło. Witajcie w Forodwaith!- zakrzyknął wesoło wysoki, barczysty mężczyzna.- Nazywam się Leorn. Mieszkam tu niedaleko i chętnie was ugoszczę. Wiecie, odkąd „on” przybył nie miewam wielu gości.
- Nie chcemy nadużywać twojej uprzejmości. W końcu uratowałeś nam życie, za co jesteśmy ci dozgonnie wdzięczni.- odpowiedziała za wszystkich księżniczka, lekko dygając.
- Och, od razu „uratowałem wam życie”! Za chwilę, by im się znudziło czekanie… a właściwie to skąd wy jesteście?- Leorn spojrzał na nich podejrzliwym wzrokiem.
- Z Arnoru.
- Z Arnoru? To pewnie ta kraina po drugiej stronie Gór. –olbrzym podrapał się w tył głowy.- A co was tu sprowadza? Dawno ludzie za Gór nie zaglądali tutaj. Z tego co wiem, ostatni raz było to w czasach, które już dawno stały się legendami.
- Cóż… to dość długa historia…
- Pani, mamy mnóstwo czasu na długie opowieści. Ale masz rację. O wiele milej będzie nam się rozmawiało przy kominku. Zapraszam do siebie! Proszę, zacnych przybyszów za mną.- drużyna spojrzała po sobie ze zdziwieniem, ale ruszyła wreszcie za swoim wybawicielem.
Leorn był potężnie zbudowanym, ponad półtorametrowym mężczyzną z białymi niczym śnieg włosami i przenikliwymi, acz wesołymi piwnymi oczami. Mieszkał w oddalonej o kilka stadiów od Halern Trutin wielkiej chacie. Zbudował ją z drzew rosnących w górach. Dawno temu, gdy dopiero co przybył tutaj z Śródziemia i zapoznał się z mieszkańcami tej krainy miewał wielu gości, dlatego też w jego domu było kilkanaście pokoi.
- Tutaj mieszkam- uśmiechając się, gdy dotarli do drzwi pośrodku budynku. Weszli. Pokazał ręką w prawą stronę.- Tam sam pokoje. Możecie się śmiało rozgościć. Natomiast ja przygotuję dla wszystkich sokoły na kolację. Dzisiaj czeka nas prawdziwa uczta!- rzekł i oddalił się w przeciwnym kierunku.

***

Pół godziny później wszyscy siedzieli już w jadalni, zajadając się wybornie przyrządzonym sokołem i beztrosko rozprawiając. Przybysze zza gór opowiadali o swoich przygodach, które zdarzyły im się po drodze oraz o swojej krainie.
-A więc mówicie, że u was często się śpiewa wesołe piosenki?- spytał z zaciekawieniem Leorn.
- Tak. Są przeróżne od tych o jedzeniu… do tych o polityce.- odpowiedział mu Meron, który z całej drużyny najbardziej znał się na biesiadnych przyśpiewkach.
- O polityce? To dziwne. Ja nie słyszałam ani jednej.- stwierdziła ze zdziwieniem Arnona.
- Bo jak cały czas spędzasz w zamku to jak masz słyszeć? Ale skoro nie znasz ani jednej… to może tam próbkę swojego talentu.- Meron nie czekał na zgodę swoich kompanów. Już po chwili stał po środku jadalni i zaczął śpiewać potężnym basem:
Nasze władze miłe są
Zawsze strzegą swego dobra
Aby przerwać passę złą
Zjedzą zupę choćby z bobra...
Hołd im oddamy
I uciekamy!

Nasze władze mądre są
Ich rozumu nikt nie zmierzy
Łapy chciwe zawsze trą
Gdy przed nimi złoto leży...
Hołd im oddamy
I uciekamy!

Nasze władze sprytne są
Swoją wartość dobrze znają
Życie nazywają grą
Choć sakiewki pełne mają...
Hołd im oddamy
I uciekamy!

Nasze władze piękne są
Tu pochwalić się wypada
Gdy przed lustrem oczy trą
To się listro w pył rozpada...
Hołd im oddamy
I uciekamy!

Nasze władze dziwne są
I to jest ich jedna wada
Kiedy od nas czegoś chcą
Rząd pieniądze nam rozkrada
Więc uciekamy
I nie wracamy!
Hej- ho!
Hej- ho!
Więc uciekamy
I nie wracamy!
(by Lakhibakshi -> dzienks kumpelo)
Młodzian po skończonej piosence dwornie się ukłonił. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli z niepokojem na księżniczkę. Ta jednak wszystkich zaskoczyła: serdecznie roześmiała się.
- Gdyby mój brat to usłyszał…
- I raczej nie usłyszy ta piosenka śpiewana jest wyłącznie w karczmach w pierwszym kręgu.- odpowiedział Meron.
- Pieśni z Śródziemia… już prawie zapomniałem jak one brzmią…- westchnął Leorn.
- Jak to: prawie zapomniałeś? Ale ty przecież…
Drużyna spojrzała ze zdziwieniem na postawnego mężczyznę.
- …nigdy nie byłeś w Śródziemiu? Nie prawda. Byłem, ale bardzo, bardzo dawno temu...- Leorn podniósł głowę do góry i zamknął oczy. Przypominał sobie dawne czasy. Po chwili zaczął opowiadać gościom swoją historię. Okazało się, że jest jednym z potomków Beorna z Dzikich Krain, kiedy jeszcze tak się nazywały i podobnie jak jego przodek ma dar zmieniania się w niedźwiedzia, jest jednak bardziej od niego towarzyski. W latach młodości mieszkał w Śródziemiu, jednak w czasach pokoju, kiedy ludzie wiedli spokojne życie, mieli też więcej czasu na rozrywki. Również na polowania. To zmusiło go do banicji do Forodwaith. Tutaj zbudował chatę, z drzew rosnących na zboczach Gór. Był też świadkiem spopielenia się tutejszej lodowej pustyni. Mężczyzna przez cały czas opowieści miał oczy utkwione w ogniu kominka. Nie patrzył na twarze wędrowców. W końcu skończył. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko trzaskaniem gałązek w kominku.
Arnona również wpatrywała się w ogień. Lecz nie słuchała dokładnie opowieści gospodarza. Cały czas nie dawała jej spokoju jedna myśl. W końcu nie wytrzymała i zapytała szeptem:
- Leornie, a jak to się stało, że powstała tu pustynia…popiołu? Kto jest za to odpowiedzialny?
Mężczyna spojrzał na nią ze smutkiem. Obawiał się tego pytania. Wiedział, ile bólu sprawi mu odpowiedź na nie. Mimo to postanowił na nie odpowiedzieć.
„Zasługują na to. Zwłaszcza ona.” - pomyślał.
- Tym razem ja zaśpiewam. Ale to nie będzie wesoła piosenka.-powiedział, a po chwili w jadalni rozległy się smutne tony pieśni Leorna:

Dawnymi czasy,
Kiedy lód pokrywał
Jeszcze ten ląd,
Kiedy w Forodwaith
Rządził mróz,
Daleko na zachodzie,
Był wielki gród,
Nad Wielką Wodą stał.
Ludzie żyli w nim,
Lecz do zwierzy podobni byli,
Bo schronić się
Przed Białej Śmierci mocą,
W grube skóry
Byli przyodziani.
Lecz wieczny mróz
Nie zważali,
Cieszyli się tym, co posiadali.
A wiodło im się dobrze,
Gdyż Pierścień Cudów mieli,
Dar z legend czasów,
Od ludzi zza Wielkich Gór.
Ale na tym świecie,
Pełnym i śmiechu i łez,
Nic nie trwa wiecznie,
Nawet dobrobytu piękny czas.
Ciemna noc,
Bez księżyca blasku była,
Gdy w oddali,
Na wschód stąd,
U źródeł rzeki,
Dostrzeżono czerwonej,
Łuny zły blask.
Znad niej rozległ się
Potężny ryk!
I czarny cień na jaskrawym tle
Pojawił nagle się.
Nim dzwony na alarm zabiły,
Cień w kształt
ogromnego smoka przeistoczył się.
Wtem powietrzem
Zawładnął powtórny ryk:
„Oddajcie Pierścień,
ze złota mego przodka Smauga,
przez Saurona
na współ z Pierworodnymi
stworzony!
Bo jam jest potężny
Geintaug,
To znaczy Strach,
A me płomienie
Niszczą każdego kto się sprzeciwi!”
Władca miasta uparte
I niewzruszone serce miał,
Niczym było:
Płacz dzieci, lament matek,
I mężczyzn krzyk!
Smok słowa dotrzymał,
Miasto spalił,
Nic z niego nie ostało się,
A Pierścień,
Jego trofeum stał się!
Lecz smok,
Nie zadowolił tym się,
W lot się wzbił,
I roztopił wieczny lód.
Zadowolony,
Na wschód udał się,
W Białej Górze
Osiadł i na swych bogactwach
Położył się,
Ale poczęło mu się nudzić,
Zastanawiał się gdzie
Popłoch i strach zanieść jeszcze może,
Ale niepojęta rzecz!
Pierścień na smoczy palec wsunął się!
I z Białej Góry
Blady krąg na Forodwaith
Roztoczył się.
I śnieg i lód zapanowały znów!
Smok ze skarbów wstał,
Nad Górą wzniósł się i gniew ogarnął go,
I znów ogniem zionął,
I lód jak popiół stał się na powrót!
Geintaug wrócił więc
Do nieprzebranych skarbów swych,
Ale nuda znów dręczyła go,
I blady okrąg na nowo zabłysnął,
Aby przywrócić,
Lodu i śniegu królestwo w Forodwaith
I tak historia powtarza się,
A kiedy przyjdzie jej kres,
Nie wie nikt…

Gdy Leorn skończył śpiewać zapadła smutna i przytłaczająca cisza. A przez głowę Arnony myśli przelatywały niczym błyskawice:
„ To smok jest odpowiedzialny za zniszczenie tej lodowej pustyni… a ona była tu zawsze…teraz jej nie ma… to znaczy jest…kiedy Geintaug się nudzi i pojawia się okrąg z Pierścienia…ale to…to musiało zakłócić…harmonię klimatów w całej Ardzie! A więc i w Śródziemiu… to dlatego…jak smok niszczy lód staje się coraz goręcej u nas, a jak następuje powrót lodu staje się zimniej! A nagły skok pomiędzy zimnem a gorącem… daje silniejsze wiatry i stąd te potężne śnieżyce! To Geintaug jest wszystkiemu winien!”
W oczach księżniczki nagle pojawiły się światełka… te same, które były, gdy postanawiała, że wyruszy do Forodwaith. Popatrzyła jeszcze raz w ogień kominka. Po chwili odezwała się do reszty drużyny:
- Za dwa dni o świcie zamierzam wyruszyć do Białej Góry. Nie wiem czy tam dotrę, nie wiem dokładnie co mnie czeka podczas spotkania z Geintaugiem. Wiem jedno. Chcę tam wyruszyć. Nie wymagam od was, abyście poszli tam ze mną. To będzie bardziej niebezpieczne niż przeprawa przez góry. To wasza decyzja. Wasze życie, o którym nie mam prawa decydować. Nawet…nawet jako wasza księżniczka. Zwłaszcza teraz.
Wszyscy patrzyli na Arnonę ze zdumieniem. Żaden z członków drużyny, nawet Elizer, który znał ją najdłużej z wszystkich, nie spodziewał się, że będzie ona chciała zmierzyć się ze smokiem.
- Jeśli zamierzasz ruszać na smoka, to ja na pewno nie puszczę cię samej. Jadę z tobą.- wszyscy zwrócili wzrok na Arcelira.
- Ja również.- odezwał się Elizer.
- I ja.- zawtórował mu Meron.
- Na mnie też możesz liczyć.- Krestir po chwili też zaoferował swoją pomoc.
- I na mnie. Choć będzie ciężko, co mi się wcale nie podoba, ale polowania na smoka nie przepuszczę.- powiedział Doromur.
Popatrzyli na Gadofra. Jako jedyny z drużyny nie zabrał głosu. Ale ten tylko się uśmiechnął.
- Co się tak gapicie? To chyba oczywiste, że ruszam z wami. W końcu ktoś musi was pilnować i mieć oko na wszystko!
Cała drużyna wybuchła głośnym śmiechem.
- Dzięki, że mnie nie zostawiliście samej z tym wyzwaniem.-powiedziała księżniczka. Elizer spojrzał na nią z wyrzutem:
- Daj spokój. To nawet nie wchodzi w grę, żebyśmy mieli cię zostawić! A szczególnie teraz.
- Dobra, dobra. Geintaug nie jest zwykłym smokiem. Nie zapominajcie, że jest potomkiem Smauga. Ale skoro macie zamiar, wyruszyć pod Białą Górę, to lepiej jeśli położycie się już spać. Na pewno jesteście zmęczeni po górskiej wędrówce i przygodzie z sokołami, a do siedziby smoka jest stąd naprawdę ładny kawałek drogi. Choć postaram się wam załatwić jakiś transport.- przerwał miłą scenkę Leorn, po czym skierował się w stronę drzwi.- i nie wychodźcie na zewnątrz.
Mężczyzna wyszedł z domu. Pozostali zgodnie z jego radą udali się na spoczynek.

cdn. w rozdziale VI ze zmienionym od ostatniego posta tytułem, teraz jest...o wiele bardziej tajemniczy hehe...a oto on: "Woda i ogień" a w rozdziale:
Arrow całkiem nowa rasa Uwaga
Arrow pierwsze spotkanie z Geintaugiem Uwaga
Rozdział Vi jest na razie tylko w zeszycie więc będziecie musieli trochę poczekać Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 17:21, 02 Wrz 2008    Temat postu:

... z tego, co widzę, robi się gorąco... Jezyk
... ha, do momentu, kiedy Leorn nie opowiedział swojej historii, zastanawiałem się, z kim kojarzy mi się to imię... Wesoly i oczywiście potem okazało się, że to potomek Beorna... Wesoly i wszystko jasne... Jezyk
... hm... żeby się trochę podoczepiać... Wesoly nie wiem, może to tylko moje urojenia, ale po Hobbicie wydawało mi się, że Smaug był ostatnim smokiem w Śródziemiu... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 10:24, 03 Wrz 2008    Temat postu:

To teraz ja się czegoś poczepiam Wesoly Wesoly Wesoly :
Cytat:
do momentu, kiedy Leorn nie opowiedział swojej historii, zastanawiałem się, z kim kojarzy mi się to imię...

Taki niby z Ciebie znawca Śródziemnych historii a nie skojarzyłeś ? To przecież (nie obraź się) było banalnie proste Uwaga Wystarczy tylko podmienić "L" na "B" Wesoly .

A jeśli chodzi o Smauga... to owszem jest uznawany za ostatniego smoka w Śródziemiu... ale Arna i jej drużyna obecnie nie są w jego granicach Jezyk są w Forodwaith, a więc jakiegoś smoka spotkac mogli zwłaszcza że Zło mimo wszystko nie zostało do końca unicestwione(wybito przważającą większość stworów, ale nie wszystkie Uwaga Uwaga Uwaga ) Poza tym Geintaug jest potomkiem Smauga.(nie wiemy co porabiał Smaug zanim osiedlił się na Samotnej Górze, więc mógł mieć dzieci). W pieśni Leorna został przedstawiony bardzo ogólnie. W następnym rozdziale dowiecie się więcej.

Ale wiecie co? Zastanawiam się czy publikować tu dalsze części bo jak Ill tak zareagował na Małą Niespodzinkę....to jaka będzie reakcja na duża? Na pewno VI się na forum pojawi, VII nie wiem bo w nim będzie jej zapowiedź, a to może juz być baaardzo ciekawe... Jezyk


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Śro 10:36, 03 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 13:05, 03 Wrz 2008    Temat postu:

... o, przepraszam bardzo... nie uważam się za znawcę Śródziemia... to, że interesuję się twórczością Tolkiena bardziej, niż jakąkolwiek inną, nie czyni mnie znawcą i chodzącą encyklopedią... Confused
... a jak ja zareagowałem na małą niespodziankę?... rozumiem, że jest to FanFic i autor może sobie pozwolić, na co tylko zechce, niekoniecznie trzymając się tego, co zamyślił twórca Śródziemia... ja tylko powiedziałem to, co zapamiętałem względem Smauga po przeczytaniu książki... są osoby, które piszą dalsze losy Śródziemia i tworzą swoje odrębne wizje niż te, o których w Dodatkach pisał Tolkien... np. taki Nik Pierumov, czy Yeskov... wszystko zależy od autora... i nie neguję tego, co napisałaś... po prostu się "czepiam" i tyle...
... przemówiłem... Jezyk


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Illidan dnia Śro 14:39, 03 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 14:44, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Przepraszam, noooo...owszem mogę sobie na to pozwolić, a co do Smauga... to pisałeś wyłącznie o Śródziemiu, które jest tylko częscią Ardy. O pozostałych krainach Tolkien napisał naprawdę mało, co daję furtkę do tworzenia fan-ficków. Zórwno w Hobbicie jak i WP jest również kilka epizodów, które sprawiają, że każdy fan może stworzyć coś własnego...
Ja wykorzystałam to, że Tolkien nie napisał nic o przeszłości Smauga.
Na razie przelewam VI do kompa, w dodatku końcówka nie jest jeszcze w ogóle gdziekolwiek zapiasana(ale pomysł w głowie jest) więc...tym razem zanim opublikuje rozdział trochę minie czasu Confused Chyba ze zdecyduje sie znowu na połówki Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin