Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Czw 21:09, 09 Maj 2024

Wertiana
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 9:01, 17 Lis 2008    Temat postu:

Skoro wiedziałaś, że ten rozdział wymaga dużo poprawy, to czemu go zaprezentowałaś publicznie? Trzeba było posprawdzać błędy, dać komuś do korekty (nawet mnie), a dopiero później dawać na forum.

Co do P.S. nie skomentuję, moje zdanie znasz.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Pon 11:30, 17 Lis 2008    Temat postu:

Megi napisał:
choć z niektórymi uwagami, to jednak sa one pomocne...


Megi, litości, ty naprawdę uważasz, że to co napisałyśmy to czepialsto i bzdury? I tylko NIEKTÓRE uwagi sią jednak trochę pomocne? Możesz mi uwierzyć, że wszystko co napisałyśmy jest bardzo ważne i należy do podstaw wszelkiego pisania. Nawet sobe nie wyobrażasz jak wygladałby nasz koment gdybyśmy naprawdę się czepiałyxD;D
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 12:17, 17 Lis 2008    Temat postu:

/wyobraża sobie niepohamowany komentarz, który zawiera wszystkie uwagi bez wyjątku na temat Wertiany/ xD

Tak, Abi na ma rację, Nie chciałabyś czytać posta, gdzie NAPRAWDĘ byśmy się czepiały...
Ale skoro to, co napisałyśmy jest dla Ciebie czepialstwem... Cóż, przykro mi, spędziłyśmy trochę czasu nad tym postem, choć mogłyśmy ten czas wykorzystać w zupełnie inny, przyjemniejszy dla nas, sposób, ale wolałyśmy spełnić Twoją prośbę.
Niestety jak masz miękkie serce, musisz też mieć twardy tyłek.

Megi, wybacz, ale ja naprawdę nie widzę, by to, co pisałyśmy i tu i w CDDŚ do Ciebie trafiło, nie bierzesz naszych poprawek pod uwagę. Pamiętasz ten fragment jak elf spotyka krasnoluda? Dałaś mi go do poprawienia na gg. Poprawiłam, skorygowałam, wyszlifowałam i co? I tu, na forum w tym fragmencie pojawiło się powtórzenie... Ręce mi opadły jak to zobaczyłam. Przecież fragment był poprawiony.

Przy takim obrocie spraw ja naprawdę nie widzę sensu do spędzania godzin nad Wertianą, czytaniu jej po kilka razy, sprawdzaniu czegoś w dziesiątkach słownikach i zasięganiu opinii u specjalistów czy to od łucznictwa, czy od polowania na niedźwiedzie... Nie ma sensu, bo po co? Skoro to później zostaje uznane za czepialstwo.

Nawet sobie nie wyobrażasz, co to jest prawdziwe czepialstwo. Daj kawałek swej Twórczości do forum pt Weryfikatorium.... Tam to jest dopiero czepialstwo. Na mnie tam suchej nitki nie zostawili, i co? I wzięłam każdą uwagę do serca i zrobiłam poprawki.

Jeżeli oczekujesz tylko pogłaskania po głowie i pochwalenia, to myślę, że opinie Illidana powinny Ci w zupełności wystarczyć. On zastrzeżeń nie ma, mu się podoba. Więc pytam ja Ciebie, po co prosisz mnie i Abi do komentowania Twojej pracy?
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 19:22, 17 Lis 2008    Temat postu:

Aria, Abi słuchajcie... ależ ja Wam bardzo dziękuję za Waszą pracę! Ale zdaje sobie sprawę, że ja do perfekcji w tym nigdy nie dojdę i pisanie traktuje jedynie jako hobby... ja w przciwieństwie np. do Ciebie i Twojej przyjemności... owszem chce się w pisaniu poprawiać, ale przecież nic na siłę... Aria a swoją drogą to sama pisałaś na samym początku że jest poprawa...ale skoro tak bardzo Tobie i Abi to przeszkadza dobrze... Wertia zostanie jedynie na moim laptopie i nie trafi już więcej na forum. Jak Lakhi albo Ill albo ktoś inny będzie chciał się dowiedzieć "co słychać w Wertianie" może do mnie napisać albo na gadu albo na priva...a i z CDDŚ pewnie będzie to samo...

Co do P.S. moje zdanie Ario też znasz...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Pon 19:27, 17 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej
Płeć: Lady


PostWysłany: Pon 20:09, 17 Lis 2008    Temat postu:

Pora żebym ja się wtrąciła Jezyk

Megi! Skąd u Ciebie takie poczucie krzywdy? Ej no... Heloł! Nie ma co się dąsać o uwagi, których (wg. mnie) nigdy dość. Wertiana i CDDŚ zostały 'przemaglowane' we wszystkie strony... Każda jej linijka może zostać doprowadzona do perfekcji... Nawet nie wiesz jakie to pomocne!

Nie ma co kończyć, tylko dalej pisać, bo przez czytelników można tylko ulepszać swoje dzieła Wink (pomyśl co by było, gdybyś nie namówiła mnie do publikacji ZS na forum- najpierw redakcja, a potem czytelnicy by mnie zjedli [chociażby za Tenalę Jezyk ])

Więc głowa do góry i wrzucaj dalej Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Pon 22:02, 17 Lis 2008    Temat postu:

Megi, weź n ie przesadzaj, bo wyjdę z siebie i stanę obok.

Wertiana jest lepsza od CDDŚ, ale nie idzie w lepszą stronę.

Nie musisz od razu zrezygnować z dawania swojej twórczości na forum, po prostu jeżeli uważasz moje i Abi komentarze za czepialstwo, to nie proś o naszą opinię i tyle.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Wto 10:06, 18 Lis 2008    Temat postu:

Megi, droga Megi.
Kiedy każda z nas pisała swoje komentarze nie chodziło nam o to, żeby Cię załamać i żebyś teraz wszystko rzuciła. Aria wiele razy powtarzała, że trzeba ćwiczyć i ćwiczyć i wysłuchiwać uwag innych i starać się maxymalnie poprawić. My chciałyśmy tylko pokazać Ci co należy poprawić, żebyś mogła być coraz lepsza i lepsza. W świecie XXI wieku w którym przynajmniej ja żyję (nie wiem jak pozostalixD) wszysty ludzie kaształcą się, doskonalą i wciąż podnoszą swoje kwalifikacje. Bez sensu jest popełnianie ciągle tych samych błędów. Jak widzisz naszym komentarzom przyświecały jak najbardziej szczytne, żeby nie powiedzieć charytatywne, cele Jezyk
Po prostu sfrustrowało nas (a w szczególności Arię), że my tu chcemy pomóc (a jak można innaczej pomóc w tym przypadku jak dając rady do do błędów i sposobu ich poprawy?), a wszystko co piszemy przepada bez słuchu. Szczególnie niemożliwe jest kiedy fragment który już miałaś poprawiony odnajduje się w texście znowu błędny.
Rozumiesz nas trochę? Bo ja rozumiem, że nasze uwagi, utrzymane w dość surowym tonie (ale co można zrobić po tym jak któryś raz z rzędu ignoruje się ważne wytyczne) zdenerwowały Cię, ale trzeba wziąść się w garść i próbować dalej Jezyk Tak, że jak kiedyś pokażesz swoim wnukom Wertianę to one nie będą mogły wyjść z podziwuxD Idziemy naprzód, a nie cofamy się do trzymania plików głęboko w komputerze: P


Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Wto 10:10, 18 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Wto 15:34, 18 Lis 2008    Temat postu:

Rozumiem że mogło Was to zirytować i między innymi dlatego właśnie nie chcę ich umieszczać na forum, by Was dalej nie irytowały, frustrowały...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Wto 22:34, 18 Lis 2008    Temat postu:

Yyyy... ale ja nie napisałam nic o tym, że nas frustruje to co piszesz?
Frustruje nas tylko to, że prosisz o komentarz, a potem zupełnie go ignorujesz.
Zachęcem Cię, żebyś jednak pomyślała nad tym co najmniej godzinę, a potem podjęła decyzję, czy rzeczywiście nie chcesz wrzucać dalszej części na forum Jezyk. Nie ma się co fochać, w życiu spotkają Cię jeszcze gorsze rzeczy niż zupełna nieczułosc na Twoje texty A&A A jeżeli denerwuje Cię to co piszemy to po prostu nas nie proś o pisanie^^ Nie ma co karać reszty forumowiczów za nasze AendAowe odskoki.


Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Wto 22:36, 18 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 11:17, 19 Lis 2008    Temat postu:

Abi, ale ja napisałam że jak ktoś będzie chciał się dowiedzieć co słychac w Wertii czy CDDŚ jak go wznowie to może mi napisać na prive... ja mu prześle...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Śro 16:28, 19 Lis 2008    Temat postu:

Abi, nie dostukasz się. Daj spokój. Jak ktoś nie chce zrozumieć, o co Ci chodzi, to uparcie nie zrozumie.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Nie 18:28, 18 Sty 2009    Temat postu:

Cóż, część osób już wie, część się dopiero dowie, ale zamierzam jednak reaktywować "Wertianę" Wesoly. Przy okazji będzie wersja poprawiona, będzie się (taką przynajmniej mam nadzieję) o wiele mile czytało. I w tym miejscu chcę baaaaaaaaaaaardzo podziękować.... tam-tam-tam: Illidanowi, który poprawił prolog. Wielkie brawa dla niego! I oto on po przeróbce:

Prolog

Wertiana jest jednym z kontynentów Świata Ósmego Wymiaru i jedynym w pełni zamieszkanym.
Pozostałe nie są jeszcze naruszone i przekształcane działalnością istot rozumnych. Wyjątek spośród nich stanowi Lorfitien. Z tej krainy elfy przybywają na Wertianę, a gdy sprzykrzą im się przygody i zmartwienia śmiertelnych ras, odpływają na wypełniony pokojem i szczęściem ląd.
Wody, rozdzielające te dwa najważniejsze kontynenty dzięki tym wojażom nazywają się Oceanem Odnowionego Życia.
Statki, przybywające na Wertianę, przybijają do Zielonej Przystani w Zatoce Gartemir. Stąd elfy wyruszają Szmaragdowym Szlakiem do Ceintiren, stolicy ich państwa na tym kontynencie, które zwie się Troudien. Ten kraj jest w całości pokryty starą puszczą, która pamięta czasy, kiedy żadna stopa nie dotknęła jeszcze wertiańskiej ziemi.
Za lasem, wyznaczającym granice królestwa Troudien, rozciąga się step, zarówno na północ, jak i na południe.
Natomiast na wschodzie majaczą groźne Góry Greterth, w których krasnoludowie wydobywają ze swoich kopalni złoto, srebro oraz inne metale i drogie kamienie. Główne miasto ich królestwa, wykute we wnętrzu gór, nazywa się Twerir. W nim gromadzone są skarby wydobyte z odległych krańców Greterth i jest to jedyne miasto dostępne przedstawicielom innych ras. Wejście w dalsze korytarze podziemnego państwa grozi śmiercią głodową, bowiem w labiryncie tuneli bez dobrego przewodnika łatwo się zgubić, a także przez ścięcie toporem za próbę naruszenia górskich skarbów. Krasnoludowie, z pozoru groźni i nieobliczalni, są jedynie dumni i chciwi, lecz skłonni wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do dobrej, długiej i hucznej zabawy.
Z kolei królestwo już na powierzchni okalają ziemie należące do ludzi. Również nimi rozporządza władca, a nazwa jego królestwa to Eidoin. Siedziba króla znajduje się w otoczonym potężnymi murami grodzie Egomain. Pomimo swej wysokiej rangi, nie jest to jednak najliczniejsze i najbogatsze miasto w państwie. Poprzedni królowie nie przenieśli jednak stolicy z powodu wielowiekowej tradycji, która jest bardzo bliska sercu każdego Eidończyka, a złamanie jej grozi nawet wybuchnięciem zbrojnego buntu.
Centrum handlowe Wertiany stanowi Elkroin. Jego przepych i potęga wyrosły na wymieszaniu się trzech różnych kultur: elfiej, krasnoludzkiej i ludzkiej. Dlatego społeczność tego miasta zawsze łączyła w sobie przedstawicieli wszystkich ras zamieszkujących Wertianę.
Oprócz często spotykanych ludzi, elfów czy krasnoludów można tam spotkać przedstawicieli innych nacji: hobbitów, zwanych przez wszystkich niziołkami, których maleńkie państewko leży o kilkanaście dni jazdy konnej od Elkroin, a także wodników, mających swoje ukryte i niezbadane królestwo w odmętach rzeki Gremaniny. Również czasami, choć niezwykle rzadko, można natknąć się w grodzie nawet na centaura, przybysza z odległego południa, a mianowicie z oazy Prenteir.
Znajduje ona się pośrodku pustyni Sefrath, rozciągającej się za Gremaniną. Pustynia jest jedną z najniebezpieczniejszych krain Wertiany. Z pozoru piękna i majestatyczna, potrafi być równie groźna. Często nawiedzają ją silne wiatry, powodujące złociste burze Zreteir, jak zwą je centaury, które zdolne są w swym gniewie zasypać całe karawany.
Ponadto na śmiałków, ważących się zapuścić w te tereny, czyhają czieeny. Te bladożółte psy z czarnymi prążkami i święcącymi czerwonymi ślepiami, atakują całym stadem, liczącycm około dwudziestu wygłodniałych zwierząt bez jakiegokolwiek ostrzeżenia.
Lecz nie niebezpieczeństwa pustyni spędzają sen z powiek stworzeniom zamieszkującym Wertianę, ale zło płynące z północno-wschodnich krańców kontynentu, czyli z mokradeł Grindeth…


Dawno, dawno temu na niedostępnych, grząskich terenach Greideth osiadł czarodziej władający niezwykle potężną magią. Wszyscy dziwili się, dlaczego wybrał samotność a nie możliwość dostatniego życia wśród mieszkańców któregoś z prężnie rozwijających się miast Eidionu. Mag jednak nie zamierzał się mówić nikomu o powodach takiej, a nie innej decyzji; może jedynie małemu chłopcu, którego zabrał ze sobą na mokradła, aby przekazać mu ezoteryczną wiedzę i uczynić go dziedzicem sztuki czarowania. Tak też się stało.
Malec dorósł i równie zręcznie posługiwał się tajemniczymi formułami zaklęć. Jednak odcięcie się od zewnętrznego świata i przebywanie jedynie w towarzystwie bardzo sędziwego nauczyciela, wpływało na niego niekorzystnie. Stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, nie wykorzystując w pełni posiadanej przez siebie mocy. Ta magiczna siła kumulowała się w nim z każdą chwilą, i ciągle nie mogła znaleźć upustu.
Aż pewnego dnia młody uczeń pokłócił się ze swoim mistrzem. Doszło nawet do pojedynku. W dalekim Egomain tego wieczora do późna w nocy widać było na wschodzie wielkie rozbłyski kolorowego światła. Moc nagromadzona przez okres dojrzewania chłopca wtedy znalazła własne ujście: uczeń zabił swojego wieloletniego opiekuna i przewodnika po świecie magii.
Mimo tej energochłonnej zbrodni młody mężczyzna czuł, że zostało mu jeszcze całe mnóstwo niewykorzystanej siły. Młodzieniec nerwowo rozglądał się nad możliwością jej spożytkowania. Nagle jego wzrok zatrzymał się na źródle malutkiego światełka, płynącego z zachodu.
Najpierw wydało mu się ono jedną z tysięcy gwiazd na niebie, ale po chwili uświadomił sobie jego prawdziwe pochodzenie. Wróciły bolesne wspomnienia: to było miasto, które wydało go w ręce czarodzieja, przekreślając wszystkie dawne przyjaźnie i całe jego dzieciństwo!
Wzbierająca fala nienawiści na nowo wyzwoliła jego magię. Wyciągnął machinalnie prawą dłoń i otworzył ją. Wtedy wystrzeliło w niebo krwistoczerwone światło, pędzące z zawrotną prędkością w stronę Egomain.
Młodzieniec patrzył, jak światło pędzi nad gród i jak na niego opada. Wbrew pozorom jego moc nie była aż tak wielka, aż tak potężna, by bezpośrednio zagrozić miastu. Nie sądził, że tak wiele jej wykorzystał, aby zabić mistrza.
Jednakże czar został już wypowiedziany, a śmiercionośne światło wystrzelone. Zaklęcie istniało, czy tego chciał, czy nie. Konsekwencje musiały więc nastąpić. Nieważne, że nie do końca były one zgodne z pierwotnym założeniem twórcy. Przepełniona nienawiścią magia do świata i do tego, co dobre oraz piękne w swej dobroci, czyli do tego, co mu tak brutalnie zabrano jako jeszcze małemu chłopcu.
Czerwona smuga opadła już na ziemię, wypalając w niej dziurę wielkości dorodnego jabłka, ale jednocześnie stwarzając siedem kryształów o różnych barwach: czarnej, przezroczystej, zielonej, żółtej, czerwonej, błękitnej i fioletowej. Wszystkie uniosły się w powietrze, wirując zaciekle. Po chwili znikły one z oczu maga, jednak w tym samym momencie coś zimnego zawisło na jego rozpalonej szyi.
Na zniszczonej w zaciętym pojedynku szacie, na srebrnym wisiorku znajdował się kruczoczarny kryształ, największy z powstałej siódemki. Zaczął mu się uważnie przyglądać. Był piękny. Wspaniale błyszczał w blasku księżyca i gwiazd.
Wtedy jakaś nieznana siła niespodziewanie wciągnęła go do wnętrza kryształu. I zobaczył swoje dzieło. Wielkie, szare i zakapturzone postacie sunęły tuż nad ziemią. Niby bez twarzy, lecz spod spod ciemnego kaptura można było dostrzec dwa czerwone światła, tak samo intensywnie jak smuga czaru, który niedawno został rzucony przez młodzieńca. Postacie atakowały wszystkich, którzy nie znaleźli w porę schronienia w swoich domach.
Zabijały bez wytchnienia i litości. Zdawało się już, że unicestwią wszystkich, a nawet całą Wertianę w taki sposób, aby zemsta maga się dopełnić. Przeznaczenie nie mogło jednak dopuścić do takiego końca.
Nagle zaświeciło, zupełnie niemile widziane, wschodzące słońce, oślepiające czarnoksiężnika i kończące morderczą działalność Upiorów Nocy, jak później zaczęto nazywać zjawy, gdyż pojawiały się jedynie po zachodzie słońca.
Młodzieniec ocknął się. Wciąż znajdował się na mokradłach. Wstając, otrzepał się z błota, a następnie pogroził pięścią miastu, którego nie udało mu się zniszczyć.
„ To dopiero początek naszej wojny”- pomyślał i udał się w kierunku swej kryjówki, spowitej gęstą mgłą unoszącą się nad bagnami. A czarny kryształ wciąż połyskiwał na jego piersi.


CDN.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Nie 19:00, 18 Sty 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Nie 18:50, 03 Maj 2009    Temat postu:

I
Przepowiednia


Był rześki, marcowy poranek, gdy do brzegów Wertiany zbliżyło się kilka majestatycznych, wielkich, elfickich statków, które pomimo swego ogromu zadziwiały każdego lekkością i zwrotnością. Te przedziwne właściwości zapewniały im długowieczne tradycje budowniczych z Lorfitien, a przede wszystkim treilein*, drewno, z którego zostały wykonane.
Białe, niczym świeży śnieg, żagle trzepotały na wietrze, grając jedną z morskich pieśni, gdy przerzucono pomosty na brzeg, a z każdego ze statków zaczęła wysiadać spora liczba mieszkańców elfiego raju, jak nie raz nazywano Lorfitien. Przybysze początkowo przystawali na brzegu, chcąc jeszcze raz spojrzeć w kierunku swojej ojczyzny, po czym kierowali się na Szmaragdowy Szlak. Podobnie postąpił też pewien zielonooki elf o długich, kasztanowych włosach. Odziany w ciepły, ciemnozielony płaszcz skierował się w kierunku starej puszczy.
Nie planował długo zabawić na Wertianie. Zwyczajnie stęsknił się z swoimi przyjaciółmi, którzy bardziej lubowali się w przygodach śmiertelników niż on. To miała być krótka, kilkumiesięczna wizyta. Ubranie zapewniało mu ochronę przed ciekawskimi oczami ludzi, hobbitów, i krasnoludów. Nie żadnych rasowych uprzedzeń, ale nie przepadał za przedstawicielami innych ras. Nigdy nie potrafił i nie starał się ich zrozumieć. To właśnie odpychało go od Wertiany.
Tymczasem słońce wznosiło się coraz wyżej, a zielonooki elf podziwiał budzący się z zimowego snu las. Na niektórych gałęziach rozwijały się już pierwsze liście. Ptaki świergotały zawzięcie krążyły pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami. Gilfras, bo wędrowiec tak miał na imię, zamknął oczy i uśmiechnął się. To była jedna z rzeczy, która naprawdę podobała się mu na Wertianie – przyroda. Przeniósł się myślami na Lorfitien. Minął zaledwie miesiąc, kiedy po raz ostatni widział jego brzeg. Uśmiech na twarzy stał się jeszcze szerszy. Uwielbiał powracać do czasu, który tam spędził. Elf otworzył oczy i spojrzał w dal, pomiędzy drzewa. Nagle coś błysnęło wśród otaczającej go zieleni. Nigdy wcześniej nie zwróciłby na coś takiego uwagi, ale tym razem było inaczej. To coś go zaintrygowało. Zboczył z wytyczonej ścieżki. Przeczuwał, że postępuje nierozważnie. Jednak pragnienie zbadania tej rzeczy było silniejsze. Nawet nie był pewny, czy to było tylko „pragnienie”. Raczej jakaś niewidzialna, magiczna siła, której nie mógł się oprzeć żadną miarą. W końcu dotarł do miejsca, skąd pochodziły dziwne błyski. Jeszcze raz się rozejrzał. W pierwszej chwili nic nie dojrzał. Starał się jak najbardziej wysilić swoje zmysły. Niestety, na próżno. Miał już zawracać w kierunku Szlaku, kiedy znowu zauważył migotanie wśród traw. Tuż pod stopami Gilfrasa leżał malutki klejnot emanujący magiczną, szmaragdową poświatą, która co pewien czas się zwiększała i zmniejszała. Mimowolnie podniósł kamień. Obejrzał go. Był mały, ale jakże piękny. Nagle elf poczuł się dziwnie. Jakby coś skręcało się wewnątrz niego, a potem ciągnęło go w dół, wprost do środka kryształu.

Niespodziewanie znalazł się na uliczce w jakimś mieście. Do jego uszu zewsząd dochodziły przerażone krzyki i płacz zabijanych. Wszystko było skąpane w ognistej czerwieni wielkiego pożaru, będącego jedynie tłem dla brutalnej rzezi.
- Nie! Zostaw ich!!! - Gilfras krzyczał z całych sił i z przerażenia.
Nieznane mu szare postacie sunęły w kierunku jego przyjaciół z obnażonymi mieczami z zielonymi rękojeściami. Elf wyciągnął swoją broń. Chciał zadać cios, ale ostrze miecza przeszyło jedynie powietrze.
- Co? - zdziwił się.
Magia nie była obcą mu sztuką, lecz z taką jej postacią nie spotkał się jeszcze. Lecz w tym samym momencie znów zaczęło go skręcać w środku. Ból był znacznie silniejszy niż poprzednio. Gilfras jęknął i zamknął oczy. Gdy je na nowo otworzył, leżał na ziemi, ciężko dysząc. Wstał. W dłoni cały czas trzymał zielony kamień. Elf spojrzał ze strachem na przedmiot. Nie zmierzał go zostawić. Nie mógł go zostawić. Bez właściciela mógł narobić jeszcze więcej szkody, niż tylko porządnie kogoś wystraszyć. Jednak z drugiej strony bał się zabrać go ze sobą. Nie miał pojęcia, jaką jeszcze moc skrywa jeszcze w sobie ten klejnot. Miał jednak przeczucie, że wyrzuty sumienia nie dadzą mu ani chwili wytchnienia, dlatego schował zielony kryształ do kieszeni.
Spojrzał w górę. Sklepienie zaczynało robić się rumienić niczym zawstydzona niewiasta, co było niewątpliwym znakiem zmiany warty na niebieskim firmamencie. Niedługo, zamiast jasnego blasku ciepłego słońca, pojawi się jedynie blade, nikłe światło księżyca.
Myślałem, że trwało to znacznie krócej- pomyślał z przerażeniem, ale nie panikował, bo dla niego wizja trwała jedynie chwilę.
Zdawał sobie jednak sprawę, że na świecie istnieją przeróżne rodzaje zaklęć, które mają jeszcze bardziej różnorakie skutki. W tym momencie nie pozostało mu nic innego, jak tylko udać się w stronę Ceintiren. Nie zamierzał wracać już na Szmaragdowy Szlak. Oznaczałoby to niepotrzebną stratę czasu. Las Troudien znał dobrze jeszcze z lat, kiedy był jedynie wyrostkiem. Gilfras nie urodził się jak większość elfów na Lorfitien, lecz na Wertianie. Dopiero(albo według ludzkiej miary aż), gdy miał czterdzieści lat, przeniósł się na tamten kontynent, który pokochał całym sercem. Pośpiesznie przemykał pomiędzy kolejnymi drzewami w kierunku miasta. Robiło się coraz ciemniej, a tym samym bardziej tajemniczo i złowieszczo. Elf lubił ten zwykle spokojny las. W tym momencie przyprawiał go jednak o dreszcze. Nerwowo rozejrzał się dokoła, jakby spodziewając się ataku w każdej chwili. Łuk trzymał cały czas napięty, ale wokół panowała cisza; ani jednego szelestu liści, ani jednego trzasku łamanej gałązki. Mimo to Gilfrasa nie opuszczało wrażenie, że ktoś go obserwuje i w dodatku nie ma dobrych zamiarów wobec niego.
I nie mylił się:
- Zostaw go! Nie należy do ciebie. Nie należy do sił dobra. - do uszu Gilfrasa dobiegł ochrypły, demoniczny głos.
Zatrzymał się i zaczął rozglądać się za jego właścicielem. Nie dostrzegł jednak nikogo. Natomiast poczuł za sobą dziwne zimno, które przenikało każdą komórkę jego ciała. Owszem, powietrze tego wieczora było mroźne, ale ten chłód przejmował go całego. Poczuł go nawet pod ciepłym płaszczem z Lorfitien, a było to praktycznie niemożliwe. Powoli zaczął się odwracać. Gdy to uczynił, od razu tego pożałował. Przed jego oczyma niespodziewanie wyrosła wielka, szara, zakapturzona postać, która właśnie wymierzyła w niego z zielonym mieczem. Wyglądała identycznie jak te, które widział w krysztale. W innym przypadku podjąłby walkę, ale jedyne, co mógł teraz zrobić, to szybko sparować cios i uciekać przed śmiercią, o której nikt by się nie dowiedział. Nie zamierzał tak zginąć. Nie mógł do tego dopuścić, a jedynym sposobem na przeżycie była teraz właśnie próba ucieczki. W walce nie miałby szans. Żyjąc na spokojnym Lorfitienie odwykł od walki.
Upiór wciąż niestrudzenie sunął za nim, jakby nie czuł zmęczenia. I rzeczywiście go nie czuł. Przerażony Gilfras natomiast był coraz bardziej zmęczony szaleńczym biegiem. Stracił rachubę czasu. Dystans pomiędzy nimi zaczynał się powoli zmniejszać. Elf ścisnął kamień jeszcze bardziej, niż dotychczas. Ten znowu zaczął się jarzyć swoim światłem. W tym samym momencie chłód zniknął. Gilfras odwrócił głowę. Stanął. Za nim nie było nikogo. Żadnego śladu Upiora. Rozejrzał się niepewnie, lecz nigdzie nie dostrzegł szarej, zakapturzonej postaci. Odetchnął z ulgą i rozluźnił uścisk. Znowu poczuł dotkliwe zimno.
- Czyżby ten kamień miał nad nim władzę?- pomyślał i natychmiast zacisnął dłoń.
Ociepliło się. Instynkt podpowiadał mu, że jest bezpieczny.
Niezwłocznie ruszył dalej w kierunku miasta.

Ołki tołki. To jak wiecie I cz. "Przepowiedni" reszta kiedyś...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin