Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pią 1:37, 10 Maj 2024

Wertiana
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 12:08, 11 Paź 2008    Temat postu: Wertiana

Hihi... moja nieobliczalna wyobraźnia niestety nie mogła zbyt długo wytrzymać bezczynnie... zwłaszcza, że Arii udało się "jej" mocno wjechać na "ambicję" przy komentowaniu CDDŚ... i zaczęła tworzyć... kopletnie nowy świat...i nową historię... są to dopiero początki historii i nie wiem czy warto ją ciągnąć dalej. Więc dam Wam do poczytania sam początek historii wraz z opisem świata i poczekam na Wasze opinie... na moje oko pomysł fabuły jest o wiele ciekawszy niż ten z CDDŚ...ale to tylko moje skromne zdanko...
No to zapraszam do Świata Ósmego Wymiaru na kontynent o nazwie Wertiana...

Wertiana jest jednym z kontynentów Świata Ósmego Wymiaru i jedynym w pełni zamieszkanym. Pozostałe nie posiadają mieszkańców. Wyjątek z pośród pozostałych stanowi Lorfitien. Z niego to przybywają na Wertianę elfy, lub na niego odpływają, gdy znudzi im się życie podług przygód i zmartwień śmiertelnych ras zamieszkujących Wertianę. Wody rozdzielające oba najważniejsze kontynenty tego świata, a więc Wertianę i Lorfitien, dzięki tym elfim wojażom zyskały nazwę Oceanu Odnowionego Życia. Elfy przybywające na Wertianę przybijają do Zielonej Przystani w Zatoce Gartemir, skąd wyruszają Szmaragdowym Szlakiem do Ceintiren, stolicy ich państwa na Wertianie, które zwie się z kolei Troudien. Kraj elfów w całości pokryty jest starym lasem, który pamięta jeszcze czasy, gdy nie było na tym kontynencie jeszcze ani jednego elfa. Za lasem, wyznaczającym granice elfiego królestwa rozciąga się zarówno na północ, jak i na południe step. Natomiast na wschodzie zaczynają się majaczyć już Góry Greterth, zamieszkiwane przez krasnoludy. Z pozoru groźne i nieobliczalne, naprawdę są jedynie dumne i chciwe, wykorzystujące każdą nadarzającą się okazję do dobrej zabawy. Główne miasto krasnoludów, wykute wewnątrz gór nazywa się Twerir. Do niego to zwożone są skarby wydobyte z odległych krańców Greterth i tylko do niego mogą wchodzić przedstawiciele innych ras. Wejście w dalsze korytarze podziemnego państwa grozi śmiercią głodową lub przez ścięcie toporem. Z kolei królestwo krasnoludów okala już na powierzchni państwo ludzi. Również ono rządzone jest przez króla, a imię tego królestwa to Eidoin. Siedziba króla znajduje się w mieście Egomain. Nie jest to jednak najliczniejsze i najbogatsze miasto w państwie. Kolejni królowie nie przenosili jednak stolicy z powodu wielowiekowej tradycji, która jest bardzo bliska sercu każdego Eidończyka i złamanie jej grozi, przy niesprzyjających nastrojach, nawet zbrojnym buntem. Wspomniane centrum handlowe tego świata stanowi Elkroin. Jego przepych i potęga wyrosły na skrzyżowaniu trzech rzeczywistości elfiej, krasnoludzkiej i ludzkiej. Społeczność Elkroin zawsze stanowiła mozaikę wszystkich ras zamieszkujących Wertianę. Oprócz najczęściej spotykanych ras, można tu napotkać przedstawicieli innych nacji:, hobbitów, zwanych przez wszystkich niziołkami, których maleńkie państewko leży o kilkanaście dni konno z stąd, albo wodników, mających swoje tajemnicze i niezbadane królestwo w odmętach rzeki Gremaniny, a czasami, choć niezwykle rzadko można spotkać tu nawet na centaura, przybysza z odległego południa, z oazy Prenteir. Oaza ta znajduje się pośrodku pustyni Sefrath, rozciągającej się, za Gremaniną. Pustynia jest jedną z dwóch najniebezpieczniejszych krain Wertiany. Z pozoru piękna i majestatyczna potrafi być równie groźna. Często wieją na niej silne wiatry powodujące „złociste burze Zreteir”, jak zwą je centaury, potrafiące niekiedy zasypać całe karawany. Ponadto na śmiałków ważących zapuścić się w te tereny czekają czieeny. Bladożółte psy z czarnymi prążkami i święcącymi czerwonymi ślepiami, atakujące bez jakiekolwiek ostrzeżenia i całym stadem, liczącym około dwudziestu wygłodniałych osobników. Lecz nie niebezpieczeństwa pustyni spędzają sen z powiek stworzeniom zamieszkującym, Wertianę, ale zło płynące z północno – wschodnich krańców kontynentu, z mokradeł Grindeth…


Dawno, dawno temu na niedostępnych, grząskich terenach Greideth osiadł czarodziej, władający niezwykle potężną magią. Wszyscy dziwili się, dlaczego wybrał samotność a nie zarobek wśród mieszkańców z któregoś z prężnie rozwijających się miast Eidionu. Mag jednak nie zamierzał się nikomu zwierzać ze swych pobudek. Może jedynie małemu chłopcu, którego zabrał ze sobą na mokradła, i który miał odziedziczyć po nim sztukę czarów. Tak też się stało. Malec dorósł i równie zręcznie posługiwał się tajemniczymi formułami. Jednak odcięcie od zewnętrznego świata i przebywanie jedynie w towarzystwie bardzo sędziwego czarodzieja źle na niego wpływało. Stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, nie wykorzystując w pełni czarodziejskiej mocy, którą posiadał. Ta magiczna siła kumulowała się z każdą chwilą, z każdym miesiącem jego życia i ciągle nie mogła znaleźć upustu. Aż pewnego dnia młody uczeń pokłócił się ze swoim nauczycielem i mistrzem. Doszło do pojedynku. W dalekim Egomain tego wieczoru na wschodzie widać było wielkie rozbłyski kolorowego światła i to do późna w nocy. Moc nagromadzona przez okres dojrzewania chłopca w końcu znalazła ujście: uczeń zabił swojego wieloletniego mistrza i przewodnika po świecie magii. Mimo tego, młody mężczyzna czuł, że zostało mu jeszcze całe mnóstwo magicznej energii. Młodzieniec nerwowo rozglądał się nad możnością jej spożytkowania. Nagle jego wzrok utkwił w malutkim światełku na zachodzie. Najpierw wydało mu się jedną z tysięcy gwiazd na niebie, ale po chwili nadeszły bolesne wspomnienia: to ono, to miasto wydało go w ręce czarodzieja, kreśląc wszystkie przyjaźnie, całe jego dzieciństwo! Wzbierająca fala nienawiści na nowo wyzwoliła jego magię. Wyciągnął machinalnie prawą rękę. Otworzył dłoń. Z jej wnętrza wystrzeliło krwistoczerwone światło, pędzące z zawrotną prędkością w kierunku Egomain. Patrzył jak światło pędzi prosto linią na zachód i patrzył… jak opada…. Jego moc nie była aż tak wielka, tak potężna by bezpośrednio zagrozić miastu. Zbyt wiele jej wykorzystał, by zabić mistrza. Ale czar został wypowiedziany i wystrzelony. Istniał. Konsekwencje musiały nastąpić. Nieważne, że nie do końca zgodne z pierwotnym założeniem twórcy zaklęcia*. Zaklęcia, przepełnionego nienawiścią. Nienawiścią do świata i tego, co dobre i piękne w swej dobroci. Do tego, co mu tak brutalnie zabrano, bez jego zgody. Czerwona smuga opadła już na ziemię, wypalając w niej dziurę wielkości kurzego jajka, ale stwarzając jednocześnie siedem kryształów o innej barwie: czarnej, przeźroczystej, zielonej, żółtej, czerwonej, błękitnej i fioletowej. Wszystkie siedem podniosły się w powietrze wściekle wirując. Po chwili znikły z oczu maga. W tym samym jednak momencie poczuł coś zimnego na rozpalonej szyi. Spojrzał. Na zniszczonej, w zaciętym pojedynku szacie, na srebrnym wisiorku dyndał sobie czarny kryształ. Największy z siódemki. Zaczął go oglądać. Był piękny. Wspaniale błyszczał w blasku księżyca i gwiazd. Wtem coś go pociągnęło w dół. Nie, nie na ziemię, ale jakby do wnętrza kryształu. I zobaczył swoje dzieło. Wielkie, szare postacie, sunące tuż nad ziemią. Zakapturzone. Niby bez twarzy, lecz spod ciemności kaptura dawało się dostrzec dwa czerwone światła, tak samo intensywnie czerwone jak smuga czaru, który rzucił chwilę temu. Postacie atakowały wszystkich, którzy w porę nie znaleźli schronienia w domu. Atakowały nawet elfów. Zabiły bez wytchnienia i bez litości. Młodzieńcowi zdawało się już, że zabije wszystkich, całą Wertianę i zemści się w pełni. Ale nie. Przeznaczenie nie mogło dopuścić takiego końca. Nagle, zupełnie nieproszone, zaświeciło swym blaskiem właśnie wschodzące słońce, które chwilowo oślepiło maga i zakończyło rzeźniczą działalność Upiorów Zmroku, jak później zaczęto nazywać zjawy, gdyż pojawiały się jedynie nocą, gdy zaszło słońce. Młodzieniec ocknął się na mokradłach. Leżał na ziemi. Wstał, otrzepując się z błota i pogroził pięścią w stronę, gdzie przedtem było światełko.
„ To dopiero początek naszej wojny.”- I udał się w kierunku swej kryjówki, spowitej gęstą mgłą unoszącą się nad bagnami. A czarny kamyk wciąż połyskiwał na wisiorku.

*Nie miałam jak tego wyjaśnić w trakcie prologu więc zrobię to tutaj. Czarowanie w Świecie Ósmego Wymiaru przebiega trochę inaczej niż w innych światach fantasy itp. . W tym świecie sprawa trochę bardziej się komplikuje. Działa to jakby na zasadzie „naszej” broni palnej. By wystrzelić czar potrzeba: 1. woli( pociągnięcie za spust, ale to chyba jasne), 2. emocji (proch) , 3. zaklęcia (oczywiście, nabój). Wysoko wykwalifikowany czarodziej, jakim był np. mistrz, potrafi kontrolować swoje emocje podczas czaru i dzięki temu nie robi bez potrzeby nikomu większej krzywdy niż potrzeba, w dodatku naprawdę szybko(Kubica i F1 nie miały by tu nic do gadania ). Natomiast niekontrolowane emocje, jak w tym przypadku mają różne skutki. A że w tym świecie magia (czary) po uwolnieniu nie giną, cóż szukają różnych sposobów „ujścia”, czasami w bardzo nieobliczalny sposób. Stąd „opadnięcie” i powstanie kryształów, które dały życie Upiorom.

No, to na razie tyle. Mam nadzieję, że choć troszeczkę się podobało. Bardzo proszę o opinie. Przy okazji: Aria dziękuję... b gdyby nie TY ten świat narodził by się znacznie później(albo wcale)

A jeszcze jedno: jakby sie spodoba to będzie mały bonus na NK Jezyk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 12:26, 11 Paź 2008    Temat postu:

Fajne:) ciekawy pomysłWesoly Podoba mi się Twoja idea zaklęćWesoly bardzo podobna do tej którą ja wymyśliłem na potrzeby innej historii:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 16:28, 11 Paź 2008    Temat postu:

Oooo a jakiej? Chętnie bym ja przeczytała....Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 17:29, 11 Paź 2008    Temat postu:

Powiem jedno: czemu tak mało? Szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem. Świat stworzony ciekawie... Jeśli nie zrezygnujesz to to może być hit Jezyk

Czekam na dalszą część Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Wto 22:41, 14 Paź 2008    Temat postu:

... ja już chyba jestem za stary na takie historie... Wesoly tzn. nie neguję pomysłu, bo jest ciekawy i przy dalszej Twojej pracy może się wykrystalizować coś naprawdę dobrego i powalającego... Wesoly na chwilę obecną widzę jednak wiele nawiązań/powiązań ze Śródziemiem... Jezyk (moje zboczenie? Jezyk)
... już same nazwy: Wertiana i Lorfitien (ta pierwsza wydaje mi się dziwnie znajoma, ale nie mogę skojarzyć, z jaką nazwą - skleroza nie boli; natomiast ta druga kojarzy mi się bardzo z Lothlorien Jezyk)... a już motyw odpływu elfów znużonych życiem i Zielone Przystanie aż zanadto są jednoznaczne... Wesoly chociaż podoba mi się nazwa "Zielone", bo lubię ten kolor... Jezyk
... to chyba byłoby tyle tych "kojarzących się" spraw... Wesoly no, i jeszcze te siedem kryształów kojarzy mi się z naszą ulubioną SM (por. Tęczowe Kryształy)... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 8:44, 15 Paź 2008    Temat postu:

Nie wiem czemu ale akurat Wertiana mi się kompletnie nie kojarzy ze światem Tolkiena, co do Lorfitien...drogi Illu... języki elfów w prawie wszystkich śwaiatach fantasy są do siebie tak zbliżone, że nic dziwnego że czasem nazwy będą do siebie trochę brzmiały podobnie...Mruga

Co do Zielonej Przystani... owszem... silnie się kojarzy z Śródziemiem, ale...ta przystań działa na kompletnie innej zasadzie jakbyś nie zauważył...jest o wiele częściej używana... poza tym elfy mogą przybywać na Wertianę kiedy tylko im się spodoba...a u Tolkiena... jest zupełnie inaczej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 11:36, 15 Paź 2008    Temat postu:

... nie powiedziałem, że nazwa "Wertiana" kojarzy mi się ze Śródziemiem... Jezyk ale już wiem, z czym mi się kojarzy - ciekawość zwyciężyła... Jezyk aż padłem, kiedy mnie olśniło... Wesoly otóż "Wertiana" brzmieniowo podobna jest do "Werdanii"... xD kto oglądał "Pokemony", ten wie, o co chodzi... xD (o matko Wesoly)...
... tak, dzięki Zielonym Przystaniom można odpływać z Wertiany, jak i do niej przybywać - to jest zasadnicza różnica pomiędzy Śródziemiem, masz rację... tylko, jak dla mnie (patrząc subiektywnie oczywiście), jest to motyw zaczerpnięty od Tolkiena i "udoskonalony", że tak to nazwę, przez Ciebie... Wesoly w moim odczuciu Wertiana to takie Śródziemie, a Lorfitien to taka Tol Eressëa... Wesoly umożliwiona została jedynie podróż z Eressëi do Śródziemia... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 19:15, 18 Paź 2008    Temat postu:

No proszę, widzę duży krok na przód. Widzę, że ktoś tu czytał ze zrozumieniem moje zdanie i nawet się do niego troszkę zastosował.
Megi, jest lepiej, ale nie dobrze. Nie rozluźniaj się i pracuj, pracuj, pracuj. Jak pójdzie tak dalej to masz szanse cos w pisarstwie osiągnąć.

And now...

Megi napisał:
zwłaszcza, że Arii udało się "jej" mocno wjechać na "ambicję" przy komentowaniu CDDŚ


Daje kopa, co? Jezyk

Megi napisał:
lub na niego odpływają, gdy znudzi im się życie podług przygód i zmartwień śmiertelnych ras zamieszkujących Wertianę.


No i już język literacki się potknął...

Megi napisał:
Kraj elfów w całości pokryty jest starym lasem, który pamięta jeszcze czasy, gdy nie było na tym kontynencie jeszcze ani jednego elfa.


Powtórzenie

Megi napisał:
których maleńkie państewko leży o kilkanaście dni konno z stąd,


A nie mówi się przypadkiem kilkanaście dni jazdy konnej stąd?

Megi napisał:
Na zniszczonej, w zaciętym pojedynku szacie, na srebrnym wisiorku dyndał sobie czarny kryształ.


Litości! „Dyndał sobie”?! Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok... Język literacki właśnie dostał zawału... Bo pomyślę, że wszystko co pisałam do Śródziemia, przeszło Ci koło uszu.


Illidan napisał:
na chwilę obecną widzę jednak wiele nawiązań/powiązań ze Śródziemiem... Jezyk (moje zboczenie? Jezyk)


Glum, wcale nie zboczenie, bo ja tez je widzę...



A teraz moja mała rada. To jest dobry kawałek tekstu, ale pytanie - co z nim zrobisz? Nie radzę zaczynać ta książki. Pierwsza część, czyli cała opowieść o świecie przedstawionym, zwyczajnie zmęczy czytelnika. Lepiej tą pierwszą część rozłożyć na części i wprowadzić nienatrętnie do tekstu częściami. By było po trochu i przyswajalne.

Druga część może być prologiem. To by było genialne. Ach, już widzę bohatera lub dwóch, próbujących przetrwać w tym świecie... Mrr...

Czekam na ciąg dalszy Wesoly

P.S. Nie ma za co, czepia nie się to moje hobby Wesoly
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 19:37, 18 Paź 2008    Temat postu:

Ciszę się, że również się Tobie Ario spodobało. I bardzo dziękuje za wychwycenie "stylów" polonistką nie jest więc mi jest strasznie trudno to wychwycić. Ale dziękuje za to jak skomentowałaś... będzie mi łatwiej poprawiać błędy w ciągu dalszym i będzie to lepiej brzmiało( choć nie oszukujmy się, błędy będą na 100%) .

A właśnie ciąg dalszy jest na ukończeniu(nie wiem kiedy zacznie się nauka, więc może to mimo wszystko troszkę potrwać), jak tylko skończę Ario wyślę Ci ten bonus, o którym wspomniałam... a potem poznacie już bohaterów(ps. na początku będą to... elfy... tyle Wam mogę powiedzieć)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 19:39, 18 Paź 2008    Temat postu:

Ja również nie jestem polonistką (ba! nawet Polką nie jestem...), ale styl to kwestia wyczucia. Musisz w sobie wyrobić wewnętrzny przyrząd do pomiaru słów Wesoly
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Sob 19:48, 18 Paź 2008    Temat postu:

Pomiaru słów dobre!!! Ale niejedna osoba mi mówiła że szybko się uczę, więc jest szansa że sporo w stylu nadrobię... dobra koniec gadania bo Hyb jeszcze powie, że spamujemy Mruga Ale... wiecie co? Teraz mam niezłego "motorka" by pisać dalej o Wertianie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 18:15, 22 Paź 2008    Temat postu:

Nooo długo czekaliście, ale się doczekaliście. To kolejna część "Wertiany". Jest troszkę więcej opisów niż w CDDŚ no i jest troszkę brutalniej ale to wynika ze zła jakie powstało na Wertianie. Więc może się Wam spodoba. Choć i tak znowu pewnie dostanie mi się od Arii za styl...

I
Przepowiednia


I
Przepowiednia

Był rześki marcowy poranek, gdy do brzegów Wertiany zbliżyło się kilka elfich statków. Wyglądały na naprawdę olbrzymie, lecz jednocześnie były zadziwiająco lekkie i zwrotne. Te przedziwne właściwości zapewniało im treilein, drewno, z którego zostały wykonane oraz długowieczne tradycje w budowie statków elfów z Lorfitien. Gdy przerzucono już pomosty na brzeg, z każdego ze statków wysiadła spora liczba elfów. Jednym z nich był, Gilfras, który podobnie jak przeważająca większość jego towarzyszy z Lorfitien, ruszył Szmaragdowym Szlakiem w kierunku stolicy. Nie planował długo zabawić, na Wertianie. Zwyczajnie stęsknił się za swymi przyjaciółmi, którzy więcej niż on lubowali się w przygodach śmiertelników. To miała być krótka(jak na elfa), kilkumiesięczna wizyta. Tyle. Elf był ubrany w jasnozielony płaszcz starannie chroniący go przed ciekawskimi oczami ludzi, hobbitów, czy krasnoludów. Nie żeby miał jakieś rasowe uprzedzenia, ale nie przepadał za innymi. Nigdy nie potrafił ich zrozumieć. Właśnie to odpychało go od Wertiany. Kolor okrycia ładnie komponował się z jego kasztanowymi włosami, spod których wystawały spiczaste uszy, a także głębokimi, zielonymi oczami. Słońce wznosiło się coraz wyżej, a zielonooki elf rozglądał się po budzącej się z zimowego snu puszczy. Była pełna wigoru i chęci życia. Na niektórych gałęziach rozwijały się już pierwsze liście. Ptaki świergotały zawzięcie lub szybowały pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami. To była jedna z rzeczy, która naprawdę podobała się Gilfrasowi na Wertianie. Przyroda. Zamknął na chwilę oczy i przeniósł się myślami na Lorfitien. Minął zaledwie miesiąc, kiedy po raz ostatni widział jego brzeg. Uśmiechnął się do wspomnień i otworzył oczy. Spojrzał w dal, pomiędzy drzewa. Nagle coś błysnęło pomiędzy otaczającą go zielenią. Normalnie nie zwróciłby na to uwagi, ale tym razem było inaczej. To coś go zaintrygowało. Zboczył z wytyczonej ścieżki. Wyczuwał, że postępuje nierozważnie. Jednak pragnienie zbadania tej rzeczy było silniejsze. Z resztą nie był nawet pewny, czy to było pragnienie. Raczej jakaś niewidzialna, magiczna siła, której nie mógł się oprzeć żadna miarą. W końcu dotarł do miejsca, skąd pochodziły dziwne błyski. Jeszcze raz się rozglądnął. W pierwszej chwili nie zobaczył nic. Starał się jak najbardziej wysilić swoje elfie zmysły. Na próżno. Miał już zawracać w kierunku Szlaku, kiedy znowu zobaczył błysk. Tym razem pod jego stopami. Na ziemi leżał malutki, zielony klejnot emanujący magiczną poświatą, która co pewien czas się zwiększała i zmniejszała. Mimowolnie podniósł kamień. Obejrzał go. Był mały, ale jakże piękny. Nagle Gilfras poczuł się dziwnie. Jakby coś skręcało się w nim środku, a potem jakby ciągnęło go w dół. Do środka kryształu.
- Nie!!! Zostaw ich!!!- Gilfras krzyczał z całych sił i z przerażenia. Nieznane mu szare postaci sunęły w kierunku jego przyjaciół z obnażonymi mieczami z zielonymi rękojeściami. Gilfras wyciągnął swój miecz. Zamachnął się, ale ostrze miecza przeszyło… powietrze.
- Co???- zdziwił się elf.
Magia nie była mu obcą sztuką, lecz z taką jej postacią się jeszcze nie spotkał. Ale w tym momencie znów źle się poczuł. Tym razem ból był silniejszy niż poprzednio. Jęknął z bólu i zamknął oczy. Gdy je na nowo otworzył leżał na ziemi, ciężko dysząc. Wstał. W dłoni cały czas trzymał zielony kamyk. Gilfras spojrzał ze strachem na przedmiot. Nie zmierzał go zostawić. Bezpański mógł narobić jeszcze więcej szkody niż porządnie kogoś wystraszyć. Elf bał się jednak zabrać go ze sobą. Ale nie miał wyboru. Musiał to zrobić. Wetknął kamień do kieszeni. Spojrzał w górę. Niebo zaczynało robić się pomarańczowo- czerwone, co mocno zdziwiło elfa.
„Myślałem, że trwało to znacznie krócej…”- pomyślał. Nie pozostało mu jednak nic innego jak udanie się w stronę Ceintiren. Nie zamierzał wracać już na ścieżkę. Teraz była to tylko niepotrzebna strata czasu. Las Troudien znał w miarę dobrze, jeszcze z lat, kiedy był jedynie wyrostkiem. Gilfras nie urodził się, bowiem jak większość elfów, na Lorfitien, lecz na Wertianie. Dopiero(albo według ludzkiej miary aż), gdy miał czterdzieści lat przeniósł się Lorfitien, które pokochał całą duszą. Teraz jednak przemierzał las w kierunku miasta. Robiło się coraz ciemniej. I coraz bardziej tajemniczo i złowieszczo. Elf naprawdę bardzo lubił ten las, zwykle spokojny, nawet w nocy. W tym momencie przyprawiał go jednak o dreszcze. Nerwowo rozglądał się naokoło, jakby spodziewając się ataku w każdej chwili. Łuk trzymał cały czas napięty. Ale wokół panowała cisza. Ani jednego szelestu liści. Ani jednego trzasku łamanej gałązki. Mimo to elfa nie opuszczało wrażenie, że ktoś go obserwuje i w dodatku nie ma dobrych zamiarów wobec niego. Nie mylił się:
- Zostaw go! Nie należy do ciebie. Nie należy do sił dobra.- do uszu Gilfrasa dobiegł ochrypły, demoniczny głos. Zatrzymał się i zaczął rozglądać się za jego właścicielem. Nie dostrzegł jednak nikogo. Natomiast poczuł za sobą dziwne zimno. Owszem, powietrze tej nocy było zimne, ale ten chłód… poczuł. Poczuł go pod ciepłym płaszczem z Lorfitien! A to było praktycznie niemożliwe! Powoli zaczął się odwracać. Gdy to uczynił od razu tego pożałował. Zobaczył wielką, szarą zakapturzoną postać, która właśnie podnosiła na niego swój zielony miecz. Tą samą, którą widział w krysztale. Normalnie podjąłby walkę, ale teraz jedyne, co mógł zrobić to w momencie odrzucić łuk, szybko sparować cios i uciekać. Uciekać do ostatniego tchu… przed śmiercią. Przed śmiercią, o której by nikt się nie dowiedział. Nie zamierzał tak zginąć. Nie mógł do tego dopuścić. A jedynym sposobem na przeżycie była teraz właśnie próba ucieczki. W walce nie miałby szans. Żyjąc na spokojnym Lorfitienie odwykł „trochę” od walki. Coś jednak pamiętał i to uratowało mu życie. Upiór sunął jednak za nim. Cały czas. Bez jakiejś nawet małej przerwy. Jakby nie czuł zmęczenia. Ale on rzeczywiście go nie czuł. Gilfras natomiast był coraz bardziej zmęczony biegiem i coraz bardziej przerażony. Stracił rachubę czasu. Dystans zaczynał się powoli zmniejszać. Elf ścisnął kamyk jeszcze bardziej, niż dotychczas. Ten zaczął się znowu błyskać, choć dookoła była ciemność, a blask księżyca tylko nieznacznie przekradał się między liśćmi. W tym samym momencie chłód zniknął. Gilfras odwrócił głowę. Stanął. Za nim nikogo nie było. Ani śladu Upiora. Rozejrzał się. Lecz szarej, zakapturzonej postaci nie dostrzegł. Odetchnął z ulgą… i rozluźnił uścisk dłoni. Znowu poczuł dotkliwe zimno.
„ Czyżby ten kamień miał nad nim władzę?”- pomyślał i natychmiast zacisnął dłoń. Ociepliło się. Instynkt podpowiadał mu, że jest bezpieczny. Ruszył dalej w kierunku miasta.

***
Zimne, poranne powietrze delikatnie szczypało Gilfrasa w twarz. Wędrował teraz uliczkami Ceintiren, jeśli tak je można nazwać. Po prostu były to starannie wytyczone, szerokie ścieżki pomiędzy drzewo-domami. Mieszkania elfów, bowiem nie mieściły się na ziemi, lecz na tahronach, czyli drzewach o niewyobrażalnie grubym i długim pniu, który rozgałęział się po raz pierwszy dopiero na wysokości kilkudziesięciu metrów nad ziemią. Właśnie to rozgałęzienie elfy wykorzystywały jako miejsce do budowy domów, do których wchodziło się przez upuszczaną drabinkę. Kolejne domy były połączone ze sobą drewnianymi pomostami, także gdyby sąsiedzi pragnęli wspólnie spędzić trochę czasu, nie musieli schodzić na dół. Natomiast na dolnym „poziomie” miasta znajdowały się jedynie pomieszczenia użyteczności publicznej, z których największym zainteresowaniem cieszył się Plac Leśny, który stanowiła wielka polana pośrodku miasta. Znajdował się na niej również targ, na którym każdy mógł wystawić swoje towary na sprzedaż, a także spotkać się ze znajomymi. W tym właśnie kierunku zmierzał Gilfras.
Gdy w końcu dotarł na miejsce, zaczął się rozglądać. Szukał swojego przyjaciela, jeszcze z czasów dzieciństwa, Celtima. Ostatni raz widzieli się pięćdziesiąt lat temu.
- Gilfras?! To naprawdę ty?- za jednego ze straganów wyłonił się wysoki elf o jasnych włosach i niebieskich oczach.
- Witaj Lir minie. Chciałem odwiedzić stare kąty. Widziałeś może Celtima?- przybysz skinął lekko głową.
- A jakże. Czeka na ciebie. O tam.
- Celtim! Jak miło cię znów zobaczyć! Jak ci się wiedzie?- Gilfras widząc się ze starym druhem szeroko się uśmiechnął.
Celtim nie odpowiedział od razu na pozdrowienie, a na jego twarzy nagle zagościł smutek. Nie chciał łamać tradycji, ale też nie chciał okłamywać przyjaciela. W końcu odparł:
- Chciałbym powiedzieć, że dobrze, lecz wtedy skłamałbym.
- Chyba rozumiem, o co ci chodzi.
Celtim spojrzał ze zdziwieniem na Gilfrasa:, „ O czym on mówi? Przecież przybył zaledwie wczorajszego ranka… chyba, że…w nocy…, ale jakim sposobem mógł przeżyć?”. Ciemnowłosy elf skrzywił się delikatnie, po czym powiedział:
- Lepiej tutaj o tym nie rozmawiajmy. I tak już za dużo zostało wypowiedziane. Chodź pogadamy o tym u mnie, na spokojnie.
- Ale dlaczego?
- Nie teraz. Później ci to wyjaśnię.- Celtim chwycił przyjaciela za rękę i poprowadził pomiędzy drzewo-domy.
- Wchodź.- powiedział, gdy się zatrzymali. Gilfras nie poznawał swojego przyjaciela. Nigdy tak się nie zachowywał. Zawsze mogli porozmawiać o wszystkim w dowolnym momencie. Czuł, że na Wertianie stało się coś złego. Coś, co wiązało się z kryształem i Upiorem. Miał dziwne przeczucie, że zaraz się tego dowie, choć nie do końca był pewien, czy tego chce. Na razie nie pozostawało mu nic innego, jak wspiąć się do mieszkania Celtima.
- Witaj Gilfrasie!- powitała go elfka o czarnych włosach. Nie znał jej. Gdy ostatni raz widzieli się z Celtimem, ten nie był z związany z żadną elfką. To najwyraźniej się zmieniło.- Jestem Asmalla, przyjaciółka Celtima. Słyszałam o tobie wiele miłych słów.
- Miło mi cię poznać, Asmallo.- odpowiedział jej elf.
- O! Widzę, że zdążyliście się już poznać. Dodam tylko, że wkrótce planujemy ślub i serdecznie zapraszamy cię na ceremonię przysięgi oraz późniejszą ucztę.- powiedział Celtim, gdy tylko wszedł na górę.
- Czemu nie wspomniałeś mi o tym w liście? Nie planowałem większych uroczystości… nie zabrałem strojów odpowiednich na tak ważną uroczystość.
- Nie szkodzi. Na Wertianie można znaleźć równie przepiękne szaty jak na Lorfitien.- odparła Asmalla, widząc zakłopotanie gościa.- Ale rozgość się, zaraz podam coś do jedzenia. Z pewnością jesteś głodny- dodała, po czym znikła w dalszej części mieszkania.
Dom Celtima miał tylko jedno piętro, lecz miejsce rozgałęzienia było na tyle duże, aby na jednym poziomie zmieścić dwie małe, jednoosobowe sypialnie, jedną dużą, dwuosobową oraz wszystkie inne niezbędne pomieszczenia. Główne pomieszczenie, oddzielone od części kuchennej zaledwie zieloną zasłoną, wyglądało bardzo przytulnie. Widać było, iż gospodarz ma dobrze wyrobiony gust. Asmalla krzątała się po kuchni, gdy Gilfras postanowił wykorzystać okazję i zapytać przyjaciela o jego tajemnicze zachowanie na dole.
- Cóż, powszechnie uważa się, że mówienie, a zwłaszcza mówienie publiczne o Upiorach Zmroku szczęścia nie przynosi.- usłyszał w odpowiedzi.- Wolałem porozmawiać tutaj. Na polanie jest to zbyt niebezpieczne.
- Upiory Zmroku? Tak je nazywacie?
- Skąd o ich wiesz? Czyżbyś je spotkał?- Celtim słowo „je” wymówił z nieukrywanym przerażeniem, ale na jego twarzy malowała się cała mieszanka uczuć. Strach i radość, a przede wszystkim zdumienie.
Gilfras nie odpowiedział. Skinął jedynie głową.
- Jakim cudem przeżyłeś? Przecież… przecież nikt nie uszedł żywy ze spotkania z nimi. Ani jeden człowiek, centaur, hobbit czy elf!- Celtim nie krył swych emocji.
- Uratowało mnie to. – Gilfras wyciągnął zaciśniętą dłoń nad stół. Po chwili ją otworzył, a z pięści wyleciał malutki kamyk. Elf schował rękę i zaczął opowiadać swoją przygodę w lesie.
W trakcie opowieści wróciła Asmalla, przynosząc kosz tutejszych owoców i również zaczęła uważnie przysłuchiwać się opowieści gościa. Gdy ten skończył, krzyknęła z nutą wyrzutu do Celtima:
- Mówiłam ci, że mój ojciec miał wizję! Nie chciałeś mi wierzyć! Teraz widzisz? W końcu masz dowody.
- Ależ to nie są żadne dowody, Asmallo!
- Owszem są!
- A mogę wiedzieć, o co chodzi?- Gilfras postanowił wtrącić się we sprzeczkę pary.
- Oczywiście, Gilfrasie. Mój ojciec nie tak dawno miał wizję. Dość bolesną i nie wiele z niej pamięta. Mówił jedynie, że chodziło o jakieś kryształy. Niestety poza tym nie powiedział nic konkretnego.
- Mówisz, że ta wizja była bolesna?
- Tak.- odpowiedziała, Asmalla.
- Mógłbym się spotkać z twoim ojcem, Asmallo?- spytał Gilfras. Ta boleść wizji go zaintrygowała. Najprawdopodobniej chodziło o ten sam kryształ, ale wolał to sprawdzić. Poza tym, ojciec Asmalli mógł sobie jeszcze coś przypomnieć.
- Oczywiście. Ale może jutro? Zaczyna się ściemniać, a po zachodzie lepiej nie wychodzić z domów. Z resztą muszę już iść.- powiedziała i skierowała się na taras okalający dom, a następnie zwinnie przeszła jednym z pomostów, by po chwili zniknąć pomiędzy gałęziami.
- Piękna.- Gilfras zmienił temat. Nie chciał przypominać sobie wydarzeń ostatniej nocy, które powoli zaczynały powracać.
- Wiem. Będzie dobrą żoną. Dba o rodzinę. Sam słyszałeś.- pomimo odbytej przed chwilą kłótni, Celtim uśmiechał się. Kochał Asmallę.
- Tak. Jak lwica. Szczęściarz z ciebie, Celtimie.
- Zazdrościsz mi?
- Wiesz, ja na swoją pokrewną duszę jeszcze nie trafiłem.- Gilfras wzruszył ramionami.
- Mówiłem ci, że jak będziesz cały czas siedział w Lorfitien to nigdy nie znajdziesz żadnej! Ale spokojnie, czuję, że jeszcze tutaj spotkasz jakąś przepiękną elfkę. Choć na pewno nie tak cudną jak moja Asmalla.- gospodarz uśmiechnął się z przekąsem, a Gilfras uniósł brwi.- ale teraz rozgość się i zapomnij o wczorajszych przeżyciach. Domy dają ochronę. Gilfras udał się do swojego pokoju na spoczynek. Długo nie mógł zasnąć. Wspomnienia ostatniej nocy dały o sobie znać. W końcu mu się to jednak udało.

***

Ale nie na długo. Dwie godziny potem obudził go hałas. Pokój był cały skąpany w czerwonym świetle ognia, brutalnie wdzierającym się przez okno. Upiory zaatakowały miasto. Gilfras spojrzał szybko na kryształ leżący na stoliku. Znowu emanował dziwną poświatą. Elf pośpiesznie chwycił kamień i broń. Po chwili był już w sypialni, Celtima, ale tam go nie znalazł. Nie myślał długo, gdzie jego przyjaciel mógł pobiec. Wybiegł na taras i skierował się w stronę, gdzie kilka godzin temu znikła między drzewami Asmalla. Nie było to proste, kilka z pomostów było już nadpalonych i trzeba było szukać okrężnej drogi. Elfie zdolności na szczęście mu pomagały. Ale nie wiedział, gdzie znajduje się dom ukochanej Celtima. Nagle usłyszał krzyk:
- Oszczęć ją! Nic nie zrobiła! Zabij mnie!- to był głos Celtima. Byli na dole, oparci o drzewo. Celtim obejmował Asmallę. Nad nimi stał jeden z Upiorów, gotowy zadać cios zielonym mieczem. Gilfras w momencie zsunął się na ziemie.
Teraz zrozumiał. Tą scenę widział w krysztale!!!
Schował miecz. Wiedział, że w tej chwili jest on zbędny. Chwycił natomiast za kamień.
- Zostaw ich!!!- powtórzył zdanie z ubiegłej nocy, lecz o sekundę za późno. Upiór zdążył już zadać pierwszy cios i zabić Celtima.- Odejdź stąd i nigdy nie wracaj. Ty i twoi towarzysze!- burknął do zjawy. Wiedział, że teraz nie może pomścić przyjaciela. Mógł jedynie uratować Asmallę. Upiór, o dziwo, usłuchał. Jego towarzysze chyba również, bo przez chwilę umilkły wszystkie wrzaski. Pozostałe elfy zwyczajnie oniemiały, nie wiedząc, co ich uratowało. Gilfras jednak się tym nie przejmował. Upadł na kolana obok ciała Celtima. Spóźnił się. O sekundę, może dwie. Nie płakał. Patrzył tylko na ciało przyjaciela. Nie potrafił go uratować. Zwiesił głowę. Stracił największego przyjaciela. Nie mógł sobie tego darować. Nagle poczuł czyjeś ciepłe ramiona, oplatające jego szyję, a koło swojej twarzy poczuł inną. To była Asmalla.
- Przepraszam. – powiedział jej na ucho. Nic więcej nie był w stanie powiedzieć. Tylko tyle. I aż tyle.
- Nie mam do ciebie żalu, choć kochałam Celtima.- puściła go. Dopiero teraz zobaczył jej twarz. Była cała rozpłakana. Odwróciła głowę.- I tak powinnam być ci wdzięczna. Dzięki tobie żyję.
Tym razem to on ją przytulił. Teraz poczuł, że cała drżała. Widocznie wciąż bała się, że Upiory wrócą. Starał się ją uspokoić. Choć na chwilę. Na nie wiele się to zdało, ale zawsze. Tymczasem niebo zaczęło się rozjaśniać. Wstawał nowy dzień. Dookoła nich tliły się jeszcze resztki nocnego pożaru. Gdzieniegdzie leżały ciała zamordowanych elfów. Ci, którzy przeżyli najazd klęczeli przy swoich zmarłych, opłakując ich śmierć. Powoli las zaczął rozbrzmiewać elfickimi, żałobnymi pieśniami. Gilfras delikatnie puścił Asmallę. Elfka otarła łzy. Natomiast on wstał powoli z ziemi i wziął ciało Celtima na ręce.
- Gdzie urządzacie zwykle ceremonie pogrzebowe?- zapytał bez żadnych emocji. Zupełnie bezbarwnie. Nie spodziewał się tego po sobie.
- Na polanie.- odpowiedziała cicho.
Ruszył we wskazanym przez Asmallę kierunku. Elfka szła kilka kroków za nim. Podobne grupki również zmierzały w stronę placu. W końcu znalazły się tam wszystkie elfy z Ceintiren. Żywe i martwe. Wszyscy składali ciała pośrodku placu. Tam też zmarłego Celtima położył Gilfras. Cofnął się kilka kroków. Wtedy bliżej stosu przystąpił jeden z elfów. Widać już było na jego twarzy doświadczenia minionych wieków. Widział zarówno szczęście, jak i zło tego świata. Zapadła cisza.
- Bracia i siostry! Tej nocy spotkało nas wielkie nieszczęście. Można je porównać jedynie z Nocą Cienia.
- To mój ojciec, Asmallar.- powiedziała szeptem Asmalla, tymczasem stary elf mówił dalej.
- Nie oszukujmy się. To wielka strata i będzie nam brakować każdego z braci i sióstr, którzy zginęli. Dziś każdy z nas utracił część swojej duszy, swego serca. Ale miłość tych, którzy odeszli do krainy wieczności na zawsze pozostanie w nas. – stary elf skończył mówić. Podszedł do stosu i podpalił je dziwnym, niebieskawym ogniem. Po chwili zajęły się nim wszystkie ciała. Nie paliły się długo. Ledwie kilka minut. Później, rozpłynęły się w powietrzu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Asmalla podbiegła ze łzami w oczach do ojca, wtulając się w jego, długą, niebieską szatę. Asmallar objął mocno córkę. Po chwili do pary podszedł nieśmiało Gilfras. Stary elf spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Gilfras zdobył się tylko na jedno, krótkie zdanie:
- Panie, Celtim nie żyje.- starzec pocałował delikatnie Asmallę w czoło. Nie powiedział do niej nic. Znał ją doskonale. Wiedział, że rozgrzebując tę ranę po stracie ukochanego tylko powiększy jej cierpienie. A tego nie chciał. Zwrócił się natomiast do Gilfrasa:
- Uratowałeś moją córkę?
- Tak, ojcze.- uprzedziła go Asmalla. Jej ojciec popatrzył na Gilfrasa z niedowierzaniem. Do tej pory schronienie zapewniały tylko domy, symbole miłości i domowego ciepła.
- Tym. – odpowiedział na spojrzenie Gilfras i pokazał Asmallarowi zielony kryształ. Ten puścił córkę i podszedł do elfa. Obejrzał dokładnie kryształ, a później spojrzał jego „właścicielowi” prosto w oczy. Po chwili brązowe tęczówki starca znikły, on sam zaczął natomiast przemawiać niezwykłym, wyjątkowo dźwięcznym, nawet jak na elfa, głosem:



Kres swój ma
Każdy dzień i każda noc,
Co przychodzi gnębić nas.

Tęczy kolory
W biel połączy, ten, kto
W małym dostrzeże moc.

Pokona maga,
Ten, co miłość dla każdego
Elfa, człeka, krasnoluda czy nizołka.

Ty go znajdziesz,
Synu mój, oko masz,
I pamiętaj miłości naucz go.


I to by było na tyle. Czekam na komenty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Śro 19:29, 22 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Lakhibakshi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 599
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przestrzeni międzygwiezdnej
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 18:54, 22 Paź 2008    Temat postu:

Nareszcie jest co czytać! Jezyk

Fabuła zapowiada się niezwykle wręcz ciekawie i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg Wesoly Mam tylko nadzieję, że nie zrezygnujesz z tej historii, bo ona ma potencjał- szybko się czyta, intryguje... wciąga Wink

Ale (zawsze musi być 'ale' Wesoly ) motyw tego zielonego kryształu nieco kojarzy mi się z pierścieniem Froda z WP Jezyk Ale to tylko takie moje malutkie odczucie Wesoly

Na koniec apeluję: wrzucaj 'Weritanę' częściej! Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Megi
Wschodząca Nadzieja



Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 976
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkarpacie
Płeć: Lady


PostWysłany: Śro 18:59, 22 Paź 2008    Temat postu:

Oj, Ty moja kp. czesciej to jej raczej wrzucac nie bede... a co do Pierscienia... to tu jest zupelnie inaczej...zreszta co Ci bede gadac...zobaczysz jak napisze....

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Megi dnia Śro 19:00, 22 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Illidan
Władca Słów



Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 1618
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Myślenice
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 19:16, 22 Paź 2008    Temat postu:

... błędów stylistyczny, interpunkcyjnych i ortograficznych nie będę może wskazywał poza tym, które mnie najbardziej raziły w oczy... Jezyk niewiele pisze się łącznie oraz w sprzeczkę pary a nie "we sprzeczkę pary"... Wesoly
... co do treści... zapowiada się smutna opowieść... szkoda, że Celtim zginął... nie wiem, czy go polubiłem, w każdym razie wydawał się sympatyczny, no i miał plany na przyszłość... co będzie dalej, nie chcę się domyślać - poczekam na ciąg dalszy... Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Nasza Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin