Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Pią 0:50, 10 Maj 2024

Gospoda Cichego Szmeru
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 29, 30, 31
 
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Archiwum / RPGi Skończąne Bądź Porzucone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Czw 21:37, 12 Kwi 2007    Temat postu:

To, co uczyniła Arianna, było tak niespodziewane, że Tasz stał przez chwilę zdezorientowany, czując, jak krew spływa mu po prawym ramieniu. Spojrzał na elfkę, która była przygotowana ponowić zadany cios. Jak przedtem w jej oczach widział strach, tak teraz błyszczało w nich zdecydowanie i chęć do walki. Jednak Tasz dobrze wiedział, że nie wszystkie karty zostały odkryte. Przyłożył dłoń do rany i poczuł na niej ciepłą krew.
- Ciało ma swoje wady i zalety - rzekł, spoglądając prosto w oczy Arianny. - Niedługo będzie się palić ten błękit w tobie, moja droga. Widzisz ten świat? Jesteś Strażniczką i bez ciebie ten świat upadnie. Na nic się zda to, że pozostawisz po sobie następczynię. Nie będzie już czego chronić, skoro odejdziesz stąd na zawsze. Zabijając ciebie, spełnię wolę Lloth i uczynię z tego świata dokładnie to samo, co kiedyś twoi przyjaciele uczynili z jej krainą. Zemsta jest słodka, ale najsłodszy będzie widok, jak prosisz mnie o łaskę. Zapewniam cię już teraz. Przygotuj się na śmierć.
Wtedy ból przeszył jego ciało i Tasz natychmiast upadł.
- Przeklęte ciało! - warknął. - Wy, elfy doskonalicie się w wiedzy magicznej, ale nie potraficie udoskonalić tej nędznej skorupy. Czy sprawia wam przyjemność ból, który nieustannie czujecie?
Otoczyła go czarna aura, ciemniejsza niż otaczająca Gospodę noc. Wszyscy wpatrywali się w nią zdziwieni i wyczekiwali tego, co miało za chwilę nadejść. Arianna dostrzegła także znajome zielone światło i nikły uśmiech zagościł na jej twarzy. Wyczuła obecność Erelena.
- Wybacz mi - usłyszeli jego głos. - To jednak było silniejsze ode mnie. Ten cień, ta pycha, to uczucie i świadomość, że nie byłem tym jedynym. Ja... Mimo wszystko nie powinienem tego robić, nie powinienem cię zdradzać. Ty przecież przywróciłaś mnie do życia, nie wiedząc, że mam przyczynić się do twojego upadku. Tamtego dnia, kiedy błękitnego światło wzywało mnie do siebie, nie potrafiłem się mu oprzeć, moje serce nie potrafiło go nie posłuchać. I przyrzekłem sobie, że nigdy nie stanę przeciw tobie. Ale przeznaczenie okazało się silniejsze od mojej woli. Nie można z nim walczyć. Na końcu i tak przegramy.
Przez ciemność przebiła się olśniewająca i czysta zieleń.
- Nie ma teraz drogi powrotnej - kontynuował Erelen. - Nie możesz już mi więcej pomóc. Nie możesz mnie ocalić. Byłem zbyt słaby, by oprzeć się temu złu, które mną zawładnęło. Teraz muszę za to zapłacić. Nie ty, ani nikt inny. Samotna Gwiazda już nie istnieje, więc bez względu na to, czy Lloth zwycięży, ja zginę, gdy Tasz opuści to ciało. Weź miecz i zakończ już tą bitwę. Pospiesz się. Nie zwlekaj, bo czuję, jak staje się coraz potężniejszy i już wkrótce nie będę mógł go utrzymać w sobie. Arianno. Zrób to! Weź miecz i uderz!
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 21:52, 12 Kwi 2007    Temat postu:

- Po mnie przyjdą inni, silniejsi i mocniejsi - szepnęła Arianna z pogardą - Owszem, jestem Strażniczką ale tej gospody, nie całego świata.

Głos Erelena rozbił całe zdecydowanie elfki. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Nie... - szepnęła - ja nie mogę Ciebie zabić. Musi, musi być jakiejś wyjście. Przecież zawsze jakieś było. Zawsze... Wy musicie żyć. Musicie istnieć dla tego świata. Erelenie, jesteś tu potrzebny...

Ścisnęła miecz mocniej w dłoni. Musi być wyjście, a ja go znajdę...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Czw 22:19, 12 Kwi 2007    Temat postu:

- Dlaczego się wahasz?! - krzyknął w kierunku elfki. - Zakończ to raz na zawsze, póki jest jeszcze czas. On niedługo znowu tutaj powróci i nie będzie już odwrotu. Arianno...
Niebo przeszyła kolejna błyskawica, po której nastała nieprzenikniona ciemność. Już nie było widać zielonej aury.
- Erelenie? - zapytała niepewnie Arianna.
- Błąd - Tasz podniósł się z ziemi. Jego czarne oczy zapłonęły złowieszczo. - On już nie wróci. Głupiec. Myślał, że jest silniejszy ode mnie. Łudził się, że może nade mną zapanować, byś mogła w tym czasie zadać mi śmiertelny cios. Ileż wy macie w sobie zgubnej nadziei.
Zbliżał się powoli w kierunku Strażniczki, która mocniej ujęła swój miecz, lecz zaczęła się cofać.
- Trzeba było go posłuchać - powiedział. - On i tak nie znajdzie się po zwycięskiej stronie w tej wojnie. Nawet gdy odniosę sukces, będzie skazany na wieczne tortury za to, że próbował mi się przeciwstawić. Znowu go ocaliłaś i znowu nadaremnie.
Wziął do ręki czarny miecz i zadał nim cios. W powietrzu uniósł się dźwięk uderzonej stali. Tasz chwycił Ariannę za rękę i natychmiast przeszył ją przeraźliwy chłód. Wypuściła z dłoni miecz i jego błękitna poświata została pochłonięta przez cień. Strach odepchnął elfkę i zbliżył się do leżącego na ziemi oręża. Podniósł je, a ono natychmiast pękło na miliony kawałków.
Arianna wydała okrzyk rozpaczy. Przedtem utraciła Łzę Błękitu, teraz nadeszła pora na jej miecz.
- Trzeba było korzystać z szansy, którą dał ci Erelen - rzekł Tasz, zmierzając w jej kierunku.
Nad Gospodą rozpętała się burza. Błyskawice uderzały w pobliskie drzewa, które zapalały się jasnym płomieniem. Ogień ogarniał wszystko wokół i zacieśniał coraz mniejszy okrąg wokół Gospody.
- Nic się nie ostoi przed zniszczeniem - Tasz napierał dalej na Ariannę. Ta cofała się przed nim, szukając dłońmi za sobą choćby kamienia, by mogła go nim uderzyć i na chwilę odwrócić jego uwagę. Ale ziemię porastała trawa i nie mogło się w niej nic znaleźć. W końcu jednak poczuła coś między palcami...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Czw 22:53, 12 Kwi 2007    Temat postu:

Poczuła chłód, który pod jej dotykiem wybuchnął ciepłem. Arianna nie musiała nawet nań spojrzeć, wiedziała. Łza Błękitu.
Z każdej sytuacji jest wyjście...
Podniosła się z ziemi i spojrzała w oczy Tasza.
- Mówisz z taką pewnością siebie, że aż mnie kusi, by ci udowodnić, iż racji nie masz - syknęła z pogardą. W tym samym momencie Tasz ujrzał Łzę Błękitu w dłoniach elfki. Nie zdążył już nic zrobić. Arianna założyła ją, a błękitna poświata rozbiła ciemności. Niepochamowany ogrom mocy wylał się na zewnątrz, niszcząc wszystko, co złe, gasząc ogień błyskawic, rozganiając chmury. Błękitne strzały poświaty wyrwały się w stronę Tasza.
Z każdej sytuacji jest wyjście...
- Erelenie... Będzie dobrze... - szepnęła.
Błękit wkradł się przez ranę na ramieniu i począł niszczyć ciemność. Arianna poczuła szarpnięcie, jej moc była pochłaniana jakby przez próżnię. Lecz elfka wiedziała, jak dużo potrzeba magii, by pokonac kogoś tak potężnego jak Tasz. Powoli zaczynało brakować jej tchu, płuca ścisnęły się boleśnie, serce tłukło się, niczym ptak zamknięty w klatce, oczy zaczęły spowijać ciemności. Nie mogę przestać... Jeżeli to przerwę nigdy już nie będę miała tyle mocy by go pokonac. Drugiej szansy nie będzie...
Czuła jak Tasz słabnie, jak coraz wyraźniejsza staje się aura Erelena i... Arianna traciła powoli zmysły, nie widziała, gdyż przez oczami zapanowały ciemności, nie słyszała. Jedynie czuła. A to, co czuła, stało się błogością. Było to uczucie zwycięstwa - aura Tasza zniknęła, lecz dusza Erelena, już wyraźna i jasna, ogrzewała ją swym ciepłem.
Z każdej sytuacji jest wyjście...
Nagle elfka poczuła przeszywający ból, Łza Błękitu pękła. Jej moc się skończyła. Jej moc... Moc morza i nieba, moc ich miłości, jak przez wieki sądzono - niewyczerpalna moc. Nie zostało ani kropli, tak samo jak w elfce nie zostało ani kropli życia.
Osunęła się lekko na ziemię. Niczym płatek róży, bezszelestnie, niezauważony przez nikogo, upadł u stóp swego kwiatu - Gospody. Gdy róża traci jeden ze swych płatków, nie traci urody, czasem wręcz zyskuje, gdy ten płatek zaczyna już więdnąc, gdy ten płatek odegra już swą rolę...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Opiekun
Administrator



Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Sir


PostWysłany: Pią 13:48, 13 Kwi 2007    Temat postu:


Opiekun padł na kolana. Był w szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał...
- Przecież Najwyższy obiecał, że ją uratuje... Ale dlaczego ona spisała świat na straty... Ja nigdy nie uczyłem ludzi poddawać się losowi... Pokazywałem im drogę... I dawałem im miecz do ręki, miecz ich codziennych dni, aby uwierzyli, że to nie On mówi co ma się z nimi stać, tylko oni sami wypowiadają swe czyny... A jednak Arianna nie chce pomocy. Czy nie rozumie, że jeśli zawiedzie, cały świat upadnie?! - mówił do siebie szeptem. Łzy same cisnęły się do oczy i spływały po policzkach. W jednej chwili zrozumiał, że wszystko co robił, zostało zniszczone... Przekreślone przez kogoś, kogo kochał... Nie miał siły... Skoro go nie chciała, nie chciała tego świata... On to wszystko czuł. Czuł jak cały świat... światy pulsują w jego żyłach. On był ostatnim strażnikiem światów... A Armandia jest... była ostatnia... Jednak każdy ze światów ma swojego własnego strażnika. Rodzi go jakby sam z siebie, niezależnie od woli Najwyższego. Anioł począł płakać... Jego dusza została rozdarta. Serce zdradzone... Czuł się okropnie. Czy jemu nie było dane być szczęśliwym? Mieć przy boku kogoś, kogo mógł kochać? Kto kochał jego. Świat się zmienia. Wszystko płonie. Ciemność zapanowała nad całym światem. Burza rozszalała się nad dachami Gospody i całego świata, muskając swoimi białymi, gorącymi i ostrymi dłońmi wszystko co rzucało im się w oczy. Każde drzewo skazane przez piorun. Pożoga ogarniała świat i dusze. A wszystko płonie... I nic nie zostanie po nim... Nie mógł się podnieść z nóg. Wciąż na klęczkach, wbijał dłonie w ziemie i powtarzał sobie w duszy, że jest nikim. Bo tylko nikt umiał nie wykonać żadnego z powierzonych mu zadań. Tylko nikt, mógł zostać zdradzony przez kogoś, kogo kochał. Ale był nikim. Jak można było kochać nic?
-Nic, Nic... Jestem Nic...
Z Gospody dobiegały różne głosy, aury mocy i dusz. Blada poświata błękitnej duszy i nieprzenikniona ciemność... Ciemniejsza od skrzydeł Opiekuna. Tak ciemna, że aż...
Zniknęła?! Działo się coś nieprawdopodobnego... Błękitna moc rozjaśniła cały budynek, a ciemność poczęła krzyczeć wszystkimi głosami cierpienia. Chwilę później to był już koniec. Ciemności nie było, błękitu też.

Serce roztrzaskała się na dwoje, a z oczu popłynęła krew.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Pią 20:37, 13 Kwi 2007    Temat postu:

Patrzyła przed siebie pustymi oczami. Próbowała wyrwać się i pobiec, zaczęła się szarpać, ale mogła tylko bezgłośnie krzyczeć, krzyczeć całą duszą. Ciemność przenikała ją jak powietrze dookoła, bawiąc się pustką tworzącą kształt ciała.
Nadzieja opadła na ziemię.
Przed oczami miała tylko ciemność chłonącą wszystko dookoła. Czuła jak kolejne życie, kolejna moc upada obok. Wszystko znikało. Zadrżała z zimna i dopiero wtedy z oczu popłynęły jej łzy. Spływały strumieniem oczyszczając noc zakrywającą oczy. Ciemność, której nie widziała ani nie słyszała zniknęła zabierając moc błękitu. Nadzieja nie umiera nigdy. Gdzieś głęboko okryte zajaśniała plamka światła. Wypłynęła i wypełniła pustkę. Spojrzała na świat oczami. Gospoda pysznie jaśniała błękitem.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 13:28, 14 Kwi 2007    Temat postu:

Arianna nie przyjęła jego daru..Widocznie nie chciała, lub nie mogła... Widzaił całą walkę...Meadhros przeszdł na miejsce ostatecznej walki...Nagle, coś błysnęło na ziemi...Był to nieduży kawałek miecza Arianny...Meadhros schylił się i wziął go do ręki...Wtem zauważył drugą rzecz...Skrawek płaszcza Erelena...Obie rzeczy zawinął w chustke...

Niedaleko od gospody Meadhros własnoręcznie wykopał duł i włożył tam zawiniątko. Potem go zasypał i przytaszczył na to miejsce spory kamień...Wyrył na nim :

+ Arianna
+ Erelen

Mogiła pamiątkowa....

Po zmarłych pamięć w sercach jest wieczna...



Położył przy kamieniu kilka konwalii. Uklękł przed nim i zaczął płakać... : Czego...Czego odszedłem...Przecież ja..byłem młodszy od nich wszystkich...Jestem młodszy nawet od niejednego człowieka..Nie doszedłem do nieczego...A oni...

Meadhros wstał, wbił swój czarny miecz w ziemię i oparł się na Nim... Czego odszedłem....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Salomon
Łzy Księżyca



Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 310
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z daleka
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 21:03, 14 Kwi 2007    Temat postu:

Serafinowie w milczeniu pojawili się nad nagrobkiem, który zbudował Meadhros. Niestety nie mógł ich zobaczyć. Podjęli tą decyzję z bólem serca, ale dla pomyślności tego i innych światów, nie mogli zrobić nic innego.
Shota nachyliła się nad Meadhrosem i pocałowała go w czoło. Elf zamknął oczy i zawisł na jelcu miecza.

Do prowizorycznego nagrobka podszedł Salomon i dotknął ręką ziemi tuż obok niego. Nagle, jego dłoń zapłonęła błękitnym ogniem, który ogarnął ją aż do nadgarstka. Zacisnął pięść i oderwał rękę od ziemi.

Pozostała czwórka podeszła do niego i podała mu okrągły kryształ na srebrnym łańcuchu, nie większy od serca dziecka. Salomon zbliżył płonącą dłoń do kryształu. Blask przeskoczył do klejnotu i dalej jarzył się zimnym blaskiem. W tej samej chwili, Serafinowie zniknęli.



Gdzieś daleko, w miejscu, z którego widać było wszystkie światy, stał dwór. W głównej komnacie tego dworu, stała studnia, z wodą błyszczącą jak lustro. Komnatę oświetlały setki okrągłych kryształów na złotych, srebrnych, mosiężnych, miedzianych i stalowych łańcuchach, niewiele większych od dziecięcego serca.

Salomon podszedł do jednej ze ścian i zawiesił trzymany w rękach klejnot. Jego blask idealnie się zharmonizował ze światłem pozostałych. W tym samym momencie, tafla wody w studni zafalowała, wzburzyłą się, a następnie, na jej powierzchni pojawiło sie dryfujące ciało elfki o białej skórze i włosach, ubranej w suknie z białego jedwabiu i srebra.

- Połóżcie ją spać. - Głos Salomona rozniósł się echem - Musi odpocząć, zanim Najwyższy wyznaczy jej nowe zadanie.

Pozostali wzięli Ariannę pod ręce i za nogi i wynieśli do sąsiedniej komaty. Byłą zbudowana z najczystszego górskiego kryształu. W setkach wnęk znajdowały się kryształowe trumny. Shota podeszła do jednej, wysunęła ją i otworzyła. Złożyli ciało elfki, na jedwabnym posłaniu i zamknęli wieko. Będzie tu spałą tak długo, aż Król Królów Królujący Królom wezwie ją z powrotem na swoją służbę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Opiekun
Administrator



Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 1417
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 22:18, 14 Kwi 2007    Temat postu:


- Czuje się złamany. Wypalony. Straciłem ją. Wszechmocny mnie oszukał. Czuje ból... Znów ból samotności. Straciłem Cię, moje Kochanie. Nic już nie ma znaczenia. Nic ponad to, co miałem. Miałem i mam światy, a nie mam tego, co ma każdy mieszkaniec tych światów. Nie mam już mojej miłości. - Szept duszy. Tylko tyle pozostało w Opiekunie. Wszedł powoli do Gospody. To już nie była Gospoda, to był Cmentarz Dusz. Wszystko było zniszczone. W świetle płonących świec wyglądał bardzo przerażająco, jak na Anioła. Zwłaszcza krwawe ślady na jego policzkach. Czuł, że powinien zniszczyć to miejsce a samemu wybrać się na tułaczą podróż. Jednak nie mógł. Gospoda miała za dużą wartość dla niej, aby ją niszczyć. Czy to nie dziwne? Za pierwszym razem ją uratował. Jej ukochanego nie. Teraz to jej nie mógł uratować.

Na ziemi wciąż leżały fragmenty desek, kamieni, obrazów oraz... szkła. Łza Błękitu. Opiekun wyciągnął mały, czarny woreczek i powoli pozbierał każdy jej kawałek, przykładając go wcześniej do serca.

Gdy pozbierał już wszystkie części, związał woreczek i wyszedł z Gospody. Z Gospody z której nic już nie zostało. Chociaż nie. Został popiół i kurz... Krew i łzy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Sob 15:33, 21 Kwi 2007    Temat postu:

Błękitne światło wdarło się do duszy, w której panował mrok. Erelen poczuł potężną moc Arianny. Tasz stawiał opór, ale przenikająca wszystko poświata, pochłonęła w końcu jego ciemność.
- Zła nie można się bać. Trzeba je chłonąć całym sobą, nieść w sobie, przyjmować do siebie nawet, gdyby było odrażające, odpychające i obrzydliwe - słyszał wokół siebie głos Tasza. - Nie pokonasz zła w świecie, dopóki nie pokonasz zła w sobie. Jak chcesz zmieniać innych na lepsze, skoro sam pozostajesz w kłamstwie? Niedługo zabraknie odpowiednich masek, którymi mógłbyś wyrazić emocje, jakie oczekują od ciebie inni. Uśmiech, gdy ci urągają, niewiele zmieni. Szydzić będą nadal, a gniew w tobie będzie rósł, aż któregoś dnia wybuchnie i zniszczy ciebie.
- Co powiedziałeś? - Erelen nie mógł, lub nie chciał w to uwierzyć. - To ty? Przez cały ten czas?
Usłyszał śmiech.
- Obiecałem ci, że na końcu się spotkamy. I oto jestem.
- Ale... Przecież to niemożliwe - elf był roztrzęsiony. - To oznaczałoby... To tak, jakbyśmy tutaj wszyscy byli pionkami, czekającymi na ruch, który ktoś każe nam wykonać. To tak, jakby ktoś pociągał za sznurki, a naszym zadaniem byłoby dokładne wykonanie jego polecenia...
- Miałeś co do tego wątpliwości? - zapytał, ciągle się śmiejąc, Tasz. - Naprawdę wierzyłeś, że jest inaczej? Że siłą swojego serca zdołasz pokonać przeznaczenie i pójść inną drogą, a nie tą, którą ci wyznaczył los?
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że mam ratować świat, a nie przyczyniać się do jego upadku - rzekł chłodno elf. - A ja właśnie zabijam to miasto i... Zabijam ją.
- I uratowałeś świat, głupcze - odpowiedział sarkastycznie Tasz. - Osłabieni po stracie Strażniczki nie będą mogli niszczyć dzieł, które ponad wszystko umiłowała Lloth.
- Co wy możecie wiedzieć o miłości?! - wykrzyknął Erelen. - Nic! Nic! Zupełnie nic!
- Coś jednak wiemy - odparł strach z dziwną łagodnością. - Gdyby nie ona, ta historia potoczyłaby się inaczej i ty zdajesz sobie z tego sprawę. Bo powód leży w tobie, wewnątrz ciebie, w twoim sercu, prawda? I teraz się nienawidzisz, ponieważ nie osiągnąłeś tego, co pragnąłeś osiągnąć. Łatwo jest tobą sterować, kiedy ktoś zadaje ci ból. Odrzuciła cię, więc chciałeś jej pokazać, że stać cię na coś więcej, niż tylko siedzenie wśród czterech ścian i użalanie się nad sobą. I pokazałeś. Szkoda tylko, że ten obraz okazał się dla niej śmiertelny.
- To wszystko miało skończyć się inaczej...
- Nie, Erelenie. Nie miało. To był twój wybór. My tylko wykorzystaliśmy odpowiedni moment i pomogliśmy zwyciężyć tej ciemności, która cię zatrzymywała, by nie iść za błękitnym światłem, by nie pozwolić jej powiedzieć, co tak naprawdę leży na dnie twojego serca. Ona nigdy się tego nie domyśliła i nie domyśli się już więcej. Teraz jest już za późno.
W tym samym momencie Łza Błękitu pękła. Elf czuł, jak moc Arianny gaśnie, podobnie jak opuszczał go cień jej najciemniejszych lęków i obaw.
- Wszyscy zginiemy - kontynuował Tasz. - Tak samo zginą ci, którzy nie znali miłości, ci, którzy kochali i ci, co bali się kochać. Każdy, gdy tylko spełni swoje zadanie, odejdzie stąd, by nigdy już nie wrócić. Ja wykonałem to, co miałem wykonać. Strażniczka oddała całą swoją moc, by cię ratować. Przynajmniej zdawało się jej, że cię ratuje. Żegnaj, Erelenie. Wkrótce spotkamy się ponownie po drugiej stronie...
Elf wziął głęboki oddech. Ostateczna bitwa dobiegła końca. Nikt nie poniósł zwycięstwa, ale wokół pełno było pokonanych.

Z nieba zaczął padać chłodny i orzeźwiający deszcz. Nad ziemią zaczęła unosić się mgła, jakby chciała sobą zakryć krajobraz po wojnie. Zza chmur zaczęło przebijać się oślepiające światło, które rozpraszało zalegające wszędzie ciemności. Pod ich osłoną Erelen zbliżył się do stojącej nieopodal Abigail, trzymając w dłoni pewien klejnot. Elfa nie zauważyła go, lecz usłyszała za sobą jedynie jego czysty i melancholijny głos:
- Bransoleta należała do niej, jako do właścicielki Gospody. Teraz ty nią jesteś i ona chciałaby, żebyś nosiła ten klejnot. Chciałaby też, żebyś troszczyła się o Gospodę, by nie upadła. W twoich rękach jest teraz jej los.
Abigail odwróciła się, lecz nie spostrzegła nikogo. U jej stóp kamień mienił się kolorami tęczy. Erelen natomiast ukrył się pod osłoną mroku, który jeszcze spowijał ziemię. Chciał już odejść, kiedy niespodziewanie w ciemnościach zobaczył czyjąś sylwetkę, leżącą wśród popiołów i kurzu. Rozpoznał ją. W tej samej chwili przypomniał sobie o ołtarzu, znajdującym się w podziemiach Gospody. Wziął bezwładne ciało na ręce i ruszył w kierunku wejścia do budynku. W jednej chwili coś zahaczyło o jego nogi i byłby niechybnie upadł, lecz w porę odzyskał równowagę. Skrawek jego płaszcza jednak oderwał się od reszty materiału i osiadł na spalonej ziemi tuż obok jednej z części pękniętego miecza.
Deszcz padał coraz mocniej, jakby chciał zmyć wszystkie ślady rozgrywającej się tak niedawno bitwy, by łatwiej było o niej zapomnieć. Mgła stawała się rzadsza, a ciemność, zalegająca ciągle wokół Gospody, ustępowała przed blaskiem wychodzącego zza chmur słońca. Jego promienie rozlały się radośnie na dziedzińcu Gospody w tym samym momencie, gdy w drzwiach wejściowych znikał Erelen, niosący ciało Strażniczki. Nikt go nie zauważył.
Wewnątrz zdawało się, iż wszędzie panuje smutek. Czuło się dziwną pustkę, jakby nagle zabrakło jakiegoś ważnego elementu, który połączyłby wszystko w piękną całość. Czuło się także szczęście, bo przecież niebezpieczeństwo minęło i róża, która utraciła jeden ze swoich płatków, już wkrótce miała rozkwitnąć na nowo.
Elf wszedł do pokoju Idealnego Porządku i skierował się ku tajemniczemu przejściu, nie wiadomo z jakich przyczyn, otwierającemu się przed nim. Zniknął w dobrze mu znanej ciemności korytarza. Na końcu drogi znalazł się w sali grobowca, gdzie na środku stał szklany ołtarz. Położył na nim ciało Arianny. I niemal natychmiast ołtarz rozświetlił się błękitnym światłem, którego promienie zaczęły wychodzić z niego i wypełniać przestrzeń między płytami posadzki oraz między kamieniami, tworzącymi ściany. Bluszcz na nich zafalował i zaczął się unosić w górę. Kiedy cała sala jaśniała błękitem, bezwładne ciało uniosło się znad ołtarza, a otoczone chwałą kontury postaci Smoków oderwały się od ścian. Nagle wszystko zniknęło. Pozostał tylko szklany grobowiec z podobizną Arianny. Erelen wiedział, że jej prawdziwe ciało zostało zabrane z tego świata.
Nic nie mówił. Wiedział, że wszystkie słowa były już zbędne. Przeznaczenie się wykonało i misja dobiegła końca. Wszyscy byli już bezpieczni, ale nie on.
Erelen dotknął grobowca, chcąc pożegnać się z Arianną. W tym samym momencie w ciemności otworzyło się kolejne tajemne przejście, wskazujące mu drogę...

Żadne oko już go więcej nie widziało, ani żadne ucho nie słyszało, jaki spotkał go los. W Gospodzie, która pod opieką Abigail, osiągnęła niemalże swój okres świetności, przetrwała legenda, że Erelen pozostał w grobowcu Arianny, by do końca świata czuwać przy jej spokojnym i wiecznym śnie. Nikt jednak nie znalazł sali, w której znajdował się ołtarz, gdyż sekretny korytarz w pokoju Idealnego Porządku nigdy nikomu się już ukazał.
Znaleźli się także tacy, co twierdzili, że Erelen opuścił Gospodę. Opowiadali, że udał się na pustynne tereny, by tam czekać na karę, która miała nadejść. Śmierć nadeszła szybko, jednakże nie dała mu ukojenia, jakiego się spodziewał. Nękany za zdradę, której się dopuścił, nigdy nie zaznał spokoju i każdej nocy jego duch wracał do Gospody, by choć przez chwilę tam zaznać ukojenia...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
meadhros umarath
Władca Słów



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 1934
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stalowa Wola
Płeć: Sir


PostWysłany: Nie 15:20, 22 Kwi 2007    Temat postu:

Meadhros obudił się...Musiałem zasnąć... - powiedział sam do siebie. Otarł ręką załzawione oczy... Dlaczego... .... Nie wiedział...A może nierozumiał...Dlaczego....

Młody elf wyjął Czarny Miecz i włożył go do pochwy... Jedno wiem...Tu odpowiedzi nie znajdę...

Meadhros popatrzył się ostatni raz na mogiłe Arianny i Erelena, potem odszedł...

Gdyby ktoś zwrócił uwagę na odchodzącego Meadhrosa mógł by zobaczyć cień który się nad nim zbiera... i zaczyna spowijać jego serce, oczy, myśli....duszę....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Nie 19:45, 22 Kwi 2007    Temat postu:

Coś popchnęło Abigail do schylenia się i jej rękami podniosło bransoletę. Popatrzyła pustym wzrokiem na klejnot i ścisnęła go, opuszczając dłoń. Widziała padający deszcz i nie czuła go. Tak prosto było by stąd odejść... Wolno postąpiła w kierunku drzwi gospody. Minęła ciemne pomieszczenie, wolno przeszła po schodach, coraz mniej wyraźniej widząc świat. Kiedy znalazła się w pokoju, zrobiła coś czego nie robiła od lat. Położyła się na łóżku i pozwoliła swobodnie płynąć łzom i uczuciom. Myśli przepływały się przez jej umysł, wolne i ulotne. Każda słona kropla spływająca po policzku i wsiąkająca w poduszkę opowiadała jakąś historię. Szeptały o zimnie poświaty Strażniczki, o jej Aniele, śpiewały o walce i Erelenie Rildae. Niektóre błyszczały czernią lub błękitem, wyrażając uczucia. Potem ciągnęły swoją opowieść o odchodzącym rudowłosym elfie, Salomonie, Lloth, strachach. Przypominały Tasza, ciocię Arianny i wszystko czego elfka nie widziała. Przewinął jej się przed oczami obraz wszystkich wydarzeń. Zabrakło łez i została kojąca pustka.


Podniosła się i popatrzyła na ściskaną w dłoni bransoletę. Ze zdumieniem spostrzegła, że ma na sobie szarą suknie z długimi, prostymi rękawami. Nałożyła klejnot na lewy rękaw i wyszła z pokoju. Stanęła u szczytu schodów i lekko dotknęła poręczy. Nigdy nie miałam ojczyzny. To będzie mój pierwszy dom. Z dłoni ześlizgnął jej się mleczny strumień światła i zsunął w dół schodów. Ściany gospody rozświetliły się najpierw lekko, potem z rosnącą mocą, błękitnymi wzorami. Twarz Abigail rozświetlił uśmiech. Magia Arianny działa. Kiedyś tu wróci. Zbiegła lekko ze schodów i zatrzymała się w otwartych drzwiach. Świat wyglądał jakby już zapomniał o walce i zniszczeniu, ostatni wiatr odchodzącego dnia poruszał liśćmi drzew i wpadał przez uchylone drzwi. Niebo stało w czerwieni zachodzącego słońca. Elfka przez chwilę słyszała głosy odległych o mile ludzi, którzy jutro, jak gdyby nigdy nic, będą pierwszymi od dawna, prawodopodobnie, zwykłymi gośćmi gospody. Tymczasem zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku miasteczka.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Nie 20:47, 22 Kwi 2007    Temat postu:

Ciepło dnia otrze łzy, rozpacz ugasi codzienność, cierpienie zastąpi przyzwyczajenie. Świat znów odżyje, ślady walki, pachnącej smiercią, zmyje deszcz. Aromat kwiatów przesiąknie pustkę. Życie wypełni serca.

Słońce nad Armandią znów nabrało jaśniejszych kolorów. Zatopiło swym ciepłem uliczki miast, lasy i podróżne szlaki. Zło odeszło, zabierając ze sobą strach i lęk. Odeszło. Jednak nie na zawsze. Gdyż by pozbyć się go, należało znać przyczynę jego przybycia. Powód, dzięki któremu tak łatwo było przeniknąć mu do Gospody.

I o to zaczął się Wiek Ciemności.
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> Archiwum / RPGi Skończąne Bądź Porzucone Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 29, 30, 31
Strona 31 z 31

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin