Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Nie 5:21, 12 Maj 2024

Przebudzenie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Śro 8:06, 23 Maj 2007    Temat postu:

Kobieta nie odpowiedziała, ale też nie odeszła. Lucas nie wiedział, czy zrobiła to, bo bała się zostawić go samego, czy też obiecała Robertowi, że zaopiekuje się nim. Zastanawiając się nad tym, nie zauważył, jak ten wszedł do pomieszczenia. Dopiero jego krzyk sprowadził Lucasa na ziemię:
- Co tu się stało?!
Harding nie spojrzał nawet w stronę Airam.
- Nic - odparł spokojnie. - Wszystko jest w porządku.
Przynajmniej z jego strony nic im nie zagrażało. Jednak zdawał sobie sprawę, że niektórzy reagują inaczej na jego słowa, niż by tego chciał. Kilkuletnia praca w ośrodku dla zdemoralizowanej młodzieży z każdym dniem uczyła go godzić się z tym. Ale to działo się tak dawno temu, a właściwie nie wiedział dokładnie, jak dawno. Jakkolwiek pozory lubią mylić, Airam i Robert nie wyglądali na tych, którzy mają problemy z samym sobą. Miał więc dość dziwne wrażenie, że to on w ich mniemaniu stanowi tutaj niebezpieczeństwo...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Śro 17:52, 23 Maj 2007    Temat postu:

Mimo wszystko nie było tak źle. Bywało gorzej. Na przykład kiedy fanatyczni wyznawcy Allacha w odwecie za przegraną wyrżnęli jej pół narąbanej dywizji świętującej pierwsze zwycięstwo. Może jeszcze nie to jak wtedy, gdy w ramach odstresowania po pierwszej akcji próbowała uświadomić generała, że właśnie jako Kapitan Planeta rozgromiła Doktora Zarazę. Po prostu sytuacja podobna do tej kiedy siostrzenica zadzwoniła do jej podwładnych, aby podzielić się z nimi nowiną, że właśnie odwiedziły ją muminki, przyprowadzone przez ciocię... Takie same straty: unieruchomiony jeden członek załogi; choć wtedy ze śmiechu, a teraz z bólu.
- Nic mi się nie stało – Lucas albo zgrywał bohatera, albo wstydził się przyznać kobiecie że coś go boli - Nie musisz mnie żałować. Sam sobie jestem winny. Jak chcesz, możesz mnie tu zostawić i nie słuchać już więcej bezsensownego pieprzenia jakiegoś idioty. Nie będę miał ci tego za złe. Przywykłem już do samotności...
Heh. Tego wyjątkowo nie lubiła. Niezręczność, nie wiadomo co powiedzieć, głupio milczeć. Przypomniał jej się pierwszy trudny egzamin na Virginia Military Institute, Kiedy wykładowca dla rozluźnienia pytał ją o bajki z dzieciństwa, a ona odpowiadała formułkami z podręcznika. Wyniku egzaminu nie pamiętała, ale zapamiętała, że przed każdym egzaminem z anatomii trzeba wypożyczyć kilkadziesiąt radzieckich i amerykańskich bajek aby być w temacie. Ona wtedy pamiętała tylko kanadyjskie Trio z Belleville i kultowy Wilk i Zając, niezapomniany dzięki polskiej babci. Idealnie tak jak teraz: wyczerpana jak wilk „Nu pagadi”...
Ale powracając do teraźniejszości. Jej liczny, jednoosobowy oddział był właśnie unieruchomiony, ale wciąż nadawał za czterech posłańców. Za chwilę mógł nadejść dowódca, a ona nawet nie znała hasła i komendy. Do tego była cholernie głodna i zmarznięta...
Przyszedł generał... tfu! Robert. Pewnie będzie kazanie, dopiero teraz przypomniała sobie, ze przynajmniej mogła udzielić Lucasowi pierwszej pomocy. Ale jakoś, tak, pewnie przez hibernację nie mogła się skupić... Wspomnienia odżyły i przestała zwracać na Hardinga uwagę... Zaczęła się zastanawiać się, do jakich bajek Robert będzie nawiązywał w moralizującej przemowie, ale ten milczał. W końcu ryknął

- Co tu się stało?! – teraz Airam zrozumiała, ze nawet wśród cywili nie ma ludzi normalnych...
Na co Lucas

-Nic – rzekł spokojnie i śpiewnie (?) niczym chińska pozytywka -Wszystko jest w porządku...
„Tiaaa... jasne, nawet w wojsku tak się nie smuci...”
Robert zaczynał się denerwować jak każdy oszołomiony człowiek, najwyraźniej uznał że zwariowali. Teraz trzeba go było tylko dobić
- Wiesz co... Głodna jestem. Zaprowadź nas do magazynu. No i jeszcze zimno jest. Przytulisz?
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 19:40, 23 Maj 2007    Temat postu:

-Nic. Wszystko jest w porządku.
Taka odpowiedź usłyszał od Lucasa, trochę go to uspokoiło.
- Wiesz co... Głodna jestem. Zaprowadź nas do magazynu. No i jeszcze zimno jest. Przytulisz?
Robert był trochę w szoku, nie bardzo wiedział jak się zachować. Z natury był dosyć nieśmiały, kiedyś na studiach wpadł na jakiś wykład z psychologii, to było po zdanym egzaminie. Pamiętał że takiego kaca jeszcze nigdy nie miał, starszawy profesor właśnie dochodził do jakiejś konkluzji, że niby przytulenie daje poczucie bezpieczeństwa. Robert nigdy sie nad tym nie zastanawiał, zapamiętał te słowa tylko z jednego powodu, te słowa w ten dzień brzmiały jak wybuch bomby atomowej(z czego druga znajdowała się w jego głowie i właśnie miałą zamiar uwolnić wszelaką energię rozrywając głowę Roberta na drobniotkie części). Robert chwile się zastanawiał, podszedł do Airam i ją przytulił. Następnie wziął swoją czerwoną bluzę.
-Zdejmijcie z siebie to czego nie musicie nosić musimy dać coś do okrycia pozostałym. Jak już zbierzemy wszystkich to pojdziemy coś zjeść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Śro 21:53, 23 Maj 2007    Temat postu:

Stał z boku i zdawało się, że nie zwraca uwagi na to, co się dokoła dzieje. W istocie słyszał wypowiadane słowa i widział każde gesty Airam i Roberta. Zdecydował, że lepiej udawać, iż go tutaj nie ma. Nie wiedział, czy znali się w poprzednim życiu, a gdyby nawet dzisiejszego dnia spotkali się po raz pierwszy, musiała narodzić się między nimi specjalna więź. Zastanawiał się tylko, czy Airam rzeczywiście było zimno, czy też z premedytacją wymusiła na Robercie to, by ją przytulił.
Westchnął w duchu. Chyba odzywało się w nim destrukcyjne uczucie, jakim była zwyczajna zazdrość. Widocznie dla tej kobiety nie miało znaczenia, że przebywał obok niej cały czas i gdyby naprawdę było jej zimno, poprosiłaby jego, a tego nie zrobiła. Z drugiej strony zdziwiłby się bardzo takim obrotem sprawy po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło. Początek niczym z tandetnej telenowelii...
Każda sekunda dłużyła się w nieskończoność. Nagle przypomniał sobie, że w ogóle nie wie, który aktualnie jest rok i jak długo czasu spędził podłączony do maszyn. Ciekawość jednak została pohamowana przez uczucie, że wszelka zmiana tematu mogłaby teraz wydawać się co najmniej nie na miejscu i zinterpretowana przez Roberta jako chęć ukrycia czegoś. Poza tym miał być tylko powietrzem, a z tego, co pamiętał z chemii w liceum, powietrze i związki tego typu nie posiadają głosu. Nie pozostało mu nic innego, jak czekać, aż umizgi dobiegną końca.

- Zdejmijcie z siebie to, czego nie musicie nosić - przerwał nieznośną ciszę Robert. - Musimy dać coś do okrycia pozostałym. Jak już zbierzemy wszystkich, to pójdziemy coś zjeść.
Lucas zabrał swój ulubiony czarny sweter, którego wcześniej nie ubierał na siebie. Nie miał poza tym nic więcej, czym mógłby się podzielić z innymi. Nie odzywając się do nikogo, czekał na dalsze instrukcje...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Czw 16:28, 24 Maj 2007    Temat postu:

Robert przypomniał sobie o Lucasie, idąc korytarrzem nagle weszli do pokoju w którym był hibernator Lucasa.
-Podepnij się, zbadam cię.
Lucas, podpiął wszystkie czujniki do ciała, w tym czasie Robert uruchomił komputer hibernatora. Szybki skan krwi pozwolił stwierdzić że w jego organiźmie znajduje się kilka toksyn. Robert pominął to wiedział że po przebudzeniu resztki chemikaliów zmieniają się w toksyny, na szczęście niezbyt silne.
-Chyba wszystko wporządku, jeśli
Robert przerwał w pół słowa widząc że komputer hibernatora na chwilę wygasł, Robert natychmiast go wyłączył. Na szczęście światło działało normalnie, wiedział co oznacza to mrygnięcie kolejny spadek mocy, musieli się pospieszyć.
-Jeśli będziesz się źle czuł powiedz, zbadam cię dokładniej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Czw 20:57, 24 Maj 2007    Temat postu:

Kiedy przechodzili obok pomieszczenia, w którym Lucas spędził kilkadziesiąt lat, Robert zatrzymał się przed nim, wszedł do środka i rzekł do niego:
- Podepnij się. Zbadam cię.
Nie było innego wyjścia, jak tylko posłuchać rady Roberta i z powrotem stworzyć jedno z maszyną. Wykonał to niechętnie, gdyż z wielkim dystansem odnosił się do wszelkich mechanicznie działających rzeczy. Wiedział, że niektóre urządzenia były konieczne do życia i bardzo przydatne, ale istniały też takie, które niszczyły to, co dobre; niszczyły ludzką egzystencję. Wprawdzie zawdzięczał im to, że ciągle jeszcze oddycha, czy może bardziej to, czy jutro będzie oddychał, ale swoich uprzedzeń nie zmienia się z sekundy na sekundę. Przynajmniej on nie tańczył tak, jak grali mu inni i ta właśnie cecha jego charakteru najbardziej nie odpowiadała tym, którzy mieli z nim kiedykolwiek do czynienia. Uparcie twierdził, że czarne, to czarne, podczas gdy inni próbowali wmówić mu coś zupełnie innego.
- Chyba wszystko w porządku - przerwał jego rozmyślania Robert. - Jeśli...
Nie dokończył. Lucas zauważył tylko, że nerwowo coś wystukał na klawiaturze, a komputer natychmiast się wyłączył. Zapewne źle się działo i to z tego powodu zostali obudzeni.
- Jeśli będziesz się czuł źle, powiedz, a zbadam cię dokładniej - rzekł, wychodząc z pomieszczenia i kierując się w stronę pokoi, gdzie przebywała reszta.
Odłączony od aparatury, Lucas odetchnął z ulgą. Słysząc słowa Roberta, pomyślał:
Tego nie da się wyleczyć...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Wto 20:30, 29 Maj 2007    Temat postu:

Takiej sytuacji w wojsku nie było. Robert, może trochę się zastanawiał, ale przytulił ją, nie wygłupiał się jak większa połowa oficerów w takiej sytuacji...
Kiedy mężczyźni wyszli, szybko odebrała swoją skrzynkę, wyjęła z niej małe, walcowate pudełko i ruszyła pędem za towarzyszami. Znalazła ich w pomieszczeniu, w którym stał hibernator Lucasa. Robert stał nad drugim mężczyzną, robił jakieś badania. Wyszła. Lepiej ich zostawić, wyjątkowo nie chciała drażnić ich swoją obecnością. Spojrzała na pudełko. W sumie płyn mógł się przeterminować, ale trudno. Odkręciła przykrywkę i dmuchnęła w większy otwór. Trochę za słabo. Spróbowała jeszcze raz. Kolorowe bańki mydlane rozbijały się o szare ściany korytarza. W sumie nie pamiętała, dlaczego akurat zabrała bańkownicę. Przyzwyczajenie? Możliwe, nigdy się nad tym nie zastanawiała...
Lucas i Robert już wychodzili na korytarz. Szybko schowała bańkownicę do kieszeni i zdjęła szarą bluzę, Robert wspominał coś o oddaniu zbędnych nakryć pozostałym ludziom. Trudno, najwyżej będzie jej trochę chłodno, na razie jeszcze można się owinąć w ciepły materiał...
Podchodzili do kolejnych drzwi. Ciekawe kto teraz. Miała cicha nadzieję, że każdy zbudzony człowiek będzie w pełni sprawny choćby tylko umysłowo.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Pią 13:45, 01 Cze 2007    Temat postu:

Airam czekała na korytarzu, trzymała w ręce szarą bluzę. Udali się korytarzem do pomieszczenia w którym była Josephine. Robert zajrzał przez okienko w drzwiach, nadal jej nie widział. Postanowił zaryzykować, nacisnął klamkę i mocno pchnął drzwi, już po chwili poczuł opór i usłyszał cichy jęk. "O rzesz ty, uderzyłem ją" pomyslał Robert, ostrożnie zajrzał do środka zobaczył młoda kobietę o jasnych włosach i oczach z których małym strumyczkiem płynęły łzy.
-Przepraszam nie wiedziałem że jesteś tuż pod drzwiami - (tak naprawde Robert to podejrzewał i czuł sie z tym okropnie no ale sie stało) szybko podał jej bluzę Airam gdy już się ubrała zapytał - Jak masz na imię?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Pią 20:09, 01 Cze 2007    Temat postu:

Z cichości zimnej ciemności Jospehine wyrwało uderzenie w głowę. Wszystkie zmysły odbierały impulsy z podwójną mocą. Uderzenie gołą stopą w ścianę było co najmniej jak złamanie palca, a teraz miała wrażenie, że ktoś rozrywa jej głowę.
Skuliła się jeszcze bardziej na dźwięk głosu w prawie pustym pomieszczeniu, który omal nie rozsadził jej uszu. Spojrzała niezbyt przytomnym wzrokiem na stojącego w drzwiach mężczyznę, który rzucił jej bluzę i zorientowała się, że pyta ją o imię. Próbując zrozumieć o co mu chodzi, walczyła z nieprzebitą ciemnością okrywającą umysł. Ostatecznie przetarła pięściami mokre oczy, owinęła się ciepłą bluzą i powoli, przytrzymując się ściany, wstała. Ciemna maź myśli wypowiedziała tylko jedno słowo.
- Eileen? - Wyprostowała się i wciąż intensywnie próbowała zrozumieć dziwny język umysłu. W końcu wydusiła ze zrezygnowaniem. - Nie wiem o co ci chodzi.
W twarzy człowieka zobaczyła coś na kształt niezadowolnia i niejasno pomyślała, że jeśli on jeszcze coś powie to, albo doszczętnie ją zmiażdży, albo wytłumaczy o co chodzi.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 20:56, 02 Cze 2007    Temat postu:

- Eileen? - powiedziała z niepewnością, Robert się przeraził "Chyba jest chora... albo ja pomylilem papiery, ale nie... 206 zgadza sie..."
-Jak się czujesz? -Zapytał wchodząc do srodka i pomagając jej wstać. Nie czekał na odpowiedź, tylko przytrzymał ją gdy nagle zaczęła przeczylać się w srtonę ściany.
- Zabierzcie ją do pomieszczenia z rzeczami.
Robert wyciągnał z tylnije kieszeni kawałek czekolady.
-Ejj dajcie jej, to niech zje. - powiedział rzucając czekolade Lucasowi Później wam też dam, coś do jedzenia.
Robert poszedł do następnych pomieszczeń... Przeraził się widokiem w reszcie hibernatorów nadal byli ludzie, nie wybudzili sie... Postanowił wrócic do Jeremiasha który mniej więcej w tym momencie powinien juz się wybudzić ze snu wywołanego morfiną. Jeremiash już na niego czekał, Robert dał mu swoją bluze.
-Zaraz ci wszystko wyjaśnie, teraz ubierz się pojdziemy po twoje rzeczy i zjemy coś, a wtedy wam wszystko wyjaśnie.
Jeremiash posłuchał go, Rober przyjrzał się Josephine wyglądała na trochę zagubioną
"To normalne w tym stanie ale... jednak powinna pamiętać swoje imię." W tym momencie Robert sobie przypomniał o plotce którą usłyszał od sekretarki w dziale przyjęć. Opowiadał mu że zgłosił sie kiedyś do nich sam Niccolo Salvatore, oczywiście pod innym nazwiskiem ale ona go poznała. Mówiła mu też że przestępcy znaleźli doskonały sposób na ucieczkę przed prawem, po morderstwie które policja może im udowodnić idą do lodówek na 21 lat, akurat tyle ile trzeba aby morderstwo się przedawniło. Podawali wtedy inne nazwisko a rząd nie miał prawa otwierać lodówek. Robert przez chwilę się przeraził, przyjżał się dokładnie Josephine doszedł jednak do wniosku że ta blondyna która z nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w ścianę nie może być morderczynią... Robert nie wiedział która wizja jest lepsza Josephine morderczyni, czy Josephine wariatka.Gdy juz wszyscy się zebrali w magazynie, Robert otworzył lodówke z jedzeniem i dał wszystkim po kawałku czekolady, wyciągnał też chleb masło oraz jakąś szynkę i mineralke oraz plastikowe kubeczki (wszystko wcześniej pokrajał, a do smarowania chleba dał im plastikowy nożyk, Robert był człowiekiem ostrożnym wolał nie dawać im noża). Gdy już skończyli jeść Robert postanowił im wszystko wyjaśnić.
-Przepraszam, za to całe zamieszanie z waszym wybudzeniem, lecz musiałem to zrobić. Nie będę was okłamywał, wszystko wskazuje na to że firma CrioTECH nas wykiwała, zostawiła nas bez opieki. Mineło około trzydziestu lat od momentu gdy poddałem się hibernacji czyli jest coś kolo 2050 roku. Jestem... a raczej byłem pracownikiem CrioTECHu komputer strujący całym kompleksem wybudził mnie jako jednego z opiekunów tego budynku, okazało się że zaczyna brakować energii. Znajdujemy sie 3 piętra pod ziemią, jedyna droga wyjścia stąd to winda, niestety nie mogłem stąd wyjść sam gdyż z powodu braku energii winda nie działała. Żeby podwyższyć poziom mocy wybudziłem was, musimy jak najszybciej dostać się do jakiejś drogi i kogos powiadomić, gdyż za około 2 dni ludzie znajdujący się w hibernatorach umrą. Więc zabierzcie wszystkie swoje rzeczy dostaniecie jakieś torby i plecaki, oraz jedzienie na droge najbliższa miejscowość jest dzień drogi stąd. Prosiłbym o pośpiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Sob 23:25, 02 Cze 2007    Temat postu:

Wlókł się za Robertem i Airam niczym cień. Od czasu ponownego podpięcia się do maszyn, Lucas nie czuł się najlepiej, a dokładnie psychicznie nienajlepiej. Ciało zaczynało powoli normalnie funkcjonować. Mózg pracował nienagannie po tylu latach przerwy i wspomnienia wracały niczym obłoki przyganiane przez wiatr. To właśnie one były powodem coraz gorszego samopoczucia. Życie, przed którym próbował uciec i o którym próbował zapomnieć, nie dało tak łatwo za wygraną. Problemy nie zniknęły tak po prostu tylko przez to, że on postanowił się ukryć, poddając się hibernacji. Nawet teraz ta sztuka się mu nie udała.
Tymczasem Robert wszedł do pokoju, gdzie przebywała jeszcze jedna kobieta. Sprawiała wrażenie, że nie jest świadoma tego, co się wokół niej dzieje.
To chyba nie był najlepszy pomysł - przyszło mu na myśl. - Lepiej trzeba było czekać. Czekać na śmierć, bo przecież dzisiaj byłoby już po wszystkim...

- Zabierzcie ją do pomieszczenia z rzeczami - wydał natychmiast instrukcje Robert. - Dajcie jej to, niech zje.
Wyciągnął z kieszeni tabliczkę czekolady i rzucił ją Lucasowi. Ten złapał ją w ostatniej chwili, wyrwany bez ostrzeżenia z własnego świata. Razem z Airam pomogli wstać kobiecie i we trójkę skierowali się we wskazane przez Roberta miejsce. Wpatrywał się w nieznajomą, kiedy ta pochłaniała kostki czekolady. Nie prosił nawet o jedną, chociaż głód z upływem czasu stawał się nie do zniesienia. Zresztą najpierw chciał zjeść coś konkretniejszego, a nie zapychać się słodyczami. Gdy posiłek dobiegł końca, kobieta postanowiła przebrać się w swoje rzeczy, a Lucas bez słowa wyszedł na korytarz.
Po chwili w oddali dostrzegł Roberta, który wracał w towarzystwie obcego mężczyzny. Miał na sobie tylko bluzę, więc Lucas bez problemów odgadł, że kolejny człowiek spędził kilka dobrych lat, jeśli nie więcej, podłączony do aparatur. Weszli do środka i Robert przyniósł z magazynu produkty, którymi mogli się pożywić. Kiedy najedli się do syta, zaczął im wszystko wyjaśniać. Przedstawił im sytuację, w jakiej aktualnie się znajdowali. Nie brzmiało to najlepiej, jak wszystko, co Lucas usłyszał od czasu otworzenia oczu.
- Co się stanie z innymi, którzy nie zostali wybudzeni? - zadał pytanie, nie spoglądając nawet w stronę Roberta. - Zamierzasz ich tutaj zostawić i pozwolić umrzeć?
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Śro 16:03, 06 Cze 2007    Temat postu:

Stało się to czego Robert się najbardziej obawiał... Pytania, Pierwsz zadał Lucas. Robert miał nadzieje że ostatnie, lecz wiedział że wszyscy będą chcieli dokładnych wyjaśnień.
- Co się stanie z innymi, którzy nie zostali wybudzeni? Zamierzasz ich tutaj zostawić i pozwolić umrzeć?
Robert chwile myslał nad odpowiedzią.
-Jeśli nie za dwa dni nie zostanie dostarczona energia do kompleksu to ci ludzie umrą. Łączność ze światem została zerwana, prawdopodobnie padły linie światłowodowe. Więc jesli chcemy uratować tych ludzi musimy jak najszybciej dotrzeć do cywilizacji, i poprosić o pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Czw 19:54, 07 Cze 2007    Temat postu:

Eileen z obrzydzeniem popatrzyła na wyciągnięte jedzenie. Coś w środku, prawdopodobnie żołądek, mówiło jej, że tego dnia niczego nie zje. Od kiedy się ubrała i przestało jej być tak beznadziejnie zimno, myśli zaczęły być bardziej jasne i logiczne, a światło przestało razić. Była nawet w stanie skupić się na tym co mówił człowiek, który wcześniej wyciągnął ją z tamtej okropnej dziury. Siedziała na ziemi pod ścianą z podwiniętymi nogami i kiwała się lekko na boki.
Nie tak to wszystko miało wyglądać. Najpierwszy miał być prysznic. Po jakichś czterdziestu latach bez kontaktu z wodą czuła się trochę zakurzona. A potem… Na pewno nie zabawa w bohaterów ratujących setkę zamrożonych ludzi. W dodatku w określonym limicie czasu. Jedyne czego teraz była pewna, to że gdyby w jej ręce wpadł jeden z bałwanów odpowiedzialnych za to wszystko, tak obiła by mu szczękę, że przez kilka następnych dni byłby w stanie powiedzieć co najwyżej fafusta. Zebrała się w sobie i całymi siłami w końcu wydusiła pytanie.
- Czy ta winda teraz będzie działać? I powiedz jeszcze jak mam się do ciebie zwracać. Panie inżynierze?
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Nie 17:00, 10 Cze 2007    Temat postu:

Postawione pytanie musiało wprawić go w zakłopotanie, ponieważ przez dłuższą chwilę panowała cisza. Wszystkie oczy wpatrywały się wyczekująco w tego, kto miał udzielić odpowiedzi. W końcu rzekł:
- Jeśli za dwa dni nie zostanie dostarczona energia do kompleksu, to ci ludzie umrą. Więc jeśli chcemy ich uratować, musimy jak najszybciej dotrzeć do cywilizacji i poprosić o pomoc.
Lucas przytaknął. Wprawdzie nie takiego początku się spodziewał, ale wiedział, że są sprawy ważniejsze, niż jego subiektywne odczuwanie rzeczywistości. Znalazł się w bardziej komfortowej sytuacji chociażby z tego względu, że nie groziła mu śmierć, której nadejścia nawet nie byłby świadomy. Z drugiej strony jednak może lepsza jest właśnie taka śmierć od czekania na nią długimi, niekończącymi się dniami, przesiąkniętymi masą coraz to nowych cierpień.
- Możesz liczyć na moją pomoc - powiedział w kierunku Roberta, odpychając z dala od siebie ponure wspomnienia.
Wziąwszy swoją skrzynkę, oddalił się nieco od reszty. Po jej otworzeniu, wyciągnął grubą książkę, z której wystawało pełno zakładek, zapewne zaznaczających miejsca ważnych dla niego słów. Za pomocą jednej z nich podzielił dzieło na mniej więcej równe części i osuwając się powoli na posadzkę, przeczytał krótki fragment. Następnie zamknął oczy i trwał tak w milczeniu przez kilka minut. Nie słyszał rozmowy pozostałych, lecz kiedy po chwili zwrócił wzrok w ich stronę, zauważył zaciekawione spojrzenia. Nie zważając na to, zamknął księgę i schował ją. Zanim zamknął skrzynkę, wyciągnął z niej srebrny łańcuszek z krzyżykiem i zawiesił go sobie na szyi. Później wstał i podchodząc do Roberta, rzekł:
- Jestem już gotowy.
Jego oczy błyszczały nieznaną siłą i biło z nich zdecydowanie. Na twarzy pojawił się prawdziwy i szczery uśmiech od niepamiętnych czasów...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Czw 17:34, 09 Sie 2007    Temat postu:

- Czy ta winda teraz będzie działać? I powiedz jeszcze jak mam się do ciebie zwracać. Panie inżynierze? - zapytała Jospehine.
- Mam na imie Robert, a winda będzie działaś jeszcze przez jakąś godzine więc radze sie pospieszyć.
Wszyscy szybko zebrali swoje rzeczy, Robert z magazynu zabrał niewielka ciężką pancerną skrzynkę, oraz zabrał jedzenie oraz wodę. Wszyscy zebrali sie przed windą
-Mam nadzieję że są wszyscy nie możemy na nikogo czekać.
Gdy robert wcisnął przycisk wzywający windę, światło na chwilę zgasło. Usłyszał cichy kobiecy pisk, który natychmiast został zagłuszony przez odgłos jadącej windy. Windy która od trzydziestu lat stała nieruszana, a jej sprawność była wątpliwa. Robert to wiedział ale wolał nikomu o tym nie mówić. Wszyscy weszli do windy, ruszyła. Nikt nic nie mówił, Robert wiedział że rozumieję powagę, w sumie ciężko nie rozumieć gdy winda hałasuje jak parowiec, co chwile słychać przeszywający pisk metalu trącego o metal, oraz to że winda trzęsie sie jakby miała się za chwile rozpaść. Robert rozglądał się patrzył w szczeliny windy, sprawdzał czy winda sie nie rozpada, wiedział że jeśli by się to stało nie byłoby dla niego ratunku ale mimo to nie mógł przestac patrzeć. Nagle spojrzał w róg windy przy którym stał, znajdował sie tam palec, ludzki palec. Robert kucnął udając że zawiazuje buta i mimo obrzydzenia schował go do kieszeni, nie chciał aby ktoś zobaczył go i sie przestraszył. Rozejrzał się dokładniej, spojrzał na drzwi windy był tam rudawy osad, wyglądał na rdzę, tyle że winda jest ze stali nierdzewnej... Robert zastanowił się chwile i zrozumiał że ktoś tam u góry jest, i na dodatek winda zmiażdżyła mu dłoń. Gdy Robert rozmyślał, winda ze zgrzyten i ostrym szarpnięciem się zatrzymała, otworzyły się drzwi i robert ujrzał znajomy korytarz... Absolutnie pusty, spojrzał na siemię zobaczył ślady krwi. Wszyscy patrzyli sie na ten krwawy ślad na podłodze.

-Co teraz? - Zapytał Lucas
Robert wyciągnął i pistolet odbezpieczył go.
- Idziemy do Klamatch.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 2 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin