Cytadela Elfów
Forum fanów fantasy, pisarstwa, storytelling i internetowych gier fabularnych
Obecny czas to Nie 9:04, 12 Maj 2024

Przebudzenie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Pon 13:31, 03 Gru 2007    Temat postu:

- Po pierwsze prosiłabym uprzejmie o kulturalne wyrażanie się przy mnie. Wiesz, mam złe skojarzenia i budzą się we mnie niebezpieczne emocje. Wracając do sedna twojego pytania. Nie ma ci tutaj kto odpowiedzieć, bo nikt nie wie. Mamy przed sobą albo cyrkowca uczestniczącego w eksperymencie „Jak zareagują odhibernowani po przedstawieniu im dowolnie wybranej wizji świata 50 lat później?” i wieczorem obejrzymy nasze twarze w miejscowej telewizji, nagrane z ukrytej kamery, albo trafiliśmy wprost do wariatkowa, gdzie oficerowie którejś-tam-z-kolei Rzeszy biorą Żydówkę za oficera Abwehry i wysyłają na mega-tajną misję do Damaszku. Pobawmy się z nimi i też udawajmy. W jednym i drugim przypadku, jeśli przeżyjemy, to za dziesięć lat będziemy się z tego śmiać, piastując wnuki.
Jak słusznie zauważyłaś, jeśli przeżyjemy - dopowiedział sobie w myślach Lucas, który postanowił milczeć do końca tego dziwnego spotkania.
Rozglądał się badawczo po pokoju, ale nigdzie nie dostrzegł czegoś, co mogłoby mu chociaż w małym stopniu podpowiedzieć, jakie wydarzenia rozegrały się na świecie w ostatnim półwieczu i które doprowadziły do obecnego stanu. Pomieszczenie w ogóle nie przypominało biura potężnego generała, który zawładnął całym krajem. Cała ta sprawa wydawała się coraz dziwniejsza i Lucas zaczął przychylać się do wizji Josephine. Koncentrując się na własnych myślach, nie zwracał uwagi na toczącą się wokół niego rozmowę.

- Moglibyśmy udać się na spoczynek? - dopiero to pytanie Roberta przywróciło go do rzeczywistości.
- Oczywiście, oczywiście - oficer uśmiechnąwszy się, pożegnał się z nimi.
Następnie cała czwórka została zaprowadzona do małego parterowego domu. Mieściły się tam łóżka, a na stole czekała na nich kolacja: ugotowana kukurydza oraz trochę mięsa. Lucas nie jadł za wiele. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co jest grane. Na szczęście po kolacji Robert opowiedział pokrótce, jak wyglądała sytuacja polityczna świata przed jego hibernacją.

- Trzydzieści lat temu szykowaliśmy się do wojny. Chińczycy zaczęli nas wyprzedzać gospodarczo, a rok przed moją hibernacją zajęli już całą Japonię. Cały świat się oburzył. Wystosowano żądania, aby Chińczycy opuścili tamte tereny. W odpowiedzi przestali dostarczać nam towary. Wszystko okropnie podrożało, ceny skoczyły dziesięciokrotnie. W rządzie kilka razy wspominano o „interwencji” w Chinach. I chyba tak się stało.
- To znaczy, że przegraliśmy? - zapytał Lucas.
- Wątpię - odpowiedział Robert. - Gdyby tak było, rozmawialibyśmy z komunistycznym oficerem, a nie faszystowskim. My chyba po prostu nie wygraliśmy tej wojny. Nikt jej nie wygrał.
- Co przez to rozumiesz?
- Wojna atomowa - kontynuował. - Tamten oficer mówił o skażeniu wody. Państwo rozpadło się i tyle. Pewnie mamy teraz milion małych państewek na terenach całej Ameryki. Jutro bierzemy broń i żywność, a następnie wiejemy. Jak się wyda, że nie jesteśmy tymi, za kogo nas uważają, w najlepszym wypadku nas powieszą. Wyśpijcie się, jutro czeka nas ciężki dzień.
Kolejna ucieczka - pomyślał Lucas. - Czyżby moje życie nazywało się jedną, wielką ucieczką?
Usiadł na swoim łóżku, opierając się o ścianę. Przez całą noc nie zmrużył oka, obserwując krajobraz za oknem. W ciemnościach ten świat wydawał się bezpieczniejszy i z pewnością piękniejszy niż za dnia. Mężczyzna wsłuchiwał się w spokojne oddechy swoim towarzyszy. Być może sen był teraz jedyną przystanią pokoju, ale Lucas nie chciał ponownie uciekać w wyimaginowany świat marzeń i iluzji. Nie wierzył w przypadki. Za to wierzył, że jest w stanie zapanować nad okolicznościami, że w jakimś celu znalazł się tutaj w tym konkretnym czasie. Teraz jedynie musiał odkryć ten cel.
Nie, tym razem nie ucieknę - poprzysiągł sobie.
Tymczasem za oknem niebo zaczęło jaśnieć i już po chwili na drewnianą podłogę padły pierwsze promienie słońca...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Czw 21:18, 21 Lut 2008    Temat postu:

Josephine wysłuchała w milczeniu rewelacji Roberta, kiedy zostali już sami. Rozważając wszystko spokojnie, zdjęła sweter i chwilę po tym jak jej głowa dotknęła poduszki, zasnęła. Jednak nie miała spokojniej nocy, budziła się, przewracała w łóżku. Kiedy tylko promienie słońca padły na podłogę pokoju, Eileen powoli usiadła na łóżku, przetarła oczy i zaspanym ruchem ręki sięgnęła po skarpetki pozostawione w butach. Rzuciła okiem na blondyna siedzącego na łóżku. Zdaje się, że nie spał całą noc.
- Witaj. Wydaje mi się, że nie przedstawialiśmy się sobie… - zasugerowała
- Jestem Lucas Harding.
- Oczywiście. Witaj Luck. Przepraszam, że wczoraj naskoczyłam na ciebie, ale szczerze mówiąc należało ci się – uśmiechnęła się wesoło.- Ja nazywam się Jospehine Eileen Hewitt, mów jak ci się podoba, byle nie po nazwisku. Chociaż znajomi amerykańscy zazwyczaj mówili Eileen. Idę teraz znaleźć gdzieś tu jakiś prysznic. Jeśli ktoś z was też by chciał się wykąpać to ja mam żel pod prysznic. Mój ulubiony. Nie miałam serca, żeby go zostawić w tamtym świecie, przed hibernacją – dorzuciła.
Mówiąc to wszystko kolejno zakładała skarpetki, buty, wygrzebała szczotkę z plecaka i przeczesała krótkie włosy. W końcu narzuciła szary sweter na białą bluzkę na ramiączkach, zgarnęła z ziemi swój bagaż, skierowała się do drzwi i nie czekając na odpowiedź wyszła.

Zaskoczyło ją jak jasno było na dworze. Okolica, która się przed nią otworzyła nie wyglądała zachęcająco. Mnóstwo śmieci, butwiejące belki, dzieci bawiące się starymi oponami. A więc to jest ta straszna IV Rzesza?
- Dzień dobry – usłyszała za sobą i szybko się odwróciła.
Stanęła wprost przed strażnikiem pilnującym ich drzwi. Był od niej ciut niższy i wyglądał bardzo dziecięco.
- Witaj – pozwoliła sobie na cień uśmiechu. – Macie tu jakieś miejsce do kąpieli?
Żołnierz zawahał się jakby zdziwiony pytaniem.
- Chyba gdzieś się tutaj myjecie, prawda? Czy mógłbyś powiedzieć mi gdzie mogę wziąć prysznic? – dodała cierpliwie.
Młody człowiek wyprostował się na baczność.
- Bez zbędnych formalności – szybko wtrąciła Josephine.
Strażnikowi opadły ramiona w geście kapitulacji w stawianiu jakichkolwiek problemów.
- Proszę iść za mną.
Poprowadził kobietę wzdłuż tego, co miało uchodzić za ulicę, ale wyglądało raczej jak wydeptana polna droga. Domy i zamieszkujący je ludzie byli w opłakanym stanie. Brudni, o matowym wyrazie oczu, jak w pierwszej fazie zdziczałości. Josephine starała się nie patrzeć na ich twarze, kiedy ciekawym wzrokiem odprowadzali nowoprzybyłą.
Chwilę potem zatrzymali się przed wątpliwej piękności barakiem.
- Łaźnia – powiedział strażnik.
Eileen omal nie opadła szczęka. Ale szybko przywołała się do porządku pod wpływem niepokojącej myśli.
- Ciepłej wody pewnie nie macie? – zapytała.
Strażnik spojrzał na nią z bezbrzeżnym zdumieniem, jakby nie mógł sobie nawet wyobrazić czegoś takiego jak ciepła woda z prysznica.
- Dobra, pytania nie było. Po prostu jestem przyzwyczajona do trochę innych warunków.
- Będę odkręcał kurki z wodą.
Omal nie przysiadła na nogach z zaskoczenia nad dziwnością tego świata. Ale udało jej się utrzymać pewność głosu, kiedy ruszając przed siebie rzuciła.
- Naturalnie.
Starała się nie zwracać uwagi na ściany raczej nieczęsto czyszczonego pomieszczenia z lekko rdzewiejącym prysznicem. Raczej nie mieli tutaj proszku przeciwko rdzy, ani tym podobnego innego środka czyszczącego. Po chwili z prysznica runęła struga lodowatej wody, a Josephine z nie najszczęśliwszą miną wyciągnęła żel do kąpieli z plecaka postawionego poza zasięgiem wody. Zaczęła sobie wyrzucać głupotę swojej decyzji o hibernacji.


Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Czw 21:28, 21 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Nie 18:48, 24 Lut 2008    Temat postu:

Robert myslał o tym co się stało, a przede wszystkim o tym co mogło sie stać. Gdy był nastolatkiem uwielbiał czytać książki fantastyczne i fantastyczno naukowe, więc przyjęcie do wiadomości tego co prawdopodobnie się stało nie było dla niego problemem. Zastanawiał się co robić dalej, dotychczas mieli dużo szczęścia. Po pewnym czasie poczuł sie okropnie zmęczony, połozył się spać. Rano obudzili go żołnierze, reszta już powoli się ubierała, Robert nie miał ochoty sie ruszać z łóżka. - A żeby tak ten świat szlag trafił! - pomyśał, po chwili dopiro się zorienował że jego życzenie się spełniło, tyle że o wiele wcześniej. Gdy wszyscy byli ubrani wsyszli przed budynek, stał Hauptscharführer Josef Fischer. Wysoki niemiec patrzył na nich podejżliwie.
-W waszym samochodzie jest już jedzenie i benzyna, trzy karabiny myśliwskie i po sto noboji do każdego z nich. Jest też mapa i kompas, mam nadzieję że szybko wrócicie z wiadomościami jak ma sie sprawa z naszymi szanownymi sąsiadami. - Powiedział jak zwykle bez cienia emocji.
-Danke. - To było jedno z niewielu słów które Robert znał z języka niemieckiego.
Wszyscy wsiedli do samochodu, Robert powoli ruszył. Gdy juz minęli blokade oddzielającą Czwartą Rzesze od reszty świata odetchnął z ulgą.
Przejechał jeszcze kilkanaście kilkometrów droga wskazywaną przez odręcznie narysowaną mapę, po czym zatrzymał się na poboczu drogi. Wysiadł z samochodu i popatrzył na wszystkich.
-Gdzie checie jechać? - zapytał - Bo wiecie teraz każdy może robić co chce i powiem szczerze ja nie wiem gdzie jechać, chociaż mamy teraz niewielki wybór, północ albo południe, bo na zachód jest to Królestwo do którego mamy jechać i nas tam oczekują.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Nie 20:07, 24 Lut 2008    Temat postu:

Airam wsiadła na tylne siedzenie za Robertem. Z tamtąd mogła bez przeszkód obserwować mężczyznę. Po krótkim wypoczynku w IV Rzeszy czuła się nieco zrelaksowana, wypoczęta, a przede wszystkim czysta. Po opuszczeniu terytorium współczesnej namiastki Niemiec. Gdy po kilkunastu minutach Robert zatrzymał pojazd.
-Gdzie checie jechać? - zapytał - Bo wiecie teraz każdy może robić co chce i powiem szczerze ja nie wiem gdzie jechać, chociaż mamy teraz niewielki wybór, północ albo południe, bo na zachód jest to Królestwo do którego mamy jechać i nas tam oczekują.
- północ - może na terytorium Kanady będzie normalniej.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 17:12, 15 Mar 2008    Temat postu:

Margarita otworzyła oczy. Tysiące jasnych promieni skierowały się w stronę jej brązowych tęczówek.

A niech to, zapomniałam o nie otwieraniu oczu... Cholera!

Zamknęła je momentalnie i wsłuchała się w odgłosy otoczenia. Ku ogromnemu zdziwieniu panowała cisza.

Taka lepka, gęsta i nieprzenikniona... O, jeszcze wszechobecna... Tak, to dobre słowo... No nie... Co ja wyprawiam? Zboczenie zawodowe, ech... Tu nikogo nie ma, a ja dobieram opis ciszy. Żałosne...

Kobieta otworzyła oczy i spróbowała się ponieść. Jednak okazało się to daremne. Ból, chłód i inne podobne doznania opanowały ciało. Jednak królowały w organizmie nie zbyt długo, zaćmiewane działaniem morfiny i innych substancji, które w żyły Margarity pompował komputer.

Dobra, dość. Bo jeszcze halucynacje będę miała.

Kobieta uśmiechnęła się do siebie lekko, jednak to, co wykonały jej chwilę temu odmrożone usta, bardziej przypominało grymas.
Odłączywszy wszystkie kabelki i przewody od siebie, Margarita wstała i rozejrzała się.
Zawsze myślała, że po hibernacji będzie długo dochodzić do siebie, a mózg na zawsze utraci pewne fragmenty pamięci. Domieszka szaleństwa też była by wskazana. Wtedy można by było zatracić się w świecie iluzji i do końca życia przesiedzieć w psychiatryku.
Patrząc na otaczający świat, Margarita nie była pewna, gdzie są bardziej normalni ludzie, tu czy w psychiatryku, więc wcale nie miałaby nic przeciwko utraty zdrowego rozsądku.
Ale bała się jednego. Utraty pisarstwa. Bała się ogromnie, że po przebudzeniu nie będzie potrafiła napisać ani jednej linijki tekstu. Jednak skoro od razu po odmrożeniu machinalnie opisała ciszę, która wokół niej panowała, to może pisać jeszcze mogła.

Rita wstała powoli. Mięśnie zdawały się być ze stali. Ale z każdym ruchem ciało stawało się coraz bardziej plastyczne. Wreszcie kobiecie udało się podejść do małego okienka w drzwiach.
Zgięcie dłoni w pięść zajęło kilka minut. A o walnięciu nią w szybę w ogóle nie było mowy. Margarita rozejrzała się i rzekła słabym głosem.
- Jest tu kto?
Wyszedł jej bardziej szept niż głos, ale to już lepsze niż zupełny brak dźwięków mowy.
Wszędzie panowała cisza.
- Tak... - zaczęła mówić do siebie by jej szept nabrał dźwięczności i bardziej przypominał ludzki głos. - Nikogo nie ma... Albo to kolejna część eksperymentu... Ale na jej temat nic mi nie wiadomo. Nie jestem królikiem doświadczalnym, o na pewno nie. Co tam mówili?
Zatrzymała się na moment i zastanowiła.
- A no tak, albo zwariuję, albo będę pamiętała, jak mam na imię. Z tego, co pamiętam, to Margarita Aleksandrowa jestem. A że zostałam zahibernowana nie ciężko się domyśleć. Skoro znam dwie podstawowe informacje, to może nie zwariowałam? Może... A czy ja kiedyś byłam normalna? Więc szaleństwo mi nie grozi, tak samo jak choremu na grypę nie grozi przeziębienie.

Wypadało by coś włożyć na siebie. Przecież nie jestem Ewą przed zjedzeniem jabłka...
Margarita skierowała się do skanera. Po lekkim wahaniu, odgarnęła brązowe włosy, które opadły na jej twarz niesfornymi kosmykami, i przyłożyła oko do skanera.
A jeżeli to się zepsuło i wypali mi.... - nie dokończyła swej myśli. Czerwona stróżka skanera przejechała po jej brązowym oku. Coś pisnęło i otworzyła się szafka.
Rita uśmiechnęła się, widząc swoje rzeczy. Ubrała szybko dżinsy, tunikę i trzewiki. Dzięki dotyku znanej jej materii poczuła się lepiej, choć nadal było jej zimno.
Z kieszeni spodni wypadło parę kartek. Kobieta podniosła je i uśmiechnęła się, widząc wiersze, które napisała tuż przed hibernacją, gdy musiała czekać z jakimiś kabelkami w żyłach na coś tam.
- Drzwi... Oby nie były zamknięte... - mruknęła, chowając kartki do kieszeni.
Nie były. Otworzyły się posłusznie. Na korytarzu panowała cisza.
- Jest tu ktoś?! - już bardziej podobny do ludzkiego, głos poniósł się na skrzydłach echa przez korytarze. - Zahibernowali, zgarnęli kasę i zapomnieli... Ale co ja się dziwię, przecież to normalne w tym świecie.
Rita wróciła do pokoju i zajrzała do swojej szafki. Szkoda, ze jedzenia tu nie schowałam... - westchnęła w myślach.
Na dnie leżał tylko scyzoryk i srebrny wisiorek w kształcie połówek słońca i księżyca. Rita nałożyła naszyjnik na siebie i wzięła scyzoryk.
Szkoda, że kałacha nie dało się tu przemycić... Przydałby się... - w prawym kąciku ust pojawił się zadziorny uśmiech.

Kobieta wyszła z pokoju i ruszyła korytarzem w stronę windy. Wszystko wyglądało na opuszczone. Zapomnieli, na bank zapomnieli... Ale u ludzi to normalne. Tylko ludzki gatunek dba o inne, a o swoim zapomina...

Winda przyjechała i chętnie otworzyła drzwi. Rita weszła doń z lekką obawą, jednak powtarzając sobie, że skoro już się obudziła, to zginąć nie jest jej pisane, zrobiła stanowczy krok w przód.
Klekocząc, winda pojechała w górę. Z westchnieniem otworzyła drzwi i, gdy tylko Margarita wyszła z niej, z impetem runęła w dół.
- A nie mówiłam, że nie jest mi pisane zginąć?

Tu również nikogo nie było. A może i był, lecz Rita nie miała ochoty na spotkanie z zamrożonymi ludźmi, którzy bardzo możliwe, że już nie żyli.
Wolała poszukać kogoś spoza firmy CrioTECH.
Wyszła z budynku i ruszyła prosto przed siebie. Mijały godziny, na swej drodze kobieta jednak nie spotkała nikogo.
- To nie do pomyślenia... Czy cały świat nie żyje?
Odpowiedzią na pytanie był ryk silnika samochodowego i mocne uderzenie w bok, któremu towarzyszył pisk hamulców.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 20:29, 15 Mar 2008    Temat postu:

Pomysł Airam był jedynym który ktokolwiek zgłosił, Robet pomyślał że jest choć jedna osoba zdecydowana. Szczerze mówiąc On też chciał jechać na północ, raz był w północnej części Stanów. Bardzo mu się tam podobało. Robert spojrzał na swój zegarek, cieszył się ze kupił sobie tuż przed zahibernowaniemten zegarek, z klasycznymi wskazówkami, a nie wyświetlaczem, z najnowocześniejszą baterią która miała dość mocy by zasilić zegarek przez najbliższe sto lat. Ustalił gdzie jest północ tak jak go uczyli w szkole, na podstawie ustawienia wskazówek i słońca. Wszyscy wsiedli do samochodu, w pewnym momencie musieli znów skręcić na wschód, znaleźli się przez to blisko ośrodka CrioTECH'u. Robert jechał dosyć szybko chciał możliwie jak najszybciej oddaluić się od tego miejca. po przejechaniu kilkunastu kilkometrów, Robert musiał zwolnić z powodu dziur na drodze, było ich bardzo dużo, gdzie niegdzie przez asfalt przebiło się jakieś młode drzewko. Podczas drogi nikt nic nie mówił, wszyscy byli zmęczeni całą sytuacją, Robert popatrzył się przez chwilę na Airam - Ładna, sympatyczna, trochę zwariowana, ale bardzo fajna - takie myśli wędrowały przez jego umysł gdy na nia patrzył. Właśnie w momencie gdy Airam odwróciła się w jego stronę i Robert spojrzał w jej piękne zielone oczy, katem oka dostrzeł że coś stoi na drodze. Odruchowo nacisnął z całej siły hamulec, i manewrował kierownicą próbując ominąć przeszkodę lecz było już za późno. Robert poczuł lekkie szarpnięcie i usłyszał kobiecy krzyk. Szybko wyskoczył z samochodu, i zobaczył leżącą kobietę któa trzymałą się za bok. Miałą długie brązowe falowane włosy, była mniej więcej wzrostu Roberta, około 165 cm.
-Nie ruszaj się.
Powiedział po czym uklęknął przed nią i lekko zadarł bluzkę którą miała na sobie, zobaczył szybko rosnący siniak. Pal licho to. nie mam wyjścia, jak szybko nie przyłożę czegoś zimnego to może z tego zrobić się krwiak. Poszedł do bagażnika i ze swojej skrzykni wyciągnął sztabę żłota. Przyłożył ją do ciała dziewczyny. Zobaczył na jej twarzy wyraz ulgi. Poprosił Lucasa, by pomógł mu przenieść dziewczynę do samochodu. Lucas dał jej trochę wody, Robert oglądał w tym czasie jej ciało. Dłońmi ściskał jej kończyny sprawdzając czy kości, ale wszystko wskazywało na to że poza kilkoma zadrapaniami, ogólnym oszołomieniem i dużym siniakiem na boku nic jej nie jest.
-Jak masz na imię? Skąd jesteś?


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Sob 20:53, 15 Mar 2008    Temat postu:

- Cholera... - mruknęła pod nosem. - Hibernacja, winda, samochód... Do trzech razy sztuka, czyli co?
Rita spojrzała mętnym wzrokiem na swego oprawcę i ratownika w jednej osobie. Jej uwagę przyciągnęła sztabka złota. Hmm albo nic się nie zmieniło i to jacyś rabusie (o, Rito, trafiłaś jak but w gówno!) albo świat odrzucił pieniądz i teraz używa banknotów jako papieru toaletowego, a sztabek złota jako sposobu na siniaki... Chyba jednak mi się pomieszało po odmrożeniu, co za głupoty mam w głowie...

Jak masz na imię? Skąd jesteś? - głos mężczyzny przerwał potok myśli Rity. Spojrzała na niego, następnie na mężczyznę, który zaniósł ją do samochodu.
Mam się ich bać? A może na ziemi są teraz sami mężczyźni? – spytała sama siebie, przypominając sobie pewien polski film pod tytułem „Seksmisja”. Tam dwaj mężczyźni zostali zahibernowani i gdy się obudzili, na świecie mieszkały już tylko same kobiety. Kłamać czy mówić prawdę? Może jak powiem prawdę, to stwierdzą, żem wariatka... A kłamać... Ale co kłamać? Ech...
- Margarita Aleksandrowa... – rzekła słabym głosem, decydując się na wyznanie wszystkiego jak w konfesjonale.
A jeżeli to rasiści i dostanę w czapę za me pochodzenie? Przecież moje imie i nazwisko to jak plakietka na czole „I’m from Russia”, ech... Igranie z losem to moja specjalność...
- Kilka godzin temu obudziłam się... Cholera... – poczuła jak jej ciemnieje przed oczami. Brak jedzenia, wyziębienie i przytulanka z samochodem robiły swoje.
Ciemne mroczki znikły po chwili i świat przestał wirować.
- Z hibernacji... – szepnęła zmęczonym głosem.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Sob 21:17, 15 Mar 2008    Temat postu:

Robert patrzył z niedowierzaniem, na dziewczynę. Wszystko wskazywało jednka na to ze mówiła prawdę, była czysta jej ubranie różniło się od obszarpanych zużytych łachmanów w których chodzili tutejsi ludzie. Był jeden sposób by to sprawdzić, odwrócił ją i spojrzał na jej kark. Wylał na dłoń trochę wody i posmarował jej kark, na jej skórze nagle pojawił się czarny napis. Data hibernacji, oraz data wybudzania. Wszyscy patrzyli zdziwieni na Roberta.
-A więc mamy następną hibernatuskę. Ona jest ostatnia.
-Jak to ostatnia? Co z resztą? - zapytał Lucas.
-Komputer prawdopodobnie zaczął wybudzać resztę ludzi wdrażając plan awaryjny. Tyle że mocy starczyło tylko na nią, jeszcze dziś reaktor zacznie wyłączać urządzenia hibernujące. Możliwe ze już to się stało nie wiemy kiedy Ona wyszła z ośrodka. Ehh i tak byśmy ich nie uratowali. Cieszmy się że jedna osoba więcej przeżyła. Niech siądzie z tyłu na środku będziecie ją podtrzymywać i zapnijcie jej pasy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Nie 15:23, 16 Mar 2008    Temat postu:

Całonocne czuwanie niezupełnie kojąco wpłynęło na samopoczucie Lucasa. Nowy dzień nie przyniósł żadnych konkretnych odpowiedzi. W zamian nasuwało się coraz więcej pytań, nie sformułowanych do końca w ludzkim umyśle, gdyż natychmiast powstawały nowe, wysysające ostatnią nadzieję, że wybór dokonany przed laty był właściwy. Nawet krótka rozmowa z Josephine odniosła przeciwny skutek, niż zapewne dziewczyna zamierzała osiągnąć, burząc cały wewnętrzny spokój, który Lucas zdołał wypracować u siebie przez całą noc.
Jakie masz wobec mnie plany? - to jedno pytanie przebijało się ponad wszystkie inne, atakując świadomość mężczyzny, wypierając z niej słabe i zbędne myśli.
Odpowiedź jednak nie nadchodziła z żadnej strony. Być może skrywała się w skrzynce, zawierającej najważniejsze skarby z przeszłości, które, jak nowo wydobyte diamenty, nie zostały jeszcze wystarczająco oszlifowane, by ujrzeć światło dzienne. Pragnienie zrealizowania marzeń z tamtego życia było tak silne, jak złośliwość natrętnych pytań i bezradność wobec panującej ciszy. Nie ciszy otoczenia, w którym Lucas się znajdował, lecz ciszy sumienia. Wiedział, że jego współtowarzysze są tak samo wstrząśnięci nowym obrazem świata jak on. Nikt z nich nie wyobrażał sobie w najczarniejszych snach takiej wizji, jaką sprezentowała im teraz rzeczywistość.
Podróż wydawała się teraz bezcelowa. Pomimo otrzymania misji wywiadowczej, każdy metr przebyty w obranym przez Roberta kierunku, tak naprawdę prowadził donikąd. Nie było już domu, do którego Lucas zamierzał wrócić po przebudzeniu. Nie znał losu przyjaciół i rodziny, którzy mogliby go przyjąć z otwartymi ramionami, niczym powracającego z dalekiego kraju syna marnotrawnego. Jednak błyskawica bólu przeszyła całe jego ciało, gdy przed oczami utworzył się powojenny obraz, ukazujący ukochane, lecz martwe, twarze tych wszystkich, którzy dla niego byli kimś ważnym i bezcennym. Nie mógł znieść widoku pracujących w nieludzkich warunkach w obozach koncentracyjnych, torturowanych, czy nawet rozstrzeliwanych za drobne przewinienie, czy paradoksalnie za pomoc i ocalenie życia innym.
Cały spokój stał się w jednej chwili tylko wspomnieniem po czymś, co miało niezachwianie trwać przez wieki. Zdecydowane opowiedzenie się przeciwko ucieczce nagle się gdzieś ulotniło. Nawet wtedy, gdy Robert zapytał ich o dalsze poczynania, milczał. Słowa stawały gdzieś w krtani, uwięzione i przygwożdżone nieznaną siłą. Dłonie drżały i pociły się pod wpływem wydobywającego się z nich ciepła – zupełnie, jakby za chwilę miał jeden z semestralnych przeglądów gry na pianinie przed całą szkolną komisją. Nie pomogły ciche, głębokie oddechy. Utkwił tylko wzrok w martwym punkcie przed sobą i wydawać by się mogło, że za wszelką cenę chce w nim odnaleźć siłę do pokonania bariery, która powstrzymywała go przed podjęciem określonego stanowiska.
Jednak Robert nie czekał wieczność, aż każdy powie to, co myśli. Lucasa nie obchodziło, jak wypadł w jego oczach – niezdecydowany, niepewny, zupełnie do niczego. Najgorsze było to, że nie wiedział, jak postąpić, by potem nie żałował swojego wyboru. Czy uciec i potem ukrywać się do końca życia, snując jedynie ulotne marzenia o szczęściu, którego tak pragnął? Czy stawić czoła temu, co przerażało, budziło wstręt i odrazę?
Ciszę przeszył nagły pisk hamulców i po chwili samochodem szarpnęło na skutek uderzenia. Robert natychmiast wysiadł z pojazdu. Kiedy do Lucasa dotarło, co mogło się stać i być przyczyną ich nagłego zatrzymania się, pospiesznie poszedł w jego ślady. Zauważył, że klęczy przy kobiecie, która w jakiś sposób nie pasowała do współczesnego świata – i pod tym względem była podobna do nich.
Kolejna ofiara hibernacji? - pomyślał.
Robert tymczasem z bagażnika, w którym znajdowała się jego skrzynka, przyniósł sztabkę złota. Lucas zdziwił się, widząc ten drogocenny metal, ale to nie był czas na zadawanie pytań. Zresztą nie było jego sprawą, skąd zdobył tą sztabkę i czy ma ich jeszcze więcej. Razem przenieśli ranną do samochodu i usadowili wygodnie na tylnym siedzeniu obok Josephine.

- Jak masz na imię? Skąd jesteś? - zapytał Robert, gdy nieznajoma doszła do siebie.
- Margarita Aleksandrowi - odpowiedziała cicho, robiąc pauzę po każdym słowie, by zaczerpnąć oddech. Lucas nie wiedział, czy to z powodu poniesionych obrażeń, czy też ze strachu przed nieznajomymi. - Kilka godzin temu obudziłam się z hibernacji.
Robert musiał nie dowierzać, gdyż zmoczywszy uprzednio dłoń wodą, posmarował jej kark i natychmiast pojawiły się dwie daty: hibernacji i przebudzenia.
Jak towar na półce w pierwszym lepszym sklepie - wzdrygnął się. - Produkcja i data ważności. Najlepiej spożyć przed...

- Ona jest ostatnia - potwierdził.
- Jak to ostatnia? Co z resztą? - zapytał Lucas.
Nie chciał przyjąć do wiadomości logicznego tłumaczenia Roberta. Szala się przeważyła.
- Ja wysiadam - powiedział cicho, lecz stanowczo. - Nie mamy pewności, że nikt nie ocalał. Tam ktoś może potrzebować pomocy! Poza tym nie zamierzam kolejnego życia zmarnować, chowając głowę w piasek.
I dodał z lekkim uśmiechem:
- Zawsze chciałem zbawiać świat...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Abigail
Gość







PostWysłany: Nie 22:36, 16 Mar 2008    Temat postu:

Josephine próbując odzyskać wewnętrzna równowagę zaczęła bawić się w obserwację. Bardzo to lubiła, można się wtedy dużo dowiedzieć o innych i naprawdę uspokoić. Luckas’owi trzęsły się ręce, wyglądał na bardzo zestresowanego. W sumie nic dziwnego, w normalnych warunkach w CrioTECHu przez pewien czas pozostawaliby pod obowiązkowym nadzorem psychologicznym. Takie nagłe tracenie tego, co było i wchodzenie w inny, a jednak ten sam świat było ogromnym szokiem. Jednak pozostała dwójka zdawała się doskonale sobie radzić z realiami.
Eileen naprawdę przeraziła się, kiedy wjechali na coś, co okazało się być nową towarzyszką niedoli odhibernowanych. Ogromne opanowanie Roberta zrobiło na niej duże wrażenie, stwierdziła, że doskonale go wybrali jako człowieka CrioTECHu do hibernacji. Wyglądało na to, że psychologia do czasu jej zamrożenia poczyniła imponujące postępy w dziedzienie selekcji ludzi na odpowiedzialne stanowiska pracy. Żałowała, że prawdopodobnie nie poza tych technik, z oczywistego względu poszatkowania całych Stanów Zjednoczonych na małe polis, a wraz z nimi zapewne również upadku nauki.
Z przebłyskiem okropnej świadomości, parzyła jak Robert sprawdza numery na szyi nowej… ach tak, Margarity. Zabawne nazwisko ma, ale czego to w USA się nie spotka.
Z lekkim uśmiechem i bez słowa przytrzymała ją, kiedy ta siadała i pomogła poobijanej zapiąć pasy. Czas na gadanie przyjdzie później.
Nagle poderwała głowę.
- Zawsze chciałem zbawiać świat. – właśnie kończył oświadczać Luck.
Uśmiechnęła się kącikiem ust i łagodnie popatrzyła w oczy mężczyźnie próbując zorientować się na ile ten mówi poważnie. Uznała to zamierzenie na tyle poważne, żeby zaingerować. Podniosła w uśmiechu prawy kącik ust.
- Przykro mi Lucas, ale to co mówisz jest absurdalne. Nawet, jeżeli udałoby ci się tam trafić z powrotem, bo drogi chyba raczej nie znasz, to możliwości pomocy będziesz miał tak ograniczone, że szanse, iż cokolwiek ci się uda są minimalne. Nie masz żadnego sprzętu ratowniczego, nie wiem czy posiadasz odpowiednią wiedzą medyczną. A potem, co? Chciałbyś pokazać tym ludziom ten świat? Powiedzieć, witajcie w ruinach najpotężniejszego państwa na świcie, waszej ojczyzny? Jeżeli ktokolwiek jest na tyle zdrowy po przebudzeniu, żeby przeżyć, to właśnie masz tutaj przykład – rzuciła okiem na Margaritę. – Nie możemy się rozdzielać w imię marzeń i nie zamierzam cię stąd wypuścić. Co innego by było gdyby było nas więcej niż siedzeń w naszym klekocie – przez twarz Josephine przemknął wesoły, acz nieustępliwy błysk. Też pomysł. Od ratowania świata są Supermeni, a nie wyglądało na to by ten tutaj nosił niebieskie wdzianko i czerwone gacie.
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Pon 9:09, 17 Mar 2008    Temat postu:

Robert był trochę zaskoczony reakcją josephine, ale cieszył się że nie tylko on myśli racjonalnie.
-Lucas, powiedz mi szczerze, czy jesteś moze fizykiem jądrowym? Z tytułem ińżyniera raktorów atomowych?, A może masz jeszcze trochę uranu? Jeśli nie to nawet nie marz o tym by ich uratować, nie możemy nic zrobić, czasem tak po prostu jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Pon 11:13, 17 Mar 2008    Temat postu:

- Cały świat jest absurdalny, więc nie mów mi, co mam robić, czy myśleć - Lucas spojrzał gniewnie na Josephine. - Rozglądnij się wokoło. Gdzie jest teraz ta cała cywilizacja, którą opuściliśmy? Kolorowe światła miast i wgryzające się w niebo wieżowce? Nie ma! Ale to nie daje ci prawa, by odejść i jednym machnięciem ręki pozbawić istnień tych, którzy mieli nadzieję na lepsze życie. Oni mają prawo znać prawdę, nawet tą najgorszą. Tobie łatwo jest teraz mówić, bo ciebie maszyny obudziły w pierwszej kolejności. Postaw się w ich sytuacji. Chcesz umrzeć pozbawiona jakiejkolwiek świadomości? Pozostawiając za sobą niedokończone sprawy z przeszłości? Wybacz, ale to nie ty decydujesz o życiu i śmierci innych ludzi.
Następnie zwrócił się do Roberta:
- Nie, nie jestem. I możesz sobie myśleć, że zwariowałem. Trudno. Wydaje mi się jednak, że nie potrzeba być Einsteinem, by wyprowadzić z CrioTECHu tych, którzy przeżyli. Czasami nic nie możemy zrobić, ponieważ wmawiamy sobie, że jesteśmy bezsilni i poddajemy się na starcie. Wcale tak nie musi być...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Dijkstra3
Administrator



Dołączył: 02 Sty 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Redania, Tetrogor
Płeć: Sir


PostWysłany: Pon 16:25, 17 Mar 2008    Temat postu:

-Lucas Ty nie rozumiesz. Jest za późno, oni już zostali odłączeni. Wszyscy. - powiedział lekko drżacym głosem Robert. - Jesteśmy bezsilni bo uran już sie skończył, teraz reaktor wygasa. Jak wiesz winda jest jedyną drogą na dół, nie ma już energi która by ją zasilała, o zejściu na dół można tylko pomarzyć. Wszystko jest zrobione z hartowanej stali odpornej na wszelkie uderzenia, sam pracowałem nad zabezpieczeniami ośrodka, nie da się ich obejść. I nie wmawiaj mi że nie chcę ich uratować, chcę, a raczej chciałem bo teraz już nic nie można zrobić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Gość








PostWysłany: Śro 0:10, 19 Mar 2008    Temat postu:

Nie chciał przyznać przed samym sobą, że Robert miał rację. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jego słowa są prawdziwe, jakby umysł, mechanicznie broniąc się przed przyjęciem winy za nie udzielenie ratunku na czas, za wszelką cenę starał się wyprzeć ze świadomości bolesną rzeczywistość, oddzielając się od niej potężną barierą.
Cholera! Dlaczego nigdy nie może być idealnie?! - krzyczał w środku. - Dlaczego nigdy nic nie układa się po mojej myśli?!
Bez słowa wsiadł do samochodu, pozostawiając Roberta samego na zewnątrz. Zajął ostatnie wolne miejsce, szczerze żałując, że maszyny obudziły go w pierwszej kolejności. Teraz mógł tu siedzieć ktoś zupełnie inny, przed kim rysowałaby się długa przyszłość. Ale ślepy los wybrał jego, którego istnienie w takich warunkach szybko dobiegnie końca. Lekarstw nie starczy na długo, a w tym zniszczonym świecie nie było nawet się co łudzić, by móc uzupełnić ich niedobór. W takiej sytuacji nie istniały żadne szanse na cudowne uzdrowienie. A to był główny powód, dla którego zdecydował się poddać hibernacji.
Odwrócił twarz od Josephine i Margarity. Najbardziej pragnął teraz samotności, uciec daleko od tych wszystkich wypełnionych litością spojrzeń. Lucas wiedział, że jego towarzyszom też nie jest łatwo pogodzić się ze śmiercią tylu niewinnych osób. Jednak oni nie zajmowali czyjegoś miejsca. Dostali szansę na nowe, lepsze życie i teraz z niej pełnoprawnie korzystali, podczas gdy on utracił tą szansę zaraz po przebudzeniu...
Powrót do góry

Autor Wiadomość
Arianna
Gość







PostWysłany: Śro 10:58, 19 Mar 2008    Temat postu:

Margarita czuła jak powoli traci kontakt ze światem. Była zmęczona, siły niczym rzeka wyciekały z niej coraz szybciej. Nie miała już sił martwić się tym, co się z nią działo.
Zabiją czy nie, jaka różnica? I tak jestem już żywym trupem... Nie czuję by to był ten lepszy, wymarzony świat. Nie... A mówili mi, bym zapomniała o tej hibernacji i zajmowała się tym, co robiłam...
Moi uczniowie zostali tam, w przeszłości... Pewnie już są magistrami, mają rodziny albo... Albo nie żyją... A moje książki? Ech te najlepsze wydawnictwo proponowało mi umowę na ponownie wydanie całej mojej twórczości, jak ono się nazywało? A nieważne... I co? I nic, zachciało mi się hibernować... Teraz siedze w jakimś samochodzie, z jakimiś ludźmi. Nie znoszę tego, nic się nie zmieniło, jedynie pogorszyło. Jak zwykle...

Kobieta czuła jak jej oczy zamykają się same. Nie miała siły już na nic patrzeć czy też myśleć. O wypytaniu nieznajomych o cokolwiek nie było mowy.
Pod powiekami Rity zapadła ciemność, zabierając ją w świat majaczących snów. Głowa kobiety delikatnie oparła się o ramię, siedzącego przy niej, mężczyzny.
Powrót do góry

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum Cytadela Elfów Strona Główna -> RPG / Wyprawy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 4 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin